Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich

"Wokół LAKP" (470)



Co tu dużo mówić - HLAKP 17/18 rozpoczęty. Pierwsza kolejka wprawdzie rozbita na dwa weekendy, a druga zagrana będzie dopiero 25 i 26 listopada, ale jak już liga wrzuci wysokie obroty, to zadzieje się bardzo wiele. Sami moglibyśmy się tutaj przechwalać, jak politycy PiS z okazji podsumowania dwóch lat rządów, ale koń jaki jest, każdy widzi. Zwłaszcza po tak fajnej kolejce inauguracyjnej, o której piszemy pod spodem.

GOL-asy – KP Wicher 2:2 (0:1)
Sezon 2017/18 rozpoczął mecz drużyn, które ubiegłe rozgrywki kończyły w marnych nastrojach, po przegranych barażach o II ligę. Los to jednak figlarz i wystarczyła spora rotacja drużyn, by jedni i drudzy i tak załapali się do wyższej klasy rozgrywkowej. W pierwszej odsłonie meczu poza twardą walką z obu stron obejrzeliśmy także jednego gola – zdobył go płaskim strzałem Adrian Wójcik. Zaraz po przerwie do wyrównania doprowadził Hubert Małyszka. Boiskowe wydarzenia zaczęły nabierać tempa, bo po dwóch minutach znów Wicher prowadził, tym razem za sprawą Łukasza Pogody. GOL-asy i tym razem wyrównały – do bramki debiutującego w zespole Wichru Jakuba Jarosławskiego trafił Paweł Wrzaszcz. Ostatnie minuty były nerwowe, bo nawet najmniejszy błąd mógł kosztować utratę punktu, które na inaugurację nie jest złym wynikiem.

KP Ułani – Multimel 3:3 (2:2)
W drugim sobotnim meczu na parkiecie zaprezentowały się nam drużyny najniższej ligi – Ułani i Multimel. Obie ekipy znamy z OLS, choć Ułanów jeszcze spod nazwy LSM Team. Ledwo spotkanie się rozpoczęło, a już sędziowie mogli wskazywać na środek boiska po raz pierwszy – skuteczności z Orlika nie zatracił Maciej Jabłoński. Po kilku minutach odpowiedział najjaśniejszy punkt drużyny Ułanów, Marek Błaszczak. W 6 min Multimel po raz drugi wyszedł na prowadzenie. Tym razem strzał jednego z graczy Multimelu odbił się od Karola Czachorowskiego i wpadł do bramki Pawła Łukasiewicza. Tuż przed przerwą po raz drugi wyrównał Błaszczak. Na początku drugiej odsłony Multimel po raz trzeci wysunął się przed swoich rywali. Z najbliższej odległości trudny, sytuacyjny strzał pod poprzeczkę oddał Maciej Jabłoński. Teraz zespół grający w żółtych znacznikach znacznie dłużej utrzymywał korzystny wynik, a duża w tym zasługa świetnie dysponowanego bramkarza, Łukasza Kołodzieja. Jednak Marek Błaszczak udowodnił swoje wysokie umiejętności i w 24 min uratował Ułanom remis. Dużo emocji, solidne tempo – jak na IV ligę obejrzeliśmy całkiem sympatyczne spotkanie.

Wściekłe Psy – Mustang Marketing 0:0
Mustang wraca do LAKP po kilkuletniej przerwie. Z czego jednak zapamiętaliśmy „Dzikie Konie”? Z defensywnego stylu gry, czyli dokładnie z tego samego, co prezentują Wściekłe Psy. Gdy jednych i drugich los skojarzył już w 1. kolejce, kiedy ciężko o zgranie i automatyzmy halowe, jasne stało się, że bramki w tym meczu mogą być towarem deficytowym. Zgodnie z przewidywaniami, w tej rywalizacji nie zobaczyliśmy ani jednego gola, choć walki z obu stron było aż nadto. I tak toczyło się to przez 24 minuty w myśl przysłowia "Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma". Mimo wszystko więcej powodów do radości po bezbramkowym początku sezonu mieli naszym zdaniem gracze Mustanga, którzy grali z tylko jednym rezerwowym.

Bosko Lody Produkcji Własnej – PHU Pad-Bud 1:2 (1:0)
Debiutujący w LAKP zespół Bosko nie miał łatwego początku – Pad-Bud to spadkowicz z Ekstraligi z jasno sprecyzowanym celem jak najszybszego powrotu do elity. Tymczasem pierwsza połowa zaskoczyła, bo to Bosko prowadziło. Maciej Walicki w klarownej sytuacji pięknie przymierzył pod poprzeczkę i Piotr Zawada był bezradny. Z minuty na minutę boiskowy entuzjazm Bosko przeradzał się jednak w chaos, a rezerwowi nie wnosili określonego poziomu. Pad-Bud przejmował inicjatywę coraz wyraźniej. W 17 min w końcu padła bramka wyrównująca. Jakuba Kosikowskiego pokonał aktywny od początku Radosław Kiełbowicz. Największy udział w kreowaniu gry Pad-Budu miał jednak Paweł Bugała, który cały czas pokazywał się do gry w środku i świetnie operując piłką, regulował tempo akcji. Zwycięska bramka padła w 21 min, ale zanim o niej, warto cofnąć się o kilkadziesiąt sekund. Po szybkiej akcji Walickiego, wydawało się, że gol jest już formalnością. Kamil Baczewski przystawił nogę do piłki, ale wtedy desperackim padem Zawada zatrzymał futbolówkę ku osłupieniu dokładnie wszystkich. Sam bohater akcji po meczu twierdził, że nawet nie wie czym obronił ten strzał. Niedługo potem spadkowicze z Ekstraligi rozegrali bardzo składną akcję, po której Rafał Wiśniewski wyłożył piłkę Pawłowi Brusowi, a ten bez problemu wbił ją do pustej bramki i jak się później okazało – dał swojej drużynie trzy punkty. Mimo wszystko to jednak nie strzelcy goli, a Zawada i Bugała byli w największym stopniu ojcami tego zwycięstwa. Nie zdziwimy się jednak, jeśli w tym sezonie jeszcze raz obejrzymy starcie Bosko z Pad-Budem – w grupie mistrzowskiej.

Billennium – Zawsze Spoko 1:3 (0:2)
Do HLAKP wraca Zawsze Spoko i mimo sporych kadrowych rotacji między OLS a HLAKP, zespół wszedł w nowy sezon dobrze. Rywalizacja z solidnym Billennium zapowiadała się na wyrównaną, ale wtedy „cały na biało” wszedł Kamil Filipowski. W swoim stylu zwiódł kilku rywali i posłał piłkę do bramki Adama Wolińskiego, który z konieczności wcielał się w rolę bramkarza. Jeszcze większy „show” Filipowski dał w drugiej połowie, kiedy kapitalnym wolejem wykończył dogranie z rzutu rożnego. Ręce same składały się do oklasków. „Informatycy” dość szybko złapali jednak ponowny kontakt z rywalem. Po mocno bitym rzucie wolnym, piłka odbiła się od Artura Rozwadowskiego i ugrzęzła w siatce bramki Zawsze Spoko. Trzy minuty później na 3:1 podwyższył jednak Marcin Brzozowski, a w końcówce tylko sami gracze w błękitnych koszulkach wiedzą (albo i nie) jakim cudem nie wygrali jeszcze wyżej, bo okazji było bardzo wiele. Po jednej ze zmarnowanych szans skontrowało Billennium, ale stojący na desancie Adrian Jędrzejewski zwyczajnie się rozkraczył jak stary Ikarus w zimowy poranek, wjeżdżając Dolną 3 Maja.

RKS Perła – Moore 1:6 (1:2)
Wicemistrzowie ligi od początku nowego sezonu zabrali się do pracy i w 2 min po golu Michała Sieczkarka objęli prowadzenie. Riposta Perły była dość szybka. Adrian Wrona dograł do Przemysława Kwiatka, a ten huknął w wewnętrzną część bocznej siatki, nie dając większych szans debiutującemu w Moore Mateuszowi Dudkowi. Ten wynik utrzymywał się do 8 min, ale wtedy ponownie dał o sobie znać Sieczkarek, który momentami sprawia wrażenie człowieka, który urodził się w hali UP, bo czuje się tu jak ryba w wodzie. Po w miarę wyrównanej pierwszej odsłonie, przyszła druga, w której z każdą kolejną minutą uwidaczniała się różnica w kulturze gry. Bohaterem tej połowy został Marcin Urban, który do jednej asysty z pierwszej połowy, w drugiej dorzucił hat-trick i kolejną asystę, tym razem przy trafieniu Tomasza Olka, po kapitalnej akcji „na klepę”. Perła nie miała nic do powiedzenia i wróciła do domu z sześciobramkowym bagażem. Po nader owocnym sezonie orlikowym, „Piwosze” w HLAKP muszę przygotować się na znacznie trudniejsze wyzwania.

Git Team – Piłkarze 3:6 (1:4)
Wąski garnitur personalny często w sezonie 2016/17 bywał problemem Piłkarzy. W inauguracyjnej kolejce nowych rozgrywek z problemem absencji zetknęli się jednak bardziej gracze Git Teamu. Wprawdzie w 5 min objęli prowadzenie dzięki Pawłowi Powęzce, ale na przerwę schodzili z trzybramkowym deficytem. Do wyrównania strzałem z rzutu karnego doprowadził Sebastian Sztejno. Dwa kolejne gole strzelił Damian Karaś, a w końcówce pierwszej połowy skutecznie kontrę po podaniu Grzegorza Górala sfinalizował starszy z rodziny – Krzysztof Karaś. W 16 min ze znakomitego prostopadłego podania Damiana Karasia skorzystał Kamil Nakonieczny i wydawało się, że to koniec emocji w tym meczu. Tymczasem „Gitowcy” niespodziewani odrobili część strat. Po bramkach Dawida Sowińskiego (kapitalny strzał od poprzeczki) i znów Pawła Powęzki, zrobiło się 3:5. Ostatnie słowo należało jednak do Piłkarzy. Po próbie Pawła Jabłońskiego pechowym wślizgiem do własnej bramki piłkę wbił Piotr Powęzka.

Bystra Wojciechów – Limuzyna z Lublina 4:1 (1:0)
Kolejni debiutanci w HLAKP zmierzyli się o 17:30. Obie drużyny w pewnym stopniu znamy jednak z OLS – Bystrą w 100%, a Limuzyna z Lublina to w dużym stopniu ekipa Cormay. Znacznie lepiej w sezon weszli ci pierwsi, a to głównie za sprawą jednego zawodnika – Szymona Tarczyńskiego. Zdobył on wszystkie cztery gole dla przyjezdnych z Wojciechowa. W pierwszej połowie jednego. Przy stanie 2:0 w drugiej części, bramkę kontaktową zdobył Jarosław Palusiński, ale na niewiele się to Limuzynie zdało. Popisu zaledwie 19-letniego Tarczyńskiego to nie zatrzymało.

Huragan Reaktywacja – Bio Berry 2:6 (1:2)
Marnie rozgrywki 2017/18 rozpoczęli zaprawieni w ligowym bojach HLAKP gracze Huraganu. Wprawdzie w 7 min na prowadzenie swoją ekipę wyprowadził Szymon Kula, ale przed przerwą nastąpił „plot twist”. Michał Mucha i Jakub Okrutnik dali Bio Berry wynik 2:1. Huragan nie rezygnował i na początku drugiej połowy po mocnym uderzeniu Łukasza Kozaka ponownie był remis. Kolejne minuty to jednak wyraźna przewaga zespołu Mateusza Szczepańskiego, który pod bramką rywala grał dokładniej i zachowywał więcej zimnej krwi. Kluczowy był gol Grzegorza Łasochy na 3:2 w 18 min. Potem swojego drugiego gola zdobył Okrutnik, a w końcówce dubletu koledze z zespołu pozazdrościł Grzegorz Marzęta.

Tifosi – MW Sport Budzap Dziesiąta 6:2 (4:1)
Ekstraligowa „dzika karta” pokazała wielką klasę i w debiucie pewnie pokonała Dziesiątą. Już w 1 min kapitalnym strzałem pod poprzeczkę popisał się Krystian Okoniewski, ale jeśli gracze Tifosi sądzili, że to podłamie Dziesiątą, to się pomylili. Dalekie podanie od Damiana Brzozowskiego znalazło Kamila Ostrowskiego, który złapał na wykroku Pawła Michalskiego i błyskawiczne wyrównanie stało się faktem. Na drugiego gola Tifosi także nie musieliśmy czekać zbyt długo. Znów swoje strzeleckie możliwości zaprezentował Okoniewski. W oczy, szczególnie nieświadomym sytuacji obserwatorom, rzucała się gra Tifosi z wycofanym bramkarzem przez całe spotkania. W TKKF Róży czterokrotni mistrzowie tej ligi wyspecjalizowali się w takim graniu i trzeba przyznać, że robią to niemal z zamkniętymi oczami, a pewnych automatyzmów zespołowi mogłyby pozazdrościć ligowe zespołu futsalowe. Przed przerwą Tifosi strzelili jeszcze dwa gole – nieco szczęśliwie Michalski, który po prostu zablokował wykop Jakuba Sobieszka. Po jakimkolwiek farcie nie było mowy w wypadku Andrzeja Gutka, który w jednym tempie opanował w powietrzu dogranie od Kamila Dudka i w tym samym tempie oddał strzał do pustej bramki. Wielka klasa! W drugiej połowie popis Tifosi trwał. Po kolejnych bramkach znów ręce same składały się do braw. Dawid Ptaszyński huknął z dystansu tak, że nie było co zbierać. Z kolei Mariusz Adamczyk delikatnie podciął piłkę, pokazując jaki spokój należy zachowywać w podbramkowych sytuacjach. Wyczyn „Manego” próbował potem skopiować Paweł Maziarz, ale on trafił tylko w słupek. Dziesiąta zmniejszyła rozmiary porażki, po tym jak podanie Piotra Wójtowicza z rzutu rożnego wykorzystał Adam Abratkiewicz. Marne to jednak pocieszenie przy wyniku końcowym 2:6.

KS Marmota – Adampol Team 5:6 (0:4)
Coś czujemy, że w tym sezonie zachwytom nad poziomem Ekstraligi nie będzie końca. Mecz Marmoty z Adampol Teamem był dramatycznym, kapitalnym spotkaniem, w którym z początku „Świstaki” stanowiły tylko blade tło, dla szybszych, dynamiczniejszych i co najważniejsze – znacznie skuteczniejszych graczy Adampolu. Już do przerwy świdniczanie sprawiali niemałą niespodziankę, bijąc swoich rywali aż 4:0! Dwa gole Pawła Szyjduka, gol Krystiana Jocia i trafienie Pawła Kasaka, który jeszcze w OLS reprezentował kilka razy barwy… Marmoty! Tak jak Szyjduk w Pucharze OLS i Mastersie zresztą. Tym razem świdniccy nie mieli jednak litości dla swoich kolegów i po przerwie zdobyli jeszcze raz po jednej bramce. Kasak zaraz po rozpoczęciu gry, a popularny „Gaweł” już gdy Marmota zdecydowała się na manewr z wycofanym bramkarzem. Stracony gol na 0:6 nie zniechęcił zielono-niebieskich. Nagle role zaczęły się odwracać. Zamknięty pod własną bramką Adampol wyłącznie się bronił, a Marmota zaczęła zdobywać gole. Najpierw trafił Bartłomiej Barwiak, niedługo potem Maciej Piwowarczyk, a potem Tomasz Sekrecki, znów Barwiak i na ponad minutę przed końcem znów Sekrecki! Wszystko to efekt gry w przewadze – systematycznej, dokładnej i cierpliwej. Dla wielu zespołów z niższych lig doskonały materiał poglądowy. Remisu jednak Marmota nie wywalczyła, choć w samej końcówce groźny strzał oddawał jeszcze Krzysztof Kawka. Uderzenie zablokował Kasak – zdaniem „Świstaków” ręką, ale wszystko wskazuje na to, że sędziowie podjęli prawidłową decyzję puszczając grę.

716 – Szerszeń Team 0:1 (0:1)
Tylko jedną bramkę obejrzeliśmy w rywalizacji 716 z Szerszeń Teamem. Gola tego zdobył Jakub Bordzoł, zawodnik beniaminka w żółto-czarnych strojach. W 10 min meczu łatwo ograł przy linii jednego z rywali, a następnie pomknął w kierunku bramki „Numerycznych”. Jego strzał znalazł drogę do siatki między rękami Marcina Sawickiego II i poprzeczką. Nie była to jedyna sytuacja tego zaciętego meczu, ale jedyna, która zakończyła się wskazaniem sędziów na środek boiska. „Szerszenie” skutecznie unicestwiły atuty rywali i weszły w sezon 2017/18 więcej niż obiecująco.

Undefined Team – Legion 5:0 (2:0)
Mecz beniaminków II ligi miał nadspodziewanie jednostronny przebieg. Szczególnie dziwi to w sytuacji, gdy Undefined grali bez rezerwowych, a mimo to strzelili dokładnie tyle goli, iloma zawodnikami dysponowali. Wynik otworzył potężnym strzałem z rzutu wolnego Paweł Bulak. Ten sam zawodnik miał okazję na podwyższenie rezultatu, ale jego strzał z przedłużonego rzutu karnego nie znalazł drogi do bramki. Drogę do bramki doskonale zaczął odnajdować za to Łukasz Barański, który nie zatracił niczego ze swojego strzeleckiego talentu, którym czarował sezon temu w III lidze. Przed przerwą „Baranina” dał się we znaki Legionowi tylko raz, ale w drugiej połowie dorzucił hat-trick. „Manita” bez choćby jednego zmiennika, to naprawdę kapitalny start Undefined i mocno wstydliwy rezultat dla teamu Piotra Stajszczaka.

MPK – MW Lublin 1:0 (0:0)
Starcie dwóch mocno zaawansowanych wiekowo trzecioligowców było bardziej partią szachów niż pokazem radosnego futsalu. I trudno się dziwić – doświadczenie dwóch zespołów z branży około-motoryzacyjnej procentuje rozsądkiem w grze. Z tego bezbramkowego potrzasku wyciągnął nas strzał Marka Surdackiego z drugiej połowy, który zaskoczył Marka Wołoszyna. Mimo wielu prób, MW Lublin nie zdołało wyrównać, a drużynie przede wszystkim brakowało dokładności w kluczowych momentach akcji. To oczywiście jednak także efekt dobrze zorganizowanej obrony „Kierowców”.

Va Bank – Fermy Wiejak 3:1 (2:1)
O miłych złego początkach mogą mówić zawodnicy Fermy Wiejak, którzy zaskoczyli swojego rywala, Va Bank, i już w pierwszej akcji meczu objęli prowadzenie po bramce Shadiego Ibrahima. „Bankowcy” są jednak zbyt doświadczonym zespołem, by zrobiło to na nich jakiekolwiek wrażenie. W 3 min wyrównał Daniel Nowosad, a w 4 min na 2:1 trafił Karol Wróbel. Po mocnym początku z obu stron, tempo nieco siadło, szczególnie tempo strzelania goli. Na kolejnego i zarazem ostatniego w tej rywalizacji musieliśmy poczekać do 17 min, kiedy to dublet skompletował Nowosad.

Restauracja Cleopatra – KS Ruta 3:5 (2:0)
Kawał dobrego widowiska w sobotni wieczór zafundowały nam drużyny Cleopatry i Ruty. Po pierwszej połowie niewiele znaków na parkiecie i trybunach wskazywało na to, by punkty miała zgarnąć Ruta. Po bramkach Krystiana Iwaniuka i Norberta Piotrowskiego, 2:0 prowadził zespół Cleopatry. Krzysztof Grabowski natchnął jednak w przerwie swoich zawodników do lepszej gry i w 17 min w przeciągu kilkudziesięciu sekund doszło do wyrównania. Kontaktową bramkę strzelił Michał Zlot, a wyrównał w efektownym stylu Mateusz Kędzierski, który popisał się doskonałym strzałem głową, po wrzutce w stylu rodem z NBA. Na 3:2 dla Ruty w 21 min trafił Tomasz Arciszewski, choć duża w tym zasługa współpartnera, który sprytnie przepuścił piłkę. To jednak nie koniec, bo już minutę później do gry za sprawą Piotrowskiego wróciła Cleopatra. Więcej ochoty do gry miała jednak Ruta. Zespół Grabowskiego był bardziej wybiegany i dostał za to nagrodę. Dublet Zlota w 24 min oznaczał w sumie hat-trick tego piłkarza, a dla Ruty zwycięstwo 5:3!

Szukamy Sponsora – KS Świeżaki 0:3 walkower
Po tygodniowej przerwie powróciliśmy do hali UP i w minioną niedzielę dokańczaliśmy 1. kolejkę. Niestety, na początek dnia sędziowie zmuszeni byli odgwizdać walkower. Drużyna Szukamy Sponsora nie zebrała wystarczającej liczby pięciu zawodników. Od razu pojawiły się docinki, że dobrym pomysłem byłaby zmiana nazwy na „Szukamy Zawodników”.

CH Olimp – Daewon Europe 0:4 (0:1)
Beniaminki I ligi weszły w sezon udanie – w ślady Szerszeń Teamu poszła drużyna Daewon Europe. Wygrana Daewonu była jednak znacznie efektowniejsza, a w dużej mierze to zasługa najlepszego na parkiecie Krystiana Michalaka. Show tego zawodnika rozpoczął się golem w 10 min. Dwa następne trafienia Michalak dołożył w drugiej odsłonie, a na koniec wynik ustalił jeszcze Łukasz Samarczenko. Olimp był bezradny i rzadko niepokoił Kamila Kozłowskiego. Michał Giletycz miał za to mnóstwo pracy, ale czterokrotnie musiał wyciągać piłkę z siatki. W ten sposób „Sprężynki” zostały pierwszym liderem I ligi.

Areszt Śledczy – Hüttenes-Albertus Polska 1:2 (0:0)
Drugoligowcy z Aresztu Śledczego i Hüttenes-Albertus jakby się dogadali – zgodnie przybyli bowiem na mecz bez rezerwowych. „Gołe” piątki powalczyły więc przez 24 minuty, z happy endem dla tych drugich. Pierwsza połowa bramek nie przyniosła. W ekipie Aresztu najwięcej dobrego robił Robert Kazubski, ale ani razu nie znalazł sposobu na Marcina Mendela. Bramki posypały się w końcówce, co zapewne było efektem rosnącego zmęczenia z obu stron. Dwukrotnie po podaniach Daniela Misztala do bramki Aresztu trafiał Adrian Mika. Skutecznie odpowiedział zdołał Bartłomiej Bieniasz, ale na niewiele się to zdało, bo Hüttenes dowiózł korzystny wynik do końcowej syreny.

Politechnika Lubelska – Bempresa 5:0 (0:0)
Dwie zupełnie różne połowy w meczu z Politechniką zagrała Bempresa. W pierwszej ekipa Mariusza Kędry nie tylko grała z beniaminkiem jak równy z równym, ale nawet była zespołem, który stworzył lepsze sytuacje. Nic nie zapowiadało obrotu spraw, który nastąpił po przerwie. Strzał z rzutu wolnego Tomasza Kisiela obronił Karol Porzak, ale wobec dobitki Aleksandra Kukharchuka był bezradny. Bramka rozwiązała cały worek, a Bempresa kompletnie nie potrafiła odpowiedzieć. Gra praktycznie przez cały toczyła się pod bramką Porzaka. Kukharchuk po chwili do bramki dorzucił asystę przy trafieniu Piotra Michońskiego. Gol nr 3 to dzieło Piotra Zameckiego, który rozpędzony „objechał” bramkarza i trafił do pustej bramki. W końcówce Bempresę ostatecznie dobili Kukharchuk i inny Ukrainiec – Nykola Matchuk. Co stało się w przerwie z podopiecznymi Kędry? Oto jest pytanie.

KP Starówka – Plaga Szczurów 0:2 (0:1)
Marnie w sezon weszła Starówka, która nie sprostała wracającym po wielu latach do HLAKP „Szczurom”. Zespół Jarosława Szewczuka zaprezentował solidną defensywę i mimo że nie ustrzegł się błędów, zdołał zachować czyste konto. W ofensywie różnicę zrobił zaś Damian Kowalczuk, który wykorzystał dwie bramkowe sytuacje. Tradycyjnie dwoił się i troił Grzegorz Mocny, ale wyraźnie zabrakło mu wsparcia kolegów. Gra Starówki się nie kleiła i trzy punkty inauguracyjnej kolejki powędrowały na konto Plagi Szczurów.

Widok – UMCS 3:3 (0:0)
Bodaj najlepszy niedzielny mecz zaserwowały nam pierwszoligowe ekipy Widoku i UMCS-u. Pierwsza połowa nie zapowiadała jednak większych emocji i dobrego poziomu – sporo było niedokładności i chaosu, a także kunktatorstwa. Prowadzeni przez Tomasza Bieleckiego „Akademicy” nie do końca realizowali zadania wytyczone przez trenera i ten dość szybko wziął czas, by skorygować pewne rzeczy. Do przerwy 0:0. Po zmianie stron pierwszy gola zdobył Marcin Szwed, który strzałem z rzutu wolnego zaskoczył źle ustawionego Artura Hawerczuka. Stawiamy dolary przeciwko orzechom, że Hawerczuk nie jest nominalnym golkiperem. Odpowiedź UMCS-u była piorunująca. Najpierw wyrównał Wojciech Majewski, a po chwili fatalną stratę Tomasza Pawluka wykorzystał Sebastian Siarek. Oba gola UMCS-u dzieliło około 20 sekund! Pawluk zrehabilitował się w 20 min i trafił na 2:2, a minutę później to Widok był bliżej odniesienia zwycięstwa, bowiem bardzo ładną bramkę na 3:2 strzelił Szwed. Ekipa Bieleckiego postanowiła zaryzykować i rozgrywać akcje z wycofanym bramkarzem. Gdy piłkę przechwycił Widok, Łukaszowi Knosali zamarzył się strzał przez całe boisko do pustej bramki. Popularny „Knosi” machnął się jednak haniebnie, a Majewski widząc to, tylko dzióbnął piłkę do bramki bezradnego Krzysztofa Stachyry! Mimo prób z obu stron, więcej bramek już nie padło.

Perły Lublin – PKS BIGOS 0:7 (0:2)
Najwięcej przed niedzielną sesją gier mówiło się o meczu Pereł z BIGOS-em, czyli pierwszej w historii LAKP rywalizacji damsko-męskiej. Wprawdzie w składzie Pereł Lublin zgłoszonych jest trzech mężczyzn, to jednak w przeważającej większości jest to ekipa kobieca. Los skojarzył przy okazji bardzo „medialne” drużyny, które świetnie dbają o swój marketing w mediach społecznościowych. W efekcie już od tygodnia sporo mówiło się i pisało o tej niecodziennej rywalizacji. Boiskowa rzeczywistość dość brutalnie zweryfikowała przewidywania tych, którzy wieszczyli triumf kobiet. O ile pierwsze minuty były dość wyrównane, o tyle z każdą płynącą sekundą, lepiej na parkiecie prezentował się BIGOS. Pierwszego gola po złym wykopie Michaliny Misztal zdobył Tomasz Krzyżanowski. Na 2:0 podwyższył Jakub Krzysztoń, który odebrał piłkę rywalce i spokojnie umieścił ją (piłkę, nie rywalkę) w siatce. Worek bramkowy na dobre rozwiązał się po przerwie, kiedy to „Kapuściani” zaaplikowali sympatycznym dziewczynom jeszcze pięć goli. Pod koniec spotkania Perły wyraźnie straciły rezon i popełniały szkolne, a nawet przedszkolne błędy, w efekcie czego BIGOS nie miał większych problemów z tworzeniem sytuacji. Widać było także sporą dysproporcję w umiejętnościach pomiędzy podstawowym składem debiutującej w naszej lidze drużyny, a ławką rezerwowych. Pierwsze śliwki robczywki – z każdym kolejnym meczem doświadczenia będzie więcej, debiutanckiej tremy mniej, a i wniosków do analizy nie zabraknie.

Kancelaria Filipek & Kamiński – Uniwersytet Medyczny 3:3 (2:2)
Nasze przewidywania co do siły I ligi sprawdzają się co do joty. Kancelaria i UM stworzyły w niedzielę bardzo dobre i zacięte widowisko, zakończone sprawiedliwym remisem. Już w 1 min po dobrze rozegranym wznowieniu z autu gola na 1:0 zdobył Bartosz Pierzycki. W 5 min do wyrównania doprowadził Hubert Korzeniewski, ale „Medycy” szybko odpowiedzieli za sprawą Piotra Ździebło. Kancelaria po raz drugi do remisu doprowadziła w 11 min – na listę strzelców wpisał się Jacek Borsukiewicz. W drugiej połowie „Adwokaci” mieli optyczną przewagę i wydawało się, że odniosą zwycięstwo, zwłaszcza że w 20 min piłka poszła jak po sznurku, a na końcu ten „plecionki” podań był strzelający do bramki Tomasz Trochymiuk. W tym meczu prowadzenie było jednak „gorącym kartoflem”. W 22 min Kancelaria popełniła szkolny błąd w kryciu. Sprytne podanie z głębi pola znalazło adresata w osobie Piotra Flisa, który strzałem z pierwszej piłki trafił do siatki i jak się miało okazać – zapewnił Uniwersytetowi Medycznemu remis.

Poker Team – UMWL Szkoltex 3:1 (2:0)
Obrońcy tytułu rozpoczęli sezon planowo – od spokojnego, choć niezbyt wysokiego zwycięstwa nad UMWL. Inna sprawa, że osłabiony brakiem wielu istotnych graczy team Urzędu Marszałkowskiego, ani przez moment nie miał w tym meczu szansy na zwycięstwo. Z jednej strony dość wyrównana i zacięta gra, ale z drugiej jednak pełna kontrola nad boiskowymi wydarzeniami w wykonaniu „Karcianych”. Ojców zwycięstwa Poker Team miał dwóch – to Piotr Baran, autor dwóch asyst i gola, a także Łukasz Sobiech, który dwukrotnie skorzystał z podań „Baranka”. Przy stanie 0:3 UMWL zadał jeden, jedyny skuteczny cios i dobrze dysponowany Robert Susz był bezradny. Składna akcja zakończyła się bramką Sławomira Berezy po dokładnym podaniu od Michała Morawskiego. UMWL robił co mógł, ale braki kadrowe zrobiły swoje.

ZiP Kalina – Malagenia 4:3 (0:2)
O mały włos Kalina zaliczyłaby solidną wtopę na początek sezonu. Skazywana przez wielu na spadek Malagenia rozegrała całkiem dobre spotkanie i do przerwy prowadziła 2:0! Wynik po kapitalnym, prostopadłym podaniu Piotra Wysockiego, otworzył Michał Wasil. Na 2:0 podwyższył Daniel Wójcikowski, o którym obrona Kaliny kompletnie zapomniała. Świetnie w bramce Malagenii spisywał się Rafał Fedzioryna, dzięki czemu do przerwy mistrzowie OLS mieli zero z przodu. W 17 min ekipa ZiP zaczęła odrabiać straty. Mateusz Pękalski wykazał się „na ścianie” sporym sprytem. Stracony gol rozbił mentalnie Malagenię i po kolejnej minucie było już 2:2, a piłkę do pustej bramki wbił Marek Gliwka, dobijając w ten sposób próbę Mateusza Misztala. Kalina szła za ciosem, a Misztal w 22 min już sam, bez niczyjej pomocy, trafił do siatki. Wydawało się, że sprawa się „normalizuje”, ale po przechwycie i podaniu Marcina Orłowskiego, sam na sam z Michałem Gdulewiczem wyszedł Wójcikowski i już za moment znów był remis! Ostatnie słowo należało jednak do Kaliny, a dokładnie do Pękalskiego, który miał zresztą także sporo szczęścia, bo gdyby nie rykoszet, gol mógłby nie paść. To jednak tylko teoretyczne dywagacje – piłka w siatce zatrzepotała i Malagenia mimo szalenie dzielnej postawy i momentami dobrej gry, musiała obejść się smakiem. Łowcy sensacji mocno się zawiedli.


Piątki kolejki:


 


 


 


 


 

Serwis korzysta z plikow cookies w celu realizacji uslug zgodnie z polityka prywatnosci. Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookies w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.