Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich

"Wokół LAKP" (556)



Już pierwsza kolejka w 2020 roku przyniosła nieoczekiwane wydarzenie, jakim była sobotnia awaria prądu i przełożenie meczów na poniedziałek, Święto Trzech Króli. Na szczęście obyło się bez walkowerów, choć nie można powiedzieć, by wszystkim nowy termin odpowiadał. Sytuacje losowe to jednak w życiu chleb powszedni. W sporcie także.

IV liga: KS Świeżaki – Patataje 0:1 (0:0)
Długo zanosiło się na to, że pierwszy mecz w 2020 roku zakończy się bezbramkowym remisem, który byłby idealnym podsumowaniem tego spotkania. Jednak w 22 min bramkę rodem z hokeja na lodzie zdobył Dominik Bojarski, który stał przy słupku i tylko dostawił „kij” i z bliskiej odległości umieścił krążek piłkę w bramce. Lider pokonany, liga będzie ciekawsza.

Ekstraliga: Moore – Bombardino 716 10:0 (5:0)
Nowy rok, ale stare kłopoty Bombardino 716. Beniaminek został rozniesiony przez Moore, które wyraźnie celuje w tym sezonie w podium. Drużyna Marcina Urbana stawiła się w praktycznie najmocniejszym składzie i „Numeryczni” otrzymali srogą lekcję futsalu. Debiutujący w bramce Bombardino Michał Kułaj pierwszego występu w naszej lidze nie zaliczy do udanych. Dwucyfrowa liczba schyleń po piłkę do siatki mówi sama za siebie, a gdyby jego dobry kolega z drużyny przeciwnej, Bartłomiej Barwiak, był w ciut lepszej formie strzeleckiej, to i na dziesięciu golach by się nie skończyło.

III liga: PKS BIGOS – KP Wicher 1:1 (0:0)
Remisem 1:1 zakończyła się rywalizacja PKS BIGOS z KP Wicher. Mecz był nerwowy, zacięty i emocjonujący do samego końca. Wicher objął prowadzenie dopiero w 22 min, po ładnej bramce Artura Kłosia. Wtedy wydawało się, że Kłoś zapewnił swojej ekipie arcyważne trzy oczka. Jednak „Kapuściani” grali do końca. W 24 min Adam Terepora podstawił nogę Zbigniewowi Łubkowi, ten wykorzystał ten fakt, upadł, a sędziowie odgwizdali faul. Czwarte przewinienie Wichru w tej połowie oznaczało przedłużony rzut karny, a okazji nie zmarnował Łukasz Augustyniak. Po chwili jednak pełna pula mogła wrócić do zespołu Kamila Adryjanka. Tomasz Krzyżanowski bezceremonialnie wyciął Michała Piskora i to także skutkowało przedłużonym rzutem karnym. Tym razem jednak strzał z 10 metrów nie zakończył się golem. Mikołaj Poniatowski przestrzelił.

II liga: GOL-asy – Zjednoczeni 1:4 (0:0)
Rozegranie meczu wisiało na włosku do ostatniej chwili. W końcu pod naciskiem obu drużyn organizatorzy uzyskali warunkową zgodę zarządcy obiektu i mimo poważnej awarii zasilania GOL-asy zmierzyły się ze Zjednoczonymi. Powrót do gry Michała Malinowskiego miał być dla zespołu Mariusza Kaźmierskiego gwarancją lepszych czasów i punktów na koncie. Udało się! Pierwsza połowa nie przyniosła goli, ale po zmianie stron się zaczęło. Michał Zlot otworzył wynik. Potem na 2:0 podwyższył Radosław Dados. GOL-asy odgryzły się za sprawą swojego kierownika, Piotra Roja. Jednak to było za mało na żwawiej poruszających się po parkiecie rywali. Sebastian Zlot na 3:1, a na koniec Dados na 4:1. Po meczu na hali zgasło światło, a wszyscy rozjechali się do domów. Siła wyższa…

III liga: CH Olimp – TRANS-AUDYT.pl 2:0 (1:0)
W niedzielę wszystko z prądem było już ok i od rana rozpoczęliśmy kolejne futsalowe emocje. Na „dzień dobry”, niemal tradycyjnie, zaprezentowali się nam gracze Olimpu – jak zwykle w pełnym, 12-osobowym składzie. Ta drużyna jest niezniszczalna! TRANS-AUDYT postawił wprawdzie trudne warunki i tanio skóry nie sprzedał, ale Olimp zdobył po golu w każdej z połów – w pierwszej Marcin Goc, w drugiej Kamil Siczek. To wystarczyło do odniesienia zwycięstwa i wskoczenia na fotel lidera.

IV liga: OBI Zwycięska – KS Choiny 3:1 (1:0)
Czwartoligowa rywalizacja OBI z Choinami stała na zaskakująco dobrym poziomie. Więcej z gry miało OBI, ale Choiny bez kompleksów odgryzały się w kontrach. Po syrenie kończącej pierwszą połowę mieliśmy wynik 0:0, ale OBI pozostał do wykonania przedłużony rzut karny. Krzysztof Boguta okazji nie zmarnował. Niedługo po wznowieniu gry po przerwie to Choiny zadały cios. Błędy w ustawieniu OBI w obronie i w miarę szybka akcja rywali – wszystko to zakończyło się wbiciem piłki do bramki przez Piotra Klimowicza. Team Marcina Wójtowicza nie nacieszył się remisem zbyt długo. Minutę później Boguta ładnie przymierzył lewą nogą i było już 2:1. W kolejnych minutach na parkiecie nie brakowało emocji, momentami także tych niepotrzebnych. Co najważniejsze jednak – po końcowej syrenie wszyscy chętnie zbili ze sobą piątki i nie roztrząsali sporów z parkietu. A więcej powodów do radości miało OBI, bo w 24 min pieczęć na ich zwycięstwie postawił pechowym „samobójem” Radosław Wybraniec.

III liga: Plaga Szczurów – NieDYSponowani 2:4 (0:3)
NieDYSponowani wreszcie przełamali się i zagrali nie tylko dobrze, ale też skutecznie. Już do przerwy Plaga Szczurów była w dużym odwrocie, przegrywając 0:3. Filip Buzek otworzył wynik, a potem dwa ciosy zadał Mateusz Wrzyszcz. Szczególnie w pamięć zapadł nam kuriozalny gol na 3:0. Łukasz Sobczak kopnął mocną piłkę na oślep, opuszczając bramkę. Wrzyszcz zablokował ten strzał (?), a piłka jak bumerang wróciła i wpadła do pustej bramki. W 23 min Wrzyszcz skompletował hat-trick. „Szczury” za wszelką cenę szukały odrobienia strat. Ofensywnie grający Sobczak upolował swoją bramkę, zmniejszając część strat. Potem jeszcze bezsensowny faul Michała Capały na Tomaszu Olku zakończył się rzutem karnym. Damian Lech trafił na 2:4, ale na dalsze odrabianie strat nie było już czasu.

I liga: Undefined Team – Posesja 0:2 (0:0)
Posesja wyraźnie jest na fali wznoszącej. W niedzielę drużyna Mariusza Kędry ograła po ciężkim boju Undefined Team. Ojcem zwycięstwa był dobrze spisujący się w bramce zespołu Grzegorz Bryda. Tymczasem Undefined po raz kolejny grało bez nominalnego golkipera. Strategia gry a’la Tifosi z Michałem Krzakiem jako lotnym bramkarzem jest ryzykowna i tym razem nie zdała egzaminu. Pierwszego gola w 13 min zdobył Damian Charmast. Na 2:0 w kontrowersyjnych okolicznościach podwyższył Bartosz Chlebiej. Tomasz Iwaniak domagał się odgwizdania faulu Chlebieja, twierdząc że był popychany. Sędziowie grę puścili, a Chlebiej pomknął na pustą bramkę i ustalił rezultat rywalizacji. Undefined kończyło mecz w osłabieniu, bowiem nerwy puściły Krzakowi i za nadmierne „gadanie” z sędzią obejrzał on dwie żółte kartki. Spotkanie od początku zresztą toczyło się w napiętej atmosferze.

II liga: MW Lublin – Sparta 1:5 (1:3)
Coraz lepiej funkcjonuje Sparta, która przestała przypominać zlepek zawodników, a zaczyna być drużyną. I to nie byle jaką. Drużyną, posiadającą swój styl gry, grają ofensywnie i z rozmachem. W niedzielę boleśnie przekonało się o tym MW Lublin. Ekipa Grzegorza Stępnia wcale nie przeszła obok meczu, ale po prostu od początku była wyraźnie słabsza. Na szybkiego gola otwarcia Piotra Kowalczuka ripostę znalazł wprawdzie Grzegorz Iwańczuk, ale kolejne minuty należały do spadkowicza z I ligi. Damian Bilski na 2:1, Kowalczuk na 3:1, potem także na 4:1 i wreszcie w 21 min Kamil Fitas na 5:1. Czyżby Spartanie chcieli wrócić tam, skąd przybyli? Mają ku temu coraz poważniejsze argumenty.

Ekstraliga: Moore – Git Team 4:2 (1:0)
Moore i Git Team zmierzyły się w meczu rozgrywanym awansem. Ekipa Marcina Urbana do przerwy prowadziła 1:0 po trafieniu Konrada Zielińskiego. Nic nie wskazywało na to, że Git Team może nagle odwrócić losy rywalizacji. Tymczasem w 15 min Paweł Osoba po kontrze i podaniu Michała Młynarczyka wyrównał. Dwie minuty później sam Młynarczyk wpisał się na listę strzelców. Dostał podanie z autu od Marcina Galińskiego, odpalił mocny strzał, pomógł mu jeszcze rykoszet i nagle zapachniało niespodzianką, jaką byłaby wygrana „Gitowców”. Moore to jednak doświadczona drużyna i wytrzymała napięcie. W 20 min Michał Sieczkarek popisał się ładnym golem po asyście Jarosława Walęciuka. Minutę później sam „Ciapa” trafił do bramki, korzystając z przytomnego podania Krzysztofa Buczyńskiego. Walęciuk był także bohaterem akcji w ostatnich sekundach. Najpierw świetnie przetrzymał piłkę w narożniku boiska, zyskując na czasie, a potem przedarł się jeszcze z nią i wyłożył na „srebrnej tacy” do Bartłomieja Barwiaka, który choć znów nie miał swojego dnia, to i tak zdobył swojego gola.

III liga: Billennium – Wataha 2:1 (1:0)
Na tym etapie sezonu stwierdzenie, że było to bardzo ważne spotkanie w kontekście walki o utrzymanie nie jest chyba żadną przesadą. Te cenne punkty poszły na konto Billennium. „Informatycy” objęli prowadzenie w 8 min po strzale Rafała Waszczuka. I długo nic w kwestii wyniku się nie zmieniało. W 20 min padł jednak gol wyrównujący. Jan Dutkiewicz pokonał dobrze dysponowanego Krzysztofa Skrzypka i gra rozpoczęła się od nowa, choć do końca pozostało mniej niż 5 minut. Dawid Kurkiewicz, wyróżniająca się postać ekipy Billennium, postanowił nie czekać i szybko załatwić swojej drużynie gola nr 2. Jego bramka z 21. minuty była tą decydującą.

Ekstraliga: PHU Pad-Bud – Nexbet 4:8 (2:4)
Pad-Bud wciąż nie może oddać czerwonej latarni. W niedzielę w ekipie Piotra Bielaka znów brakowało kilku ważnych postaci, więc i o dobry wynik było bardzo ciężko. Nexbet złapał odpowiednią formę, a Jarosław Wójcik jest nie do zatrzymania. W niedzielę zdobył cztery gole, a przy dwóch kolejnych miał asysty. Po trzech minutach i jego dublecie Nexbet prowadził 2:0. Pad-Bud trzy razy łapał kontakt przy wynikach 2:1, 3:2 i 4:3 dla rywali, ale Nexbet miał po prostu więcej argumentów niż dzielnie walczący zespół w zielonych koszulkach. W 23 min było jeszcze 4:6, a Pad-Bud próbował taktyki z wycofanym bramkarzem. Wszystko na marne. W ostatnich sekundach dwa proste błędy dwukrotnie skarcił Piotr Wójcik, który także zaliczył znakomity występ. Outsider potrzebuje najsilniejszego składu by urwać punkty jeszcze przynajmniej jednej drużynie. Bombardino wciąż jest o punkt lepsze. Z kolei zespół braci Wójcikowi nie musi się już martwić o ligowy byt i może spokojnie kontynuować marsz w górę tabeli.

II liga: Hüttenes-Albertus – Legion 0:1 (0:0)
Bardzo ważna rywalizacja w kontekście gry o awans miała miejsce w niedzielne popołudnie. Rozstrzygnął ją raptem jeden gol. Zdobył go w 15 min Dawid Mrozek z Legionu. Poziom meczu był wysoki i nie można się dziwić, że jedni i drudzy liczą się w walce o I ligę. W tak wyrównanych meczach o wyniku decydują detale. Tym razem ciut więcej szczęścia miał Legion. Na czele II ligi ciasno w przedświąteczną sobotę w sklepie.

I liga: Krupniki07 – RKS Perła 5:1 (2:0)
One Man Show – nie da się inaczej określić tego co stało się w meczu Perły z Krupnikami. Ligowa tabela wskazywała na to, że faworytem meczu jest ekipa Krupników. Tabela to jedna, a boisowa rzeczywistość to drugie. Adrian Prażmo był w niedzielę dla Perły tym, kim przeważnie Przemysław Kwiatek jest dla przeciwników Perły. Utrapieniem. Prażmo zdobył łącznie pięć goli, czyli wszystkie Krupników. „Piwosze” przy stanie 0:3 odgryźli się za sprawą Przemysława Kwiatka, ale marne to pocieszenie, gdy rywalowi wychodziło praktycznie wszystko.

II liga: Ułani – Legion 2:5 (2:3)
Legion zaliczył bardzo udaną niedzielę. Wygrał oba swoje spotkania. W tym drugim było łatwiej, bo Ułani znów mieli personalne problemy. O ile skład w polu prezentował się nieźle, o tyle problemem był brak nominalnego bramkarza. W dodatku już w 3 min „samobója” zaliczył Piotr Król. Niedługo potem Kacper Lubisz podwyższył na 2:0. Spotkanie nabrało rumieńców. Adam Rasiak zdobył bramkę kontaktową. W odpowiedzi Piotr Stajszczak podwyższył na 3:1, ale Rasiak nie dawał za wygraną i znów pokusił się o kontakt dla Ułanów. Druga połowa to usilne próby Ułanów, ale bez większego skutku oraz dwa kolejne gole Stajszczaka, który został bohaterem spotkania. Wygrana Legionu mogła być jeszcze wyższa, ale przedłużony rzut karny zmarnował Lubisz.

II liga: SAABiX – Robimy Marketing 2:1 (1:0)
W Trzech Króli udało nam się odrobić zaległości z soboty, kiedy przymusowo musieliśmy opuścić halę UP. Na pierwszy ogień poszły drużyny SAABiX i Robimy Marketing, które mimo wczesnej pory przybyło na halę w praktycznie najsilniejszych składach, tworząc niezłe widowisko. W 8 min spotkania pierwszego gola zdobył Mateusz Gawryszczak. Wcześniej miał kilka okazji, do których łatwo dochodził, ale był na bakier ze skutecznością. „Marketingowcy” przez większą część spotkania byli w odwrocie, ale dobrze wyczekali swój moment i w 18 min Patryk Łysakowski wyrównał. SAABiX, mający wysokie aspiracje, musiał znów odważnie zaatakować. Udało się! W 22 min dobrze spisującego się w tym meczu Pawła Kręglickiego pokonał Kamil Kłyś.

Ekstraliga: Poker Team – Tifosi 6:5 (3:2)
Opisywanie tak znakomitych meczów to nieco karkołomne zadanie. Zawsze coś umknie. Naprawdę mocno polecamy skrót tego spotkania, bo działo się sporo. Co najważniejsze, mimo sporej liczby fauli, mecz toczył się w atmosferze Fair Play. Rywale się szanowali, sędziowie podejmowali prawie same dobre decyzje, a zawodnicy respektowali decyzje rozjemców zawodów. Kawał dobrego futsalu i kapitalna reklama dla naszej ligi. A jeśli chodzi o sam aspekt sportowy? Znów happy end dla Poker Teamu. Znów ojcem zwycięstwa niesamowity Erwin Sobiech, autor czterech z sześciu bramek dla „Karcianych”. Dwie pozostałe dołożył niezawodny Piotr Baran, który przy okazji dorzucił też dwie asysty. Już po pięciu minutach meczu było 2:2, a Poker dwa razy odrabiał straty. Do przerwy po dublecie Sobiecha mistrzowie prowadzili jednak 3:2. Na początku drugiej połowy podwyższyli prowadzenie, znów za sprawą „Edzia”. Tifosi cały czas łapało jednak kontakt – na 3:4, potem 4:5 i wreszcie na 5:6. Do samego końca wynik był sprawą otwartą. W ostatniej minucie Erwin Sobiech mógł załatwić sprawę, wykorzystując przedłużony rzut karny. Spudłował, a po chwili faulu dopuścił się Michał Bloch i to Tifosi miało okazję na zdobycie wyrównującej bramki, także strzałem z piłki ustawionej 10 metrów od bramki. Dawid Ptaszyński uderzył tak jak należy, ale znakomicie w bramce Poker Teamu spisał się Robert Susz, który w całym meczu zaliczył naprawdę dużo dobrych interwencji. Bez niego Poker nie odniósłby siódmego zwycięstwa w tym sezonie. Tifosi zagrało bodaj najlepsze spotkanie w tym sezonie, ale kilka błędów kosztowało bardzo drogo.


Ekstraliga: Dywany Łuszczów – Adampol Team 2:11 (0:4)
To był jeden z meczów, na które w tej kolejce czekaliśmy najbardziej. To przecież świdnickie derby! Starcie drużyn, które znają się znakomicie. W zasadzie obie drużyny można było zamknąć z jednej szatni, bez ryzyka, że może dojść do jakichś niesnasek. Jednak na parkiecie sentymentów nie było. Każdy chciał pokazać, że jest tą lepszą ze świdnickich drużyn w LAKP. Znacznie więcej argumentów miał po swojej stronie Adampol. Już w 1 min Paweł Uliczny podał do Pawła Szyjduka, a ten strzelił na 1:0. W 4 min rolę się odwróciły, a Dywany miały już dwie bramki do odrobienia. Do przerwy wynik ten został podwojony. Gdy w 18 min Michał Czarnecki zdobył gola dla teamu Jarosława Kowalika, wydawało się, że otwiera się szansa na jakiekolwiek emocje w tym spotkaniu. Jednak to był gol, który otworzył worek z bramkami w drugiej połowie, a dla Dywanów tak naprawdę puszkę Pandory. Paweł Szyjduk i spółka wrzucili wyższy bieg i zakończyło się rzezią. Wynik 11:2 mówi sam za siebie. To dopiero trzecia „dwucyfrówka” w tym sezonie i pierwsza, która nie była udziałem Bombardino. Sam Szyjduk zdobył sześć goli i dołożył dwie asysty! Choć koledzy dzielnie mu wtórowali, to jednak bezsprzecznie on zasłużył na miano „króla Świdnika”. W ostatnich minutach pognębieni rozmiarami klęski gracze Dywanów snuli się już po parkiecie, a mecz przypominał bardziej treningowa gierkę po 1,5 godziny intensywnego biegania.

IV liga: KP Starówka – Midas Odczynniki 7:3 (3:3)
Ciekawy przebieg miało spotkanie Starówki z Midasem. Outsider IV ligi trzy razy musiał odrabiać straty w pierwszej połowie i trzy razy czynił to skutecznie. Do przerwy notowaliśmy więc remis. Druga połowa to jednak już popis tylko jednej drużyny. Starówka wciąż z łatwością dochodziła do kolejnych sytuacji pod bramką rywali, ale zachowała też więcej zimnej krwi w obronie, nie tracąc już większej liczby goli. Skończyło się rezultatem 7:3, w którym najbardziej po stronie Starówki partycypowali Kamil Marczyński (hat-trick) i Piotr Pacek (dublet). Dla tego drugiego to już czwarty z rzędu mecz z dubletem. Z „dubeltówki” strzelił także gracz Midasa – Arkadiusz Płaza.

Ekstraliga: UMWL Szkoltex – Git Team 3:5 (1:2)
Mocno osłabiony personalnie UMWL Szkoltex postawił Git Teamowi trudne warunki, ale nie dał rady. Trudy 24-minutowego meczu dały się we znaki i koniec końców trzy punkty zameldowały się na koncie „Gitowców”. Pierwszego gola zdobył Michał Młynarczyk, który wyraźnie wykorzystał fakt, że Piotr Szewczyk nie jest nominalnym bramkarzem. Wyrównał po koronkowej akcji drużyny Rafał Szostak. Tuż przed końcową pierwszej połowy syreną na UMWL spadł najcięższy cios w tym meczu. Gol „do szatni”. Przemysław Hajkowski zauważył wysuniętego przed bramkę Szewczyka i zaskoczył go kapitalnym strzałem przez całe boisko. Ręce same składały się do oklasków! Jednak i po tym ciosie UMWL się odgryzł. W 15 min bombę z rzutu wolnego odpalił Wiktor Bogusz, a Hajkowskiemu tym razem nie było do śmiechu. W 17 min Git Team zdobył dość kuriozalną bramkę. Wydawało się, że gol padnie już wcześniej, ale akcja przedłużała się w nieskończoność, a piłka wciąż nie znajdowała drogi do bramki. W końcu strzał Mateusza Ziętka w słupek został dobity do bramki przez Jakuba Dąbrowskiego. Dwie minuty później Ziętek nie potrzebował już pomocy kolegi i sam przymierzył przy dalszym słupku. UMWL w końcówce otrzymał jednak zastrzyk świeżej krwi w postaci spóźnionego Grzegorza Łaty, który zameldował się między słupkami. „Urzędnicy” nie złożyli broni. Zablokowany strzał Bogusza mógł wylądował za kołnierzem Hajkowskiego, ale ten jakimś cudem odbił piłkę. Ta spadła pod nogi Michałowi Morawskiemu, ten dograł do Bogusza, a ten szczęśliwie od poprzeczki zdobył kontaktową bramkę. Znów wszystko było możliwe! Ostatnie minuty to szaleńcza pogoń z obu stron. Piłka przenosiła się błyskawicznie spod jednej bramki pod drugą, ale obu zespołom brakowało dokładności. W końcu po strzale Młynarczyka piłka odbiła się od słupka, a następnie od Łaty i w ten sposób szanse UMWL na urwanie choćby punktu w tej rywalizacji przepadły.

I liga: KS Ruta – Wściekłe Psy 0:3 (0:1)
Już w 2 min po faulu Gabriela Bednarczyka na Adamie Bratkowskim podyktowany został rzut karny dla Wściekłych Psów. Ruta weszła w mecz fatalnie. Patryk Błaszczuk wymierzył sprawiedliwość. Na kolejne trafienia musieliśmy poczekać do drugiej połowy. W 17 min bramkę na 2:0 „Wściekłym” przyniósł kolejny stały fragment gry – tym razem rzut rożny. Akcję po kornerze sfinalizował Bratkowski. W 21 min niefrasobliwość Ruty w wyprowadzaniu piłki i fatalny błąd Piotra Sawicza wykorzystał Wasyl Slobodyan. Kuriozalny gol na 3:0 odebrał ekipie Krzysztofa Grabowskiego resztki nadziei.

Ekstraliga: ZiP Kalina – Politechnika Lubelska 2:3 (0:0)
Duże słowa uznania, mimo porażki, dla ZiP Kaliny, która w raptem pięcioosobowym składzie dzielnie walczyła z Politechniką Lubelską o punkty. I była bardzo blisko celu. Pierwsza połowa, mimo przygniatającej przewagi Politechniki, zakończyła się remisem 0:0. Duży w tym udział dobrze broniącego Michała Gdulewicza, duży także zwykłej indolencji graczy Andrzeja Kurysa. Warto odnotować, że w 8 min przedłużony rzut karny zmarnował Tomasz Kisiel, który strzelił obok bramki. Po przerwie „Polibuda” dopięła swego i zdobyła dwa gole, które, jak się wówczas wydawało, załatwią temat. Na bramki Marcina Borówki i Przemysława Ziętka Kalina niespodziewanie odpowiedziała! Patryk Drozd zdobył bramkę kontaktową, a potem Politechnika powtórzyła grzechy z kilku meczów orlikowych. Była nieskuteczna i w dodatku nadziewała się na kontry, zamiast szanować prowadzenie. Po jednej z kontr efektownego gola piętką na 2:2 zdobył Krystian Iwaniuk. Pewnie gdyby zmarnował tę okazję, koledzy by go zlinczowali za nonszalancję. Na nieco ponad minutę przed końcem meczu Mateusz Misztal pociągnął za rękę biegnącego do kontry rywala, Dominika Struka. Dostrzegł to sędzia Jakub Baran, który wlepił Misztalowi drugą żółtą kartkę w tym spotkaniu. W efekcie ostatnią minutę Kalina musiała grać w osłabieniu. Dość szybko Politechnice udało się to wykorzystać. Struk oddał dość niekontrolowany strzał półwślizgiem i zaskoczył Gdulewicza. Piłka wylądowała pod poprzeczką bramki. Złoty gol dla Politechniki, która mogła mówić o dużym szczęściu, bo strata punktów w takim meczu byłaby ogromnym wstydem. A jeśli chodzi o Kalinę to cóż… Gloria victis!

I liga: GP Togatus – Czarni 1:3 (1:1)
Czarni wciąż punktują w ekstraligowym metrum. W poniedziałek pokonali Togatus, choć ekipa Krzysztofa Gołaszewskiego nie była wygodnym rywalem. Do przerwy notowaliśmy remis 1:1. Na bramkę Jakuba Szymali odpowiedział Mirosław Bielak. W 14 min płaski, mierzony strzał przy słupku Krystiana Sprawki dał ekipie z Bychawy drugie prowadzenie. Prowadzenie, którego nie oddali oni już do końca meczu, a które podwyższyli w 18 min za sprawą Adama Styka.

Ekstraliga: Widok – AZS UMCS 2:5 (0:1)
Bez niespodzianki w ostatnim ekstraligowym meczu tej kolejki. Widok w drugiej połowie meczu z UMCS-em zbliżył się do rywali na odległość jednej bramki, przycisnął, ale ostatecznie musiał uznać wyższość przeciwników. W dużej mierze dzięki znakomitej postawie Michała Adamczyka między słupkami „Akademików”. Do przerwy było 1:0, ale zaraz po przerwie podopieczni Tomasza Bieleckiego zadali dwa kolejne ciosy. W 15 min kontrowersyjny rzut karny dla Widoku zakończył się golem samego poszkodowanego, Ayouba Kheroufa. Minutę później swojego gola upolował też Łukasz Maj. UMCS wyraźnie miał problemy, ale przetrwał trudny moment, by w końcówce załatwić sprawę. Najpierw drugi gol Cezarego Pęcaka na 4:2, a potem dublet upolował także Maciej Welman. Gdyby nie świetne interwencje Adamczyka, to UMCS mógłby tych trzech punktów nie zainkasować.

I liga: Restauracja Szwejk – Bosko 3:3 (1:1)
Szwejk i Bosko zakończyły pierwszą kolejkę w 2020 roku na naprawdę wysokim poziomie. Już pierwszy gol, który padł w 2 min, był kapitalny. Szwejk pograł na klepkę w imponujący sposób, a Paweł Wancerz nie miał problemu z umieszczeniem piłki w bramce. Rezultat 1:0 utrzymywał się niemal do samego końca pierwszej połowy, ale końcówki to specjalność Bosko. I Szwejk miał się przekonać o tym w poniedziałek dwa razy. Za pierwszym razem sytuacyjny strzał Piotra Flisa zaskoczył Rafała Goździewskiego, co oznaczało remis 1:1 do przerwy. W 16 min po bramce Przemysława Kowalczyka Szwejk ponownie wyszedł na prowadzenie. Trwało to jednak krótko, bo Daniel Mróz błyskawicznie przypomniał o sobie defensorom rywali. W 20 min drużyna w zielono-czarnych strojach wyszła na prowadzenie trzeci raz! Teraz swoją bramkę upolował Wojciech Boniaszczuk, ale znów to cały zespół zasłużył na słowa uznania za akcję. Co wiemy jednak o Bosko? Tej drużyny nie można skreślać przed końcowym gwizdkiem sędziów. W 24 min team Jakuba Kosikowskiego rozegrał aut, zagrał na klepkę i Adam Aina zdołał szpicem buta wcisnąć piłkę gdzieś pomiędzy słupek i Goździewskiego! Wybuch euforii w zespole Bosko jakby właśnie udało się wygrać awans, ale ten punkt de facto może być bezcenny.

Serwis korzysta z plikow cookies w celu realizacji uslug zgodnie z polityka prywatnosci. Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookies w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.