Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich

"Wokół LAKP" (481)



Chyba nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego finiszu Ekstraligi niż jeden, jedyny, decyduący mecz o wszystko! Tak będzie już w sobotę, gdy naprzeciwko siebie staną Poker Team i Adampol Team. Jedni w zeszłym roku sięgali po mistrzostwo, a drudzy wygrali I ligę, uzyskając awans do elity. W tej elicie jako beniaminek robią furorę i to oni są w dużo lepszym położeniu przed "finałem". Mogą przegrać nawet różnicą trzech goli, a i tak zostaną złotym medalistą sezonu. Poker Team potrzebuje zwycięstwa różnicą minimum czterech trafień - inaczej zostanie zdetronizowany, podobnie jak to miało miejsce w przypadku OLS. W środku jednak nie piszemy rzecz jasna tylko o Ekstralidze i wyścigu o medale, bo w innych ligach zadziało się też mnóstwo ciekawych rzeczy.

Ekstraliga: Tifosi – Moore 2:6 (0:2)
Kolejkę nr 12 rozpoczynał szlagierowy mecz Tifosi z Moore. Dla Tifosi gra o mistrzostwo była całkiem realnym tematem. Moore potrzebowało samych zwycięstw do końca sezonu, a i to mogło nie wystarczyć. Tydzień temu Tifosi o podobnej porze mierzyło się z futsalowym mistrzem Polski, Rekordem Bielsko-Biała, przegrywając 4:8. Cóż, chyba z poziomem HLAKP nie jest tak źle, skoro i tutaj Tifosi znalazło pogromcę, w dodatku z identyczną różnicą bramek. Trzeba jednak przyznać, że to był jeden ze słabszych meczów drużyny Krystiana Okoniewskiego, szczególnie w rozegraniu. Gra nie była tak płynna, brakowało błysku, a strzały z dystansu nie przynosiły efektu. Oczywiście, gra się tak, jak przeciwnik pozwala, a Moore nie pozwalało swoim rywalom na zbyt wiele. Konrad Zieliński w 3 min przejął źle zagraną przez Pawła Michalskiego piłkę i pomknął na pustą bramkę. Maciej Sebastianiuk w 11 min podwyższył strzałem z własnej połowy. Tak naprawdę nie było w tym meczu ani jednego gola dla Moore, który nie byłby efektem gry Tifosi z wycofanym bramkarzem. Zieliński trzykrotnie karcił rywali w ten sposób, a po golu dołożyli też w drugiej połowie Marcin Urban i Krzysztof Buczyński, którzy skorzystali ze znakomitych dograń – Macieja Kleszcza i Sebastianiuka. Czym odpowiedziało Tifosi? Trafieniami Pawła Maziarza i Marcina Syroki – ten drugi skutecznie egzekwował rzut karny. Zasłużona wygrana konsekwentnej w defensywie i efektywnej w karceniu rywali drużyny Moore. Szanse Tifosi na mistrzostwo zmalały radykalnie, a Moore włączyło się tej rywalizacji na poważnie, mając w perspektywie niedzielny, zaległy mecz z Poker Teamem.

III liga: Billennium – Zawsze Spoko 3:0 walkower
O meczu Billennium z Zawsze Spoko dość krótko. Przewaga jakościowo Zawsze Spoko była spora, ale w 12 min Dawid Polesiak nie wykorzystał rzutu karnego. Po przerwie drużynie Michała Styka udało się zdobyć dwa gole, a potem po straceniu jednego utrzymać prowadzeniu. Wszystko to jednak na marne, bowiem niedopatrzenie kierownika drużyny, który przed sezonem nie zgłosił do gry Michała Wasila, skutkowało walkowerem. Wasil, który nie jest żadną nową twarzą w Zawsze Spoko, pojawił się na meczu i jak gdyby nigdy nic w nim zagrał. Skutek? Walkower, ale bez większego znaczenia, bo obie drużyny są już i tak pewne utrzymania.

II liga: Restauracja Cleopatra – KS Ruta 4:3 (2:1)
Przyszła kryska na Matyska. Wprawdzie KS Ruta ma już zapewniony awans do I ligi, ale marzenia o sezonie bez porażki wzięły w łeb. W sobotę lepsza od Ruty okazała się Cleopatra. Mecz miał interesujący przebieg, bo Ruta dwukrotnie prowadziła – najpierw 1:0 po bramce Michała Zlota, a potem 3:2, po tym jak w ciągu minuty Paweł Gryta i ponownie Zlot odwrócili losy meczu. Cleopatra także strzelała jednak fazami. W 4 i 6 min Krystian Iwaniuk i Norbert Piotrowski, a potem w 21 i 22 min ponownie ten sam duet. Na tą ostatnią bramkę Ruta nie znalazła już żadnej riposty i przegrała 3:4 po naprawdę dobrym, emocjonującym spotkaniu. Tak samo zresztą było w 1. kolejce, kiedy oba zespoły mierzyły się ze sobą. Wtedy jednak podopieczni Krzysztofa Grabowskiego mimo słabego początku, zdołali w końcowym rozrachunku wygrać. Teraz było inaczej.

II liga: Wściekłe Psy – Hüttenes-Albertus Polska 3:0 (1:0)
Niezbyt ciekawa pierwsza połowa tego meczu przyniosła tylko jednego gola. Strzelił go Andrzej Samulak, a prowadzenie Wściekłych Psów było wodą na młyn lepszego widowiska. Ekipa Daniela Misztala licząc na walkę o awans do ostatniej kolejki, musiała wygrać. Hüttenes osiągnął więc sporą przewagę optyczną, ale nie potrafił znaleźć sposobu na defensywę Wściekłych Psów. W 21 min spotkanie się rozstrzygnęło, a zaczęło się od kuriozalnej bramki Adama Bratkowskiego, który źle przyjął piłkę po dalekim wyrzucie Pawła Żydka. Kiks Bratkowskiego okazał się finalnie strzałem. Nie byłby on oczywiście w żaden sposób groźny, gdyby nie wyjście z bramki Marcina Mendela, który zaskoczony takim obrotem sprawy tylko obserwował bezradnie, jak piłka odbija się od słupka i grzęźnie w bramce. Podbudowany tym faktem Bratkowskim jeszcze w tej samej minucie dobił podłamanych zawodników Hüttenesa, finalizując kontratak.

IV liga: Limuzyna z Lublina – PKS BIGOS 4:2 (0:2)
Bardzo pozytywnie zaskakują nas w tym sezonie czwartoligowcy. Nudne, powolne starcia „ogórków”? Nic z tych rzeczy. Nawet gdy poziom nie jest wysoki, to intensywność i walka wynagradzają nam te braki. W meczu Limuzyny z BIGOS-em nie brakowało w zasadzie niczego, z dramaturgią włącznie. Bo oto do przerwy BIGOS prowadził 2:0 po dwóch trafieniach niezawodnego Jana Błaszczaka. Czy Kapuściani już witali się z gąską? Być może, bo drugą połowę zupełnie przespali, dając się zepchnąć rywalom do głębokiej defensywy i tracąc aż cztery gole! W 14 min kontaktową bramkę zdobył Sebastian Zlot. Dwie minuty później był już remis, a swojego gola zdobył Grzegorz Kościk. Motor napędowy Limuzyny w 20 min miał już dublet, a BIGOS miał już problem. Szansę na wyrównanie z przedłużonego rzutu karnego zmarnował Błaszczak, posyłając piłkę obok bramki. Ten sam stały fragment gry w 24 min przyniósł Limuzynie czwartą bramkę, pieczętującą triumf. Zdobył ją Paweł Tobiasz.

IV liga: Bystra Wojciechów – Szukamy Sponsora 2:3 (2:1)
Bystra Wojciechów wciąż jest w wyraźnym dołku, a w kontekście decyzji o odpuszczeniu gry w OLS, można chyba mówić o początku końca tej sympatycznej ekipy. W sobotę team Pawła Mirosława do przerwy prowadził 2:1 z Szukam Sponsora, choć pierwszą bramkę w tym spotkaniu zdobył Przemysław Marzec. Odpowiedzieli jednak Tomasz Hetman i Sebastian Janicki. Po zmianie stron to drużyna Przemysława Pitury zachowała jednak więcej świeżości i zimnej krwi. Paweł Szelchauz wyrównał, a drugi gol Marca okazał się gwoździem do trumny dla Bystrej.

Ekstraliga: Poker Team – Malagenia 4:5 (2:2)
Kto by się spodziewał, że walczący o mistrzostwo Poker Team ulegnie broniącej się przed spadkiem Malagenii? Na pewno niewielu, ale to jest właśnie siła naszej Ekstraligi. Już w 1 min po ładnym podaniu Michała Wasila do bramki Roberta Susza trafił Damian Farotimi. Odpowiedź „Karcianych” była szybka – Bartosz Nogas dograł do Pawła Bielaka, a ten pewnym strzałem pokonał broniącego z konieczności Daniela Wójcikowskiego. Właśnie obsada bramki miała być kluczową bolączką w drużynie Pawła Kępki. Stało się jednak inaczej. W 8 min znów swoje strzeleckie umiejętności pokazał Farotimi, wykańczając akcję jak rasowy snajper. Tuż przed przerwą po faulu Marka Ostrowskiego na Łukaszu Sobiechu, Poker Team egzekwował przedłużony rzut karny. Noga Bielakowi nie zadrżała – do przerwy 2:2. Wszystko co najważniejsze wydarzyło się w tym meczu między 16 a 19 min, kiedy to Malagenia zdobyła trzy bramki, karcąc błędy rywali. Najpierw błąd Grzegorza Kamińskiego wykorzystał Paweł Flisiak. Później fatalne zachowanie Łukasza Sobiecha w bramkę dla swojego zespołu przekuł Patryk Bernat, a finisz z „ruletą Zidane’a” – palce lizać! Gdy Poker Team wycofał bramkarza, za dalekie wypuszczenie piłki przez Piotra Barana okazało się wodą na młyn dla Marcina Orłowskiego, który popędził z piłką na bramkę i choć pewnie przeżywał swoiste deja vu z meczu z Dziesiątą, to tym razem jednak zachował zimną krew i strzelił gola. W 21 min Poker Team odrobił część strat – Nogas wykorzystał przytomne podanie Bielaka i obaj panowie zamienili się rolami z bramki na 1:1. Napór „Pokerzystów” trwał, a druga żółta i w konsekwencji czerwona kartka dla Ostrowskiego mogły oznaczać, że Malagenia znów wypuści z rąk niemal pewne zwycięstwo. Poker Team długo nie potrafił jednak wykorzystać liczebnej przewagi. W końcu po uderzeniu Bielaka Wójcikowski skapitulował po raz czwarty i na nieco ponad minutę przed końcem meczu, różnica była już tylko jednobramkowa! Do ostatnich sekund ekipa Wojciecha Krzymowskiego dosłownie dwoiła się i troiła, by zdobyć choćby gola na 5:5, ale Malagenia w obronie nie pozostawała dłużna i dowiozła arcyważne zwycięstwo. To było meczysko, co się zowie!

I liga: Uniwersytet Medyczny – Bosko Lody Produkcji Własnej 2:6 (2:2)
W końcówce sezonu Bosko mimo istotnych osłabień personalnych (Jakub Kosikowski i Maciej Walicki) pokazuje lwi pazur i dzielnie walczy o utrzymanie. Tego samego nie można powiedzieć o słabo zorganizowanej drużynie Uniwersytetu Medycznego. W sobotę dwa gole dla „Medyków” zdobył… nominalny bramkarz, który musiał grać w polu. Ba, UM prowadził nawet 2:1 po dublecie wspomnianego Karola Ścibaka. Bosko dysponowało jednak w tym dniu szerszym składem i zdołało przekuć to w bramki. Bohaterem meczu został Kamil Baczewski, autor hat-tricka. Po bramce dla Bosko dołożyli też Mateusz Rosół, Michał Stec i Hubert Adaszewski. UM już spadł, a drużyna wspomnianego „Kosika” wciąż jest na powierzchni.

Ekstraliga: KS Marmota – RKS Perła 3:1 (1:0)
Dla jednych i drugich mecz miał podobne znaczenie – zwycięstwo dawało już pewne utrzymanie w lidze, a porażka nieco komplikowała sprawę, ale nie była jeszcze kataklizmem. Lepiej mecz rozpoczęła Perła, która miała więcej z gry, ale nie potrafiła wykorzystać drobnej przewagi optycznej. Za to Marmota w 7 min wykorzystała swoją szansę. Po rzucie rożnym piłka zatańczyła między obrońcą Perły, a jej bramkarzem, a Daniel Lis skorzystał z tego prezentu i kopnął piłkę do siatki. „Świstaki” dość skutecznie trzymały defensywę w ryzach, a ponadto kilka razy dobrze interweniował Jakub Baran. Był on też współautorem gola na 2:0, po w 16 min świetnym wyrzutem uruchomił Mateusza Wilka, który popisał się równie imponującym finiszem, przerzucając piłkę nad wychodzącym z bramki Przemysławem Powagą. W 24 min obie drużyny dały sobie jeszcze po razie, a oba gole były efektem gry Perły z wycofanym bramkarzem. Na 3:0 ładnym, trudnym technicznie strzałem z powietrza do pustej bramki popisał się Przemysław Ziętek, ale niedługo potem jego imiennik z Perły, Kwiatek, uratował honor „Piwoszy”. Punkty powędrowały jednak na konto drużyny Adriana Mańko.

IV liga: KS Świeżaki – Wataha 3:1 (1:0)
Z dolnej strefy czwartoligowej tabeli nie wygrzebie się już Wataha, która w sobotę musiała uznać wyższość lepiej usposobionej drużyny Świeżaków. Do przerwy było tylko 1:0 po golu Andrzeja Różyckiego. Minutę po zmianie stron „zaszalał” Bartosz Rębacz, zdobywając aż dwie bramki w przeciągu niecałych 60 sekund. Wataha odgryzła się tylko jedną bramką Macieja Jabłońskiego, zdobytą w dodatku na tyle późno, że o odrabianiu strat nie było już mowy.

Ekstraliga: ZiP Kalina – Piłkarze 7:1 (3:0)
Końcówka sezonu w wykonaniu Piłkarzy jest wyraźnie słabsza niż początek i faza środkowa. Drużyna Damiana Karasia, notabene nieobecnego w tym dniu, nie sprostała ZiP Kalinie, która wciąż ma jeszcze matematyczne szanse na ligowe podium. Kalina punktowała rywali jak rasowy bokser, mając w dodatku do dyspozycji wszystkich najważniejszych graczy w ofensywie. Mateusz Pękalski zdobył gola i zaliczył trzy asysty, Jacek Piekarczyk strzelił dwa gole i zanotował asystę, dubletem popisał się też Sebastian Szymanek, a i Paweł Mierzwa oraz Jakub Świderski nie chcieli być gorsi, bo po golu i asyście dla zawodników defensywnych to niezły wynik. Summa summarum Kalina strzeliła siedem goli, tracąc tylko jedną. Strzelił ją mocnym uderzeniem pod poprzeczkę Sebastian Sztejno, ale to naprawdę marne pocieszenie dla Piłkarzy, po ich bardzo marnym meczu.  

I liga: Szerszeń Team – Widok 2:3 (1:0)
Takie końcówki, jak ta w meczu Szerszeń Teamu z Widokiem to esencja naszej ligi i samej gry w futsal. Szerszeń Team do przerwy prowadził 1:0 po golu niezawodnego Daniela Mroza, a w 17 min miał już dwie bramki zapasu, po tym jak na 2:0 podwyższył Piotr Więsyk. W 18 min kontaktową bramkę dla Widoku zdobył jednak Łukasz Knosala, co dodało rywalizacji rumieńców. Widok pamiętając dwa ostatnie sezonu i przegrane w nich szanse na awans, musiał wziąć się w garść, by kolejny raz nie przerobić takiego scenariusza. Na 10 sek przed końcem meczu „Knosi” sfinalizował akcję swojej drużyny strzałem do pustej bramki i wydawało się, że Widok uratował chociaż punkt. To nie był jednak koniec. „Szerszenie” błyskawicznie straciły piłkę, ta trafiła znów pod nogi Knosali, a ten tuż przed końcową syreną oddał strzał, który po rykoszecie od obrońcy wpadł do bramki. Rozbrzmiała ostatnia syrena i zwycięstwo Widoku 3:2 stało się faktem! Jak euforyczna była radość drużyny Marcina Szweda? Można sobie to tylko wyobrazić, albo lepiej – włączyć w serwisie YouTube końcowe fragmenty meczu, które udało się nagrać. „Szerszeniom” z całego serca współczujemy, ale właśnie taka jest piłka i za to ją kochamy.

II liga: GOL-asy – Zdzichtex Areszt Śledczy 3:0 walkower
Tylko trzech zawodników Aresztu Śledczego stawiło się na sobotni mecz z GOL-asami, a efekt tego mógł być tylko jeden – walkower.

I liga: Szerszeń Team – Kancelaria Filipek & Kamiński 3:4 (1:1)
Co może być gorsze od porażki w samej końcówce? Chyba tylko dwie porażki w takich okolicznościach. Szerszeń Team mógł wracać do domu w sobotni wieczór nie jak szerszeń, a jak zbity pies. W meczu z Kancelarią drużyna Daniela Mroza dość szybko prowadziła 1:0 po trafieniu Macieja Cygana. Wtedy jednak to Kancelaria zaczęła przeważać, a przede wszystkim strzelać gole. Dublet Huberta Korzeniewskego i bramka Damiana Majchera spowodowały, że w 20 min zrobiło się 3:1 dla „Adwokatów”. Koniec emocji? Nigdy w życiu! W 21 min Jarosław Oleksiak zdobył bramkę kontaktową, w 22 min Mróz wyrównującą! Kto jedna uważnie czyta dzisiejszy numer „Wokół LAKP”, ten już doskonale spodziewa się jak to się skończyło. Na kilkanaście sekund przed końcem meczu Kancelaria egzekwowała rzut wolny. Krzysztof Gołaszewski huknął, piłka zatrzepotała w siatce, a rezultat na tablicy zmienił się na 4:3 dla zespołu w bordowych strojach! W tę sobotę los mocno doświadczył drużynę „Szerszeni”.

Ekstraliga: Politechnika Lubelska – UMWL Szkoltex 5:7 (3:2)
Znów Ekstraliga dostarczyła nam wielu powodów do zachwycania się nią, ale to powoli staje się już nudne. Zamiast peanów, przejdźmy do konkretów. Politechnika w 6 i 7 min zdobyła gole, po których mocno ukierunkowała się w stronę trzech oczek. Najpierw jak kreskówkowy Struś Pędziwiatr z piłką popędził Dawid Pikul, ale zamiast charakterystycznego „mig mig” usłyszeliśmy tylko gwizdek sędziów, wskazujący na środek boiska. Potem płaskie uderzenie Jakuba Kosidło-Wąsika zaskoczyło kiepsko grającego w tym meczu Kamila Kądziołkę. UMWL odpowiedział trafieniem Ireneusza Majewskiego, po prostym błędzie Daniela Pietrasa. W 10 min szybki atak „Polibudy” przyniósł asystę Kosidło-Wąsika i bramkę Pikula. W 12 min „Urzędnicy” znów zdobyli jednaj gola kontaktowego. Po dograniu z autu, jak z armaty huknął Dominik Pietras, a Paweł Szpinda mógł się w sumie cieszyć, że piłka nie trafiła go na przykład w głowę, bo mogło się to skończyć dekapitacją. UMWL nie wyszedł z uderzenia po zmianie stron. Wspaniała akcja Michała Morawskiego to murowany kandydat do tytułu „asysty sezonu”, gdyby tylko organizatorzy przewidywali taką nagrodę. Z podania „Minia” skorzystał Pietras. Trzy minuty później Damian Dęga chciał udowodnić, że konkurs na najładniejszą asystę nie jest jeszcze rozstrzygnięty i zagrał kapitalną piłkę do Morawskiego. Takiego podania nie powstydziłby się Kevin De Bruyne albo Mesut Oezil. Morawski trafił, a UMWL prowadził 4:3! Trudno uwierzyć, ale ten mecz dopiero się rozkręcał. W 19 min po podaniu Piotra Zameckiego kolejną złą interwencję Kądziołki wykorzystał Kosidło-Wąsik. Mało tego, w 22 min z dystansu w swoim stylu uderzył Tomasz Kisiel i teraz to podopieczni Andrzeja Kurysa byli na prowadzeniu. Notabene i tym razem Kądziołkę stać było na pewno na lepszą reakcję, bo piłka trafiła do siatki po jego rękach. Prowadzenie „Polibudy” nie było jednak zbyt długie. Dwa faule w przeciągu kilkunastu sekund popełnił Kosidło-Wąsik, który z bohatera meczu, przerodził się w antybohatera, prokurując dwa przedłużone rzuty karne, oba wykorzystane przez Pietrasa, dla którego były to gole nr 3 i 4 w tym spotkaniu!! Przy stanie 6:5 dla UMWL, to Politechnika ruszyła do gry bez nominalnego bramkarza, tak jak wcześniej próbowali tego rywale. Bez oczekiwanego skutku, bo Dęga ruszył na przebój i mocnym uderzeniem rozwiał wątpliwości. 7:5 dla „Urzędników”, bo naprawdę wybornym meczu.

I liga: PHU Pad-Bud – Kancelaria Filipek & Kamiński 5:1 (4:0)
Spodziewanych emocji nie było w meczu Pad-Budu z Kancelarią. Spadkowicz z Ekstraligi przypieczętował swoje 3. miejsce w tym sezonie, które skutkuje awansem do barażu o nomen omen awans. Już do przerwy Pad-Bud zafundował „Adwokatom” czterobramkowy bagaż, praktycznie „zabijając” mecz w zarodku. Rozpoczął Radosław Kiełbowicz, ale nie sposób nie zauważyć prostego błędu Patryka Drozda w tej sytuacji. Potem trafiali jeszcze Bartosz Chlebiej, Krystian Wolak i Rafał Wiśniewski. W drugiej połowie długo z parkietu wiało nudą, aż w końcu Pad-Bud ruszył do gry z wycofanym bramkarzem, chyba jedynie dla podniesienia własnych umiejętności w tym zakresie. Gol Wolaka na 5:0 nie był jednak raczej efektem tego misternego planu, ale już stracona bramka na 5:1 (Hubert Korzeniewski) i owszem.

Ekstraliga: Git Team – MW Sport Budzap Dziesiąta 4:3 (2:3)
Kluczowa dla losów utrzymania w lidze batalia Git Teamu z Dziesiątą kończyła sobotnią sesję gier. Zaczęło się dobrze dla „Gitowców”, bo brak nominalnego bramkarza w Dziesiątej (w tej roli występował Mateusz Gawryszczak) wykorzystał mocnym uderzeniem Michał Młynarczyk. Potem do głosu doszła Dziesiąta i zdobyła trzy kolejne gole. Kamil Ciosek odpalił bombę, potem Kamil Ostrowski zaliczył skuteczną dobitkę, a następnie znów trafił Ostrowski – tym razem dopełniając jedynie formalności. Git Team jednak się nie poddał – i słusznie. Drugi gol Młynarczyka zdobyty w 11 min zwiastował całkiem ciekawą drugą połowę. Z minuty na minutę ekipa Dziesiątej wyraźnie opadała z sił, co mnożyło błędy. Efekt? W 19 min Mateusz Ziętek mocnym strzałem z rzutu wolnego znalazł dziurę w murze i wyrównał na 3:3. Ten sam zawodnik w końcówce wykorzystał dogranie Młynarczyka z boku boiska i tym razem znalazł przestrzeń, ale pomiędzy nogami Gawryszczaka. Dziesiąta znalazła się w naprawdę trudnym położeniu i jej spadek do I ligi nabiera realnych kształtów!

III liga: Plaga Szczurów – MPK 0:7 (0:1)
Raptem pięciu zawodników Plagi Szczurów to za mało, by odebrać punkty MPK. Heroiczna postawa w obronie całej drużynie dowodzonej przez Jarosława Szewczuka pozwalała do przerwy przegrywać tylko 0:1 i wciąż mieć nadzieję na cud. Gdy jednak idiotyczne dwie żółte kartki w ciągu kilku sekund na swoim koncie zapisał Grzegorz Zieliński, szansa ta przestała być realna. „Kierowcy” do końca meczu grali z przewagą jednego zawodnika i wyśrubowali wynik do stanu 7:0 na koniec. Sławomir Łoński i Marek Surdacki z dubletami, Zbigniew Próchno, Dominik Kamiński i Artur Mrozik z pojedynczymi zdobyczami.

I liga: Centrum Handlowe Olimp – Daewon Europe 2:5 (0:3)
Patrząc na ostatnie występy Olimpu i Daewonu można było za faworyta tego meczu uznać Olimp, ale jednak tabela nie kłamała i to Daewon okazał się lepszy, zdobywając pierwszego gola raptem kilkanaście sekund po rozpoczęciu gry. Strzelił go Arkadiusz Michalak. Potem do głos doszedł jego brat, Krystian, który od 6 do 14 min zanotował hat-trick i Olimp był już de facto w Hadesie… Trafienia Przemysława Gduli i Macieja Kowalskiego spowodowały, że pojawił się cień nadziei dla drużyny Marcina Iwana, który w tym meczu z konieczności pełnił rolę bramkarza. Powtórki z jesiennych derbów Zagłębia Ruhry jednak nie było, a gol Bartłomieja Sieńko przypieczętował triumf Daewonu.

IV liga: Perły Lublin – KP Ułani 0:15 (0:6)
Ostatnio na naszym twitterowym koncie pochwaliliśmy drużynę Pereł, za coraz lepszą grę w defensywie, którą widać było w rundzie rewanżowej. Kobieta jednak zmienną jest i bardzo ciężko ją zrozumieć. Efekt? Piętnastobramkowy (sic) bagaż, jaki zafundowali Perłom Ułani w ostatnią niedzielę. Oczywiście największy udział w tym „torcie” miał Marek Błaszczak – zdobywca prawie połowy z mendla bramek. O hat-tricka pokusił się zaś kierownik drużyny, Dawid Szatkowski. Dwa z goli to samobójcze próby outsidera ligowej tabeli. Mecz wybitnie jednostronny, choć po fatalnym błędzie Mikołaja Boguszewskiego w pierwszej połowie, Aleksandra Siejka była bliska zdobycia inauguracyjnej żeńskiej bramki w tym sezonie.

II liga: KP Wicher - Mustang Marketing 1:5 (1:2)
Wicher nie przybliżył się w niedzielę do utrzymania w lidze, bowiem uległ wyraźnie Mustangowi. Z początku zanosiło się na w miarę wyrównany, a pamiętając ubiegłotygodniową, heroiczną walkę drużyny Kamila Adryjanka z Legionem, trzeba było ostrożnie podchodzić do meczowych typowań. Na gola Ireneusza Zygmunta odpowiedział Mateusz Pogoda. W 8 min Mustang znów jednak prowadził, a tym razem trafił Artur Kłoś. W drugiej połowie do bramki trafiali już tylko zawodnicy spod znaku dzikiego konia - choć z pomocą Adryjanka (samobój). Poza tym strzelili jeszcze Adam Terepora i na koniec znów Zygmunt.

III liga: Fermy Wiejak – Huragan Reaktywacja 5:2 (1:1)
Nic już nie uratuje przed spadkiem drużyny Huraganu, która w niedzielę okazała się słabsza od Ferm Wiejak. O skali porażki Huraganu najlepiej niech świadczy jednak fakt, że przed tym spotkaniem drużyna Karola Wiejaka miała na koncie tylko 12 strzelonych goli, a tutaj dołożyła kolejnych pięć!  Brak nominalnego golkipera w Huraganie jest pewnego rodzaju wytłumaczeniem, ale tak generalnie to po prostu gra zespołu Szymona Kuli była bardzo daleka od oczekiwań. Nie sposób jednak nie wysnuć wniosku, że Huragan przede wszystkim przegrał ten mecz kondycyjnie, nie mając rezerwowych. Do przerwy było 1:1, a ekspansja Ferm to przedział między 18 a 22 min – od stanu 1:1 do 5:1, z dubletem Wojciecha Biziora jako wisienką na torcie. Dublet ustrzelił też Paweł Kozak z Huraganu, ale to bardzo liche pocieszenie dla Kuli i spółki.

III liga: Bio Berry – Va Bank 0:2 (0:1)
Va Bank po raz kolejny zagrał solidną „defensywkę” i nie dał sobie strzelić ani jednego gola w meczu z Bio Berry. Zagrać na zero z tyłu to połowa sukcesu, bo przecież stare piłkarskie porzekadło mówi, że „z przodu zawsze coś wpadnie”. Wpadło „Bankowcom” dwukrotnie – raz po strzale Marcina Śmigielskiego w pierwszej połowie, raz po próbie Daniela Nowosada w drugiej. I to by było na tyle, bo sam mecz delikatnie mówiąc nie zachwycił.

III liga: MW Lublin – Fermy Wiejak 2:1 (1:1)
MW Lublin z Fermami Wiejak zagrało awansem, bowiem w przyszłym tygodniu drużyna kierowana przez Grzegorza Stępnia rozgrywa turniej branżowy. Fermy w przypadku wygranej przeskoczyłyby w tabeli swojego rywala i miały szansę na utrzymanie w lidze. Tak się jednak nie stało – w pierwszej połowie na gola Macieja Chodkiewicza odpowiedział Daniel Sekuła, ale w drugiej odsłonie na drugą bramkę Chodkiewicza nikt z Ferm już nie zareagował jak należy, a czasu było na to jeszcze całkiem sporo. Mecz walki, wielu fauli i niedokładności zakończył się zwycięstwem MW Lublin.

Ekstraliga: Bempresa – Adampol Team 2:8 (0:4)
Bempresa niemal cudem zebrała pięcioosobowy, ultrarezerwowy skład na mecz z liderem tabeli. Jaki mógł być tego efekt? Tylko jeden – okazałe zwycięstwo Adampolu. Gdyby Mariuszowi Kędrze ktoś powiedział, że skład jego drużyny na jakikolwiek mecz brzmiał będzie tak: Pietras – Miściur, Jaworski, Charmast, Popajewski, to pewnie nie uwierzyłby. Wspomniana piątka zagrała jednak naprawdę dzielnie i choć Adampol może nie forsował tempa, to jednak słowa uznania za waleczne serca drużynie Bempresy się nalezą. A Adampol? Z jednej strony mógł się cieszyć, bo gdyby wygrał walkowerem, to zyskałby tylko trzy bramki do bilansu, a tak podreperował go o 6. Z drugiej – przy większym zaangażowaniu i skuteczności, można było wygrać jeszcze wyżej. Znaczna część zawodników Adampolu miała jednak w perspektywie mecz o tytuł mistrzowski w lidze świdnickiej (Dywany vs Solidarność) i być może stąd gra „na pół gwizdka”. Po hat-tricku w tym meczu zdobyli Paweł Uliczny i Paweł Szyjduk, ale czy kogoś to w ogóle dziwi?

Ekstraliga: Poker Team – Moore 8:4 (4:2)
Kolejkę zakończyło spotkanie Poker Teamu z Moore – kolejny szlagier weekendu. Ten mecz dobitnie pokazał kim dla „Pokerzystów” jest Erwin Sobiech. Obecność „Edzia” niewątpliwie przesądziła o losach spotkania i Malagenia może odetchnąć z ulgą, że dzień wcześniej starszego z braci Sobiechów na meczu zabrakło. Zaczęło się od szybkiej bramki Piotra Barana, po asyście wspomnianego Erwina. Odpowiedź Moore? Piorunująca! W 4 min najpierw Maciej Sebastianiuk, a zaraz potem Jakub Kawalec zdołali pokonać Roberta Susza. Szybko jednak odgryzł się Erwin Sobiech, dając pierwszy pokaz swoich nieprzeciętnych umiejętności. Przed przerwą Moore otrzymało jeszcze dwa ciosy – znów najpierw „Baranek”, a potem „Edzio”. Między 17 a 18 min starszy z braci Sobiechów dołożył do swojego dorobku jeszcze trzy gole (sic), robiąc z defensywy roli marmoladę. Przy stanie 7:2 było już oczywiście po zawodach. Samobójczy gol Bartosza Nogasa i trafienie Konrada Zielińskiego z rzutu karnego niczego tu nie zmieniały, a kropkę nad „i”, także z rzutu karnego, postawił Łukasz Sobiech.
 

Piątki 12. kolejki:


 


 


 


 


 

Serwis korzysta z plikow cookies w celu realizacji uslug zgodnie z polityka prywatnosci. Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookies w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.