Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich

"Wokół LAKP" (543)



Już czwarta kolejka po letniej przerwie dobiegła końca. Kalina, Adampol i Antique wygrały swoje mecze, za to Politechnika w wariackich wręcz okolicznościach straciła cała pulę w starciu z Pad-Budem. Niesłychanie ciasno także w czubie I ligi. Na drugim froncie niezagrożona wydaje się Fabryka Formy. Co innego ligę niżej - tutaj w coraz poważniejsze tarapaty pakuje się Togatus. Z kolei na czwartym, czyli de facto piątym, froncie pierwszej porażki doznał lider - AZS. I to z kim? Z niepozornym BIGOS-em! To ci dopiero psikus, chciałoby się rzec. Ale takie niespodzianki i takie mecze jak ten Politechniki z Pad-Budem, są esencją futbolu i tym, dlaczego ten sport kochają setki milionów. Dzięki takim emocjom łatwiej zapomnieć o takich paździerzach jak ostatnie mecze reprezentacji Polski...

Ekstraliga: Ipso Iure – Dziesiąta 2:6 (1:2)
O losach meczu zaważyła sytuacja z 14. minuty, kiedy Sebastian Cieślak w środku pola ograł Marcina Wrońskiego i wyszedł na czystą pozycję. Próbujący ratować sytuację Krzysztof Maryńczak wślizgiem nie trafił w piłkę, a wyciął zawodnika rywali, za co obejrzał czerwoną kartkę. Wszystko działo się przy stanie 2:1 dla Dziesiątej, więc można było przypuszczać, że jest po zawodach. Trzeba jednak przyznać, że po wykluczeniu Maryńczaka Ipso Iure przez ponad kwadrans radziło sobie naprawdę dobrze. Dziesiąta nie wiedziała czy atakować pressingiem czy wyczekiwać na swoje szanse. To niezdecydowanie w 25 min wykorzystali rywale. Po koronkowej akcji Antoni Markocki trafił głową na 2:2. Całość przypominała koszykarki alley oop, gdzie Krystian Okoniewski wystawiał Markockiemu piłkę na efektowny wsad do kosza. Dziesiąta zmuszona została do ataków, ale szło jej to nieskładnie. „Prawnicy” bronili się bardzo rozsądnie i na pewno nie była to obrona Częstochowy. Ba, potrafili utrzymać się przy piłce, zaatakować, skontrować. W końcu jednak w 34 min po strzale z dystansu Mateusza Gawryszczaka piłkę „wypluł” Kamil Ciągło, a Daniel Brzozowski skorzystał z okazji i dobił futbolówkę do siatki. Do końca zostawało niewiele czasu, więc „Prawnicy” podjęli decyzję o wstawieniu na pozycję bramkarza Okoniewskiego i rozgrywaniu piłki w futsalowym stylu drużyny Tifosi. Pomysł może i wydawał się rozsądny, ale wykonanie okazało się tragiczne w skutkach. W ciągu kilku minut Dziesiąta podwyższyła prowadzenie z ogromną łatwością i summa summarum wygrała 6:2. Hat-tricka ustrzelił najlepszy na placu gry Sebastian Król. Szczególnie podobać mógł się jego gol na 2:1 z 10. minuty, kiedy niezwykle stylowym, precyzyjnym strzałem zaskoczył bramkarza Ipso.

II liga: Inża Team – Underground Poker League 3:1 (2:0)
Nikt nie odpuszcza w walce o drugoligowy byt. Ważne punkty w czwartkowy wieczór zainkasowali gracze Inży, którzy po trosze wykorzystali osłabienie rywali. Spóźniony szósty gracz UPL dojechał w 10 min, gdy Inża prowadziła już 2:0 po golach Marcina Nowakowskiego i Patrycjusza Jedyka.  Po przerwie UPL ruszył do przodu, chcąc odrobić stratę. Udało się ją zniwelować po trafieniu Piotra Staniewicza. Jednak w 22 min drugi gol Marcina Nowakowskiego przywrócił sytuację dwubramkowego prowadzenia drużyny z Inżynierskiej. UPL zagrał dużo słabiej niż choćby ostatnio z Fabryką Formy, do tego doszło 10 minut gry w liczebnym deficycie i efekt jest jaki jest.

III liga: Malagenia – Mat-Geo 5:3 (2:2)
Ciekawy przebieg miało spotkanie Malagenii z Mat Geo. W mecz lepiej weszła ekipa Mat-Geo, która już w pierwszej minucie objęła prowadzenie – gola zdobył Konrad Domagalski. Po stracie bramki Malagenia próbowała szybko odrobić stratę i była tego blisko lecz po strzale Michała Haratynowicza piłka trafiła w słupek. W 5 min było już 2:0, kiedy to wzorcowy kontratak Mat-Geo zakończył precyzyjnym strzałem Michał Młynarczyk. Malagenia od tego momentu zaczęła być skuteczna i już minutę później bramkę kontaktową zdobył Michał Wasil, a w 11 min ten sam zawodnik w zamieszaniu pod bramką z najbliższej odległości doprowadził do wyrównania. W drugiej połowie Malagenia przejęła inicjatywę, czego efektem były dwa gole Haratynowicza. Prowadząc 4:2 team Pawła Kępki cofnął się, licząc na kontraktaki. W miarę upływu czasu, obu drużynom zaczęły puszczać nerwy, rozpoczęły się pretensje do siebie i sędzi, czego efektem była brzydka końcówka, mnożące się faule, pyskówki. Po jednym z fauli bramkę kontaktową zdobył Młynarczyk. Była to już ostatnia minuta meczu i gdy wydawało się, że Mat-Geo w jakiejś ostatniej akcji będzie próbowało doprowadzić do wyrównania, to Malagenia zadała ostateczny cios, a katem okazał się Daniel Wójcikowski. Malagenia wygrała zasłużenie i pozostaje w walce o awans do wyższej klasy rozgrywkowej.

Ekstraliga: Neo – Antique 1:2 (1:0)
Antique wciąż w grze o ligowe podium. W piątkowy wieczór drużyna dowodzona przez Krzysztofa Chilimoniuka z wielkim trudem wywalczyła komplet punktów w starciu z Neo. Beniaminek wreszcie przystąpił do meczu w składzie zbliżonym do optymalnego. Przełożyło się to na jakość widowiska. Nie były to może himalaje futbolu orlikowego, ale zacięte i prowadzone w szybkim tempie zawody mogły się podobać. Jedynego gola w pierwszej części zdobył Marek Błaszczak. Dwukrotnie po jego przechwytach było blisko kolejnej bramki, ale ostatecznie Przemysławowi Hajkowskiego nonszalanckie zagrania uszły na sucho. W 26 min na strzał z dystansu zdecydował się Przemysław Małaj. Piłka nie zmieniła kierunku lotu, a mimo to zaskoczyła Mateusza Sędzielewskiego, który w dziwny sposób przepuścił ją do siatki. Wyglądało to tak, jakby „Sędziel” przez moment widział kilka piłek i wybrał niewłaściwą. Stan 1:1 utrzymał się do 36. minuty. Wtedy po rzucie rożnym Neo błyskawiczną kontrę wyprowadził Antique. Hajkowski jak zwykle świetnym wyrzutem uruchomił Kamila Cieślę, a ten upolował swojego gola. Przez cały mecz nie miał łatwego życia z defensorami Neo, szczególnie Karolem Chmurą, ale w kluczowym momencie najlepszy snajper „Stolarzy” nie zawiódł.

Ekstraliga: ZiP Kalina – Moore 5:1 (2:0)
Aż trzech zawieszonych za kartki zawodników musiało pauzować w ekipie Moore w sobotnim spotkaniu przeciwko ZiP Kalinie. Tak duże osłabienia nie mogły przejść bez echa. Wprawdzie Marcin Urban zebrał niezły skład, ale brak rezerwowych i typowego „łowcy goli” był nader widoczny. Dopóki starczało sił i doświadczenia, Moore broniło się dobrze. Zaryzykujemy nawet stwierdzenie, że w pierwszym kwadransie gry zawodnicy Urbana przewyższali mistrzów ligi. W 17 min moment nieuwagi w kryciu przy wrzucie z autu wystarczył, by wbiegający Jakub Świderski wpakował piłkę do bramki Mateusza Dudka. Nie od dziś wiadomo, że „Świder” to taki Virgil van Dijk Kaliny. Tuż przed przerwą płaskim i precyzyjnym strzałem na 2:0 podwyższył najlepszy na boisku Łukasz Wierzbicki. Druga połowa nie była już zbyt ciekawa. Kalina podwyższała swoje prowadzenie, a Moore nie miało żadnych argumentów w ofensywie by postraszyć rywali. Strzały z dystansu Macieja Kleszcza były ciekawe, ale dopiero ostatni znalazł drogę do bramki i zmniejszył rozmiary porażki do stanu 1:5.

I liga: Wściekłe Psy – DomLublin.pl 2:4 (0:1)
Wściekłe Psy dopadł wirus lidera. Drużyna Adama Bratkowskiego przegrała mecz, w którym była wyraźnym faworytem. Jednak bądźmy realistami – nie gorące krzesło pod „tyłkiem” drużyny było tu powodem porażki, a po prostu bardzo silny skład rywali – w tej rundzie DomLublin jeszcze takim nie grał. Pierwszy gol padł w ostatniej akcji wyrównanej pierwszej połowy. Pawła Żydka z najbliższej odległości pokonał Radosław Kiełbowicz, który zamknął akcję drużyny wyprowadzaną prawą stroną. W 16 min na 2:0 podwyższył Kamil Jurczak, który mocnym strzałem pod poprzeczkę nie dał szans bramkarzowi „Wściekłych”. Minutę później gapiostwo defensywy DomLublin zostało skarcone przez Bratkowskiego, który kontrującą główką umieścił piłkę w bramce. W 21 min znów w roli głównej wystąpił Jurczak i zrobiło się 3:1. Co na to lider? W 23 min Jacka Pietrasa pokonał Paweł Włoch i wciąż wynik pozostawał sprawą otwartą. Dopiero w ostatniej minucie Marcin Miściur ustalił wynik i dał zasłużone trzy punkty drużynie nieobecnego w tym dniu Mariusza Kędry. W roli kierownika skutecznie zastąpił go Artur Bogaj.

II liga: KP Wicher – KTS Nocowanie.pl 3:2 (2:2)
Sporo działo się w meczu Wichru z Nocowaniem. Początek należał do drużyny Kamila Adryjanka. Wynik otworzył Adrian Wójcik, po dwójkowej akcji z Michałem Ciosem. Po chwili i Cios miał swojego gola, którego sprezentował mu niefrasobliwym wybiciem piłki Grzegorz Janczak, bramkarz Nocowania. Team Rafała Misztala nie miał jednak zamiaru poddawać się. W 9 min strzałem zza pola karnego stratę zniwelował Michał Gawroński, a dwie minuty później z trudnej pozycji Marcina Becia zaskoczył Misztal. Druga połowa była bardzo nerwowa. Sporo było pretensji do sędziego, a mało dobrej gry w piłkę. Przewagę optyczną uzyskał jednak zespół KP Wicher, a puentą tej przewagi był gol Ciosa zdobyty w 25. minucie. KTS nie zdążył już odpowiedzieć i przegrał.

IV liga: OBI Zwycięska – Billennium 0:2 (0:0)
W górę czwartoligowej tabeli pnie się Billennium. W sobotę „Informatycy” stoczyli zacięty, wyrównany bój z OBI, w którym zachowali więcej sił i zimnej krwi na końcówkę. W 19 min drogę do bramki strzeżonej przez Kamila Wocha znalazł Dawid Kurkiewicz. Tuż przed końcem na 2:0 podwyższył Tobiasz Kaciubczyk. Solidność, rzetelność, konsekwencja. Tak gra Billennium i przynosi to efekty. OBI nie zagrało źle, ale miało za mało atutów, by zdobyć punkty.

III liga: GP Togatus – Robimy Marketing 1:7 (0:4)
To nie jest udana runda dla Togatusa. Lider III ligi na mecz z Robimy Marketing zebrał raptem  piątkę graczy i wysoko przegrał. „Marketingowcy” może nie narzucili specjalnie wysokiego tempa, ale systematycznie karcili przeciwnika. Jakub Drzewiecki i Kamil Miklaszewski ustrzelili dublety, poza tym trafiali także Norbert Piotrowski, Dawid Wicha i Patryk Łysakowski. W samej końcówce honor Togatusa uratował Gabriel Wlaź. Mecz bez historii.

IV liga: Wataha – KS Świeżaki 3:1 (1:1)
W dobrej formie jest ostatnio Wataha. W minioną niedzielę nawet bez Macieja Jabłońskiego „Wilki” „zagryzły” drużynę Świeżaków. To jednak ekipa Łukasza Mazura prowadziła od 4 min po trafieniu Przemysława Trubalskiego. Watasze trzy minuty zajęło odrobienie strat – na listę strzelców wpisał się skuteczny ostatnio Damian Kołodziej. W drugiej części Kołodziej pokonał wcielającego się w rolę bramkarza Mazura po raz wtóry. Wynik w 23 min ustalił Kamil Al-Swaiti. Świeżaki nie grały źle, ale w ostatniej tercji boiska brakowało wykończenia, odrobiny dokładności. Wataha była konkretniejsza.

II liga: Inża Team – Szerszeń Team 2:3 (1:2)
Inża Team spotkanie z Szerszeń Teamem rozpoczęła najgorzej jak mogła – już po kilkunastu sekundach przegrywając 0:1. Jednak w 5 min swój wzrost wykorzystał Piotr Nowakowski i doprowadził do wyrównania. W 11 min Roberta Skomro zaskoczył strzał Marcina Sugiera i „Szerszenie” wróciły na prowadzenie. Parę minut po przerwie „Hornets” powiększyli wynik. Swoją drugą bramkę w tym spotkaniu upolował Tomasz Książek. W końcówce Inża wyraźnie przycisnęła. W 24 min Marcin Nowakowski zdobył gola kontaktowego i do ostatnich sekund trwało oblężenie bramki Mateusza Pępiaka. W ostatniej akcji spotkania doskonałą szansę na doprowadzenie do remisu miał choćby Marcin Nowakowski, ale finalnie Szerszeń Team z dużą dozą szczęścia dowiózł zwycięstwo.

II liga: CH Olimp – GOL-asy 1:3 (0:1)
Zwycięska seria Olimpu w rundzie jesiennej dobiegła końca. W niedzielę Olimpowi skutecznie postawiły się GOL-asy. Już w 2 min meczu nieco przypadkowym strzałem udem Piotra Piekarza zaskoczył Hubert Małyszka. Był to zresztą jedyny gol pierwszej połowy. Spotkały się zresztą dwie drużyny, które potrafią solidnie bronić, więc na kanonadę raczej trudno było liczyć. Tym nie mniej w drugiej połowie padły jeszcze trzy trafienia. Najpierw Olimp wyrównał za sprawą Macieja Kowalskiego, ale potem znów GOL-asy doszły do głosu. Arkadiusz Grabowski na 2:1, a minutę później na 3:1 Emil Cadima. Olimp wyglądał trochę tak, jakby skończyło mu się to niesamowite paliwo, na którym tak mocno ruszył od 14. kolejki. GOL-asy po kilku słabszych meczach, wreszcie wróciły na właściwe tory – także personalnie.

IV liga: Zajezdnia – Patataje 5:1 (3:1)
W Zajezdni dowodzenie przejął Dominik Wójtowicz i trzeba przyznać, że zaczyna przynosić to dobre efekty. W niedzielę ta młoda ekipa ograła Patataje. Emocje były tylko na początku, gdy drużyna Łukasza Rusińskiego walczyła jak równy z równym. Na bramkę Adriana Tarkowskiego odpowiedział Jakub Łebek. Po dwóch minutach na 2:1 trafił jednak Piotr Kowalczuk. Ten sam zawodnik po kolejnych kilku minutach podwyższył na 3:1. Był on zresztą najjaśniejszym punktem w swoim zespole. Druga połowa nie przyniosła zbyt wielu emocji, a w samej jej końcówce Zajezdnia podreperowała swój dorobek o jeszcze dwie bramki, które zdobyli Łukasz Nakonieczny i ponownie Kowalczuk.

I liga: Promil – Hüttenes-Albertus 5:1 (1:0)
Hüttenes powoli może już chyba zapomnieć o awansie do Ekstraligi. Promil za to bardzo skutecznie walczy o utrzymanie się w stawce pierwszoligowców. Obie drużyny w niedzielnym meczu grały bez rezerwowych, ale trudy spotkania dużo lepiej zniosła ekipa nieobecnego Rafała Goździewskiego. Jedyną bramkę w pierwszej połowie zdobył Michał Olech. Dopingowany przez swoją małą córeczkę miał najwyraźniej świetną motywację, bo choć jest defensorem z krwi i kości, to po przerwie upolował gola nr 2. Hüttenes miał po chwili doskonałą szansę na zmniejszenie strat, ale rzut karny strzelony przez Adriana Mikę nie przyniósł gola – piłka trafiła w słupek. Niewykorzystana okazja zemściła się błyskawicznie trafieniem Sebastiana Szymanka. Mika wprawdzie zrehabilitował się z gry, ale Hüttenes nie był bliski przyciśnięcia rywali i odrabiania kolejnych strat. Końcówka była już bardzo luźna i nic dziwnego, że Szymanek łatwo skompletował hat-trick, a Promil wygrał 5:1.

II liga: MW Lublin – Underground Poker League 2:0 (2:0)
W zeszłą niedziele MW Lublin wyjeżdżało z Lwowskiej z bagażem 16 goli w dwóch meczach. Jednak drużyna speców od felg nie załamała się i tydzień później wróciła na właściwe tory. Lepszy skład i od razu lepszy wynik – wygrana z zawsze solidnym UPL. Spotkanie rozstrzygnęło się bardzo szybko, bo końcowy rezultat został ustalony po czterech minutach. Gole Tomasza Dąbrowskiego i Łukasza Sternika zmusiły UPL do bardziej odważnej gry. Brakowało jednak wykonawców – choćby kogoś takiego jak Krzysztof Gap. Choć UPL stworzył kilka okazji, to dobrze spisywał się Marek Wołoszyn. W sumie jednak znacznie więcej szans w tym meczu miała drużyna MW Lublin i aż dziw bierze, że przez kolejnych ponad 20 minut nie zobaczyliśmy już goli. MW wygrało 2:0.

III liga: Bio Berry – Mat-Geo 0:3 walkower
Bio Berry z powodu problemów kadrowych poddało mecz przeciwko Mat-Geo.

Ekstraliga: RKS Perła – Dziesiąta 4:8 (0:2)
Ostatnio mecze RKS Perły to gwarancja goli. Drużyna Daniela Hulicza zdobyła pięć bramek z Pokerem, cztery z Adampolem i kolejne cztery przeciwko Dziesiątej. Problem w tym, że straciła ich aż 28 i każde ze spotkań wyraźnie przegrała. Ratunku na horyzoncie nie widać. Bramkarze spisują się mizernie, obrońcy wcale nie lepiej, a kolejni rywale po prostu to wykorzystują. W niedzielny wieczór oprawcami zespołu „Piwoszy” była Dziesiąta, ze skutecznym Sebastianem Cieślakiem, autorem pięciu bramek. Przy stanie 7:1 dla Dziesiątej Perła niespodziewanie jakby została strzelona defibrylatorem. W ciągu kilku minut zdobyła trzy bramki, a trafienie Pawła Kisiela z woleja można by wręcz oprawić w ramkę i powiesić nad łóżkiem. Do odrobienia zostało jednak jeszcze drugie tyle, a mecz dobiegał już końca. Na żadną zdobycz punktową Perła liczyć nie mogła. Wynik ustalił w 39 min Cieślak. Dobrą robotę jak zwykle ostatnio robił też Sebastian Król. W Perle wysiłki niezłej ofensywy zaprzepaściła dramatycznie słaba postawa tyłów. Po kilku błędach Przemysława Powagi wypadało jedynie bezradnie rozłożyć ręce.

Ekstraliga: PHU Pad-Bud – Politechnika Lubelska 4:3 (0:2)
To był jeden z najbardziej absurdalnych meczów w tym sezonie. Pad-Bud znów nie miał zbyt szerokiej kadry i wydawało się, że Politechnika musi to wykorzystać. Ba, wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazywały. Tym bardziej, że do przerwy „Polibuda” prowadziła 2:0 i była zespołem dojrzalszym. Niby Pad-Bud miał swoje okazje, ale gdyby było trzeba podopieczni Andrzeja Kurysa łapali przeciwnika za gardło i robili swoje. W 23 min na 3:0 podwyższył Patryk Stadnicki, który oddał kapitalny strzał pod poprzeczkę. Szybko odpowiedział Paweł Bugała, ale łatwo zbliżające się na konto punkty totalnie rozluźniły Politecnikę, która od tego momentu zmarnowała pewnie z tuzin znakomitych szans. Własna nonszalancja i znakomita postawa Piotra Chrześciana w bramce, którego niekiedy wyręczali też koledzy z obrony. Pad-Bud cudem unikał kolejnych straconych goli, a na desancie pozostawiał przeważnie minimum dwóch zawodników, którzy nie mieli już siły wracać. Całkowicie otworzyło to spotkanie. Okazja Politechniki, kontra Pad-Budu i tak w kółko. W 37 min zaczęło się robić arcyciekawie, bo Rafał Wiśniewski zamienił jedną z szans na gola. Ba, po minucie Bartłomiej Wazelin wbił Politechnice bramkę na 3:3! Drużyna Kurysa jakby została ukąszona jadem i sparaliżowana. Wyprowadzała ataki, które od połowy boiska „śmierdziały” golem, a w kluczowych momentach marnowała okazje lub zaliczała proste straty, które powodowały kolejne kontry Pad-Budu. Wyglądało to już wręcz komicznie, gdy Pad-Budu niewiele robiąc dostawał od przeciwnika prezent za prezentem. Tymczasem w 40 min jeszcze jeden zryw „Polibudy” zakończył się lądowaniem piłki w siatce. Daniel Pietras oszalał z radości, ale po chwili gracze Pad-Budu zaczęli protestować, twierdząc, że piłka wpadła do siatki przez dziurę z boku. Piotr Baran skonsultował się z Adrianem Mańko, który zasugerował, że prawdopodobnie rzeczywiście gola nie było. Czy była to słuszna decyzja? Pozostanie to tajemnicą LAKP, tak jak tajemnicą mundialu na zawsze zostanie gol-widmo Geoffa Hursta z finału MŚ 1966 pomiędzy Anglią a RFN. To oczywiście nie był koniec. Przy tak grających zespołach 20 sekund bez bramkowej sytuacji nie było możliwe. Piłką meczową dostał w doliczonym czasie gry Wiśniewski. Uderzył precyzyjnie po chwili cały jego zespół mógł świętować zdobyte w przedziwnych okolicznościach trzy punkty! Roller-coaster emocji.

IV liga: SAABiX – Ułani 1:4 (1:1)
SAABiX czy wcześniej Limuzyna z Lublina, to zawsze był bardzo niewygodny rywal dla Ułanów. Niemoc teamu Dawida Szatkowskiego nie mogła jednak trwać wiecznie. Faworyt do awansu do III ligi nie zawiódł i ograł drużynę Pawła Tobiasza. Ograł, choć to właśnie Tobiasz strzelił pierwszego gola w meczu i SAABiX prowadził 1:0. Nacieszył się jednak prowadzeniem tylko kilka minut, bo do remisu doprowadził Karol Iwanowicz. W drugiej połowie Ułani, grający z większym rozmachem i dokładnością, udowodnili swoją wyższość i strzelili trzy bramki. Najpierw pomógł im Kamil Kłyś, który skierował futbolówkę do własnej siatki. Potem jeszcze Wojciech Stamierowski i Remigiusz Baran trafiali do bramki strzeżonej przez Artura Bielaka vel Bieleckiego. SAABiX nie miał w tym meczu odpowiednich argumentów, by powalczyć o trzy punkty.

III liga: meble-ars.pl Zjednoczeni – KS Marmota 1:1 (1:1)
Zjednoczeni zremisowali z Marmotą. Dla jednych i drugich ten wynik to niedosyt. Zjednoczeni już raczej nie uratują się przed barażem o utrzymanie, a Marmota ma coraz mniejsze szanse na baraż o awans. Był to dziwny mecz, bo gdyby analizować wyłącznie tempo i intensywność, to czasem i mecze Ekstraligi mogłyby pozazdrościć tych walorów. Jeśli chodzi o samą grę w piłkę? Tu było dużo, dużo gorzej. Na boisku rządził chaos i to praktycznie przez całe 25 minut. Nikt nie przeważał. Ciut więcej sytuacji mieli chyba Zjednoczeni. Pierwszy gol? Błąd Pawła Szumlańskiego, który staranował Krzysztofa Kawkę i sprokurował rzut karny, zamieniony na gola przez Macieja Piwowarczyka. Gol na 1:1? Przypadkowe odbicie piłki od kolana Karola Kurowskiego. Gol mimo woli. Kilka razy Marmotę ratował Rafał Brzeziński, który spisywał się w bramce bez zarzutu. Z kolei Zjednoczonych uratował sędzia, który zawahał się i nie odgwizdał drugiego przewinienia Szumlańskiego na Kawce. A wydaje się, że druga „jedenastka” dla zespołu Marmoty powinna zostać podyktowana.

IV liga: PKS BIGOS – Atmosfera Zabawa Sport 2:0 (2:0)
To jest dopiero niespodzianka! BIGOS pokonuje niepokonanego do tej pory lidera, AZS! Chociaż, gdyby spojrzeć obiektywnie na składu obu drużyn. BIGOS praktycznie w galowym, najmocniejszym składzie, a AZS wciąż bez kluczowego dla gry drużyny Marcina Goca. W tych składach była to całkiem spodziewana niespodzianka. AZS-owi nie pomógł nawet jak zwykle pewny punkt zespołu, Michał Giletycz. W 7 min zaskoczył go Bartłomiej Czarnota, a minutę później Łukasz Augustyniak. Co na to AZS? Niewiele. Pod bramką Karola Furtaka długo nie działo się prawie nic. Świetnie współpracująca obrona BIGOS-u oddalała wszelkie zagrożenie, a próby zdobywania terenu długimi piłkami były naiwnym pomysłem lidera na rozmontowanie „Kapuścianych”. Dopiero w końcówce zmęczenie w szeregach BIGOS-u dało o sobie znać i AZS miał kilka okazji, ale Furtak był bezbłędny, a nawet dał drużynie coś ekstra. Zasłużone trzy punkty zameldowały się na koncie sympatycznej ekipy Tomasza Moszczyckiego. AZS nieco skomplikował sobie sprawy, ale nadal jest w komfortowym położeniu. Coś jak Polska w grupie eliminacyjnej Euro 2020.

I liga: Bombardino 716 – Ekipa 666 0:9 (0:2)
Od początku meczu widać było kto w tym meczu będzie rządził i dzielił. Bombardino bez m.in. Mateusza Szafrańskiego mogło się tylko bronić przed kolejnymi atakami Ekipy 666, która wreszcie nie miała dużych kadrowych problemów. Na początku poprawnie spisywał się Oskar Jachimczuk, bramkarz „Numerycznych”, ale wydawało się, że sforsowanie fortecy jest kwestią czasu. I tak było. Wynik otworzył Mirosław Cioch, a potem już poszło. Królem polowania został Michał Budzyński, autor aż sześciu bramek. Cioch dorzucił jeszcze jedną, a listę strzelców „Piekielnych” zamknął Marcin Mierzwa. Druga połowa to już w dużym stopniu trening strzelecki Ekipy.

Ekstraliga: Adampol Team – Ipso Iure 2:1 (2:0)
Bardzo trudne warunki walczącemu o tytuł mistrzowski Adampolowi postawili w poniedziałek gracze Ipso Iure. „Prawnicy” do ostatnich sekund walczyli choćby o punkt, ale finalnie przegrali 1:2. Co zapamiętamy z tego meczu? Przede wszystkim fantastyczną bramkę na 1:0. Wspaniałe podanie zewnętrzną częścią stopy w pole karne wykonał Paweł Uliczny, a chyba jeszcze lepszy był finisz szczupakiem w wykonaniu Pawła Szyjduka, który skromnie skwitował tego gola stwierdzeniem, że nie wypadało zmarnować takiego podania. To była bramka, której nie powstydziłaby się żadna piłkarska arena. Gol na 2:0? Michał Babiarz i jego płaski strzał zza pola karnego. Kamil Ciągło znów bez szans. Ipso Iure w żadnym momencie tego spotkania nie było tylko tłem dla rywali. Kilka bardzo groźnych szans rywali wybronił Marcin Błaszczak, jeden z architektów tego sukcesu „Piekarzy”. Bronił petardy Dawida Ptaszyńskiego czy sytuację sam na sam z Antonim Markockim. Skapitulował dopiero w 32 min, przy sytuacyjnej próbie Krystiana Okoniewskiego z pola karnego. Niczego więcej Ipso Iure nie ugrało i choć pozostawiło po sobie dobre wrażenie, to dorobek punktowy pozostał bez zmian.

I liga: Restauracja Szwejk – Promil 1:11 (1:4)
Promil we wtorkowy wieczór nie dał żadnych szans Restauracji Szwejk. Sebastian Szymanek i spółka nie mieli najmniejszych problemów niemal z wjeżdżaniem do bramki rywali. Rywali, którzy z każdą kolejną straconą bramkę, tracili też resztki ochoty do gry. Szczytowym przejawem bezsilności Szwejka był niesportowy faul Dawida Bednarczyka na Przemysławie Kowalczyku, za który młody gracz obejrzał czerwoną kartkę. Królem polowania został oczywiście wspomniany Szymanek, który łącznie zdobył, bagatela, 7 goli! Jednego gola, notabene po asyście Szymanka, dołożył także Paweł Wieczorek, który powrócił do gry po bardzo długiej przerwie, spowodowanej kontuzją.

I liga: Undefined MPT Taxi – Gliniana 3:6 (1:2)
Ciekawy przebieg miała rywalizacja Undefined z Glinianą. Już w 2 min dobry strzał z dystansu posłał Dawid Mazuruk, a Maciej Ziółkowski musiał wyjmować piłkę z bramki. Na odpowiedź Glinianej nie trzeba było długo czekać. Michał Dudziak i 1:1. Kolejne cztery minuty i kolejny gol – tym razem Piotr Ziółkowski w swoim stylu poradził sobie z faulującym go obrońcą, arbiter wytrzymał z gwizdkiem, a po chwili piłka była już w siatce. Na początku drugiej połowy soczysty, płaski strzał Kamila Dudka pozwolił Glinianej prowadzić już 3:1. Undefined podniosło się z tego rezultatu. Gol kontaktowy to kuriozum. Michał Krzak przypadkowo nastrzelił kolegę z zespołu, Jakuba Waliłkę, a piłka nabrała przedziwnej paraboli i przelobowała golkipera Glinianej. To był klasyczny element szczęścia, czasem tak ważny w futbolu, jak i w ogóle w życiu. W 20 min Mazuruk na raty pokonał Ziółkowskiego po rzucie rożnym – pierwszy strzał golkiper obronił, wobec dobitki był bezradny. Był to moment wyraźnego „blackoutu” Glinianej, która pozwalała rywalom na bardzo dużo. Wydawać się mogło, że szala zwycięstwa przechyla się na korzyść zespołu Undefined, ale nic bardziej mylnego. Między 21 a 24 min trzy bramki zdobył Dudziak i było po zawodach.

Serwis korzysta z plikow cookies w celu realizacji uslug zgodnie z polityka prywatnosci. Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookies w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.