Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich

"Wokół LAKP" (465)



Primavera w czwartek zgarnęła Puchar Ligi, by w niedzielę potknąć się na grającym w pięcioosobowym składzie outsiderze I ligi. Wydawało się, że będzie to główne wydarzenie tygodnia, ale dzisiejsza niespodziewana i kuriozalna porażka Moore z Dziesiąta (walkower z powodu błędu organizacyjnego kierownika Moore) powoduje, że na 99,9% mistrzem OLS 2017 będzie ZiP Kalina. Drużynie Apolinarego Żeleźniaka wystarczy rozegrać choćby jeden z trzech ostatnich meczów. Bułka z masłem. Z gratulacjami wstrzymamy się jednak do oficjalnej koronacji, choć to tylko formalność.

Stara Gwardia – Bio Berry 4:1 (2:1)
W środę rozegrano awansem dwa mecze ostatniej kolejki IV ligi w grupie spadkowej. Na początek Stara Gwardia mierzyła się z Bio Berry, które grając bez zmienników nie potrafiło wykrzesać z siebie gry na odpowiednim poziomie. Mecz ogólnie był widowiskiem kiepskim, a różnicę w Starej Gwardii zrobił przede wszystkim duet Grzegorz Kuśmirek (4 asysty) i Damian Grymuza (4 bramki). Pod koniec pierwszej połowy „Jagódki” zdobyły wprawdzie kontaktową bramkę. Z niezdecydowania obrony Gwardii skorzystał Tomasz Tadewicz i strzałem od słupka zniwelował wynik. Obrona zespołu Mateusza Szczepańskiego nie miała jednak sposobu na Grymuzę, którego dwa gole w drugiej połowie rozstrzygnęły sprawę.

LSM Team – FC Pszczółka 1:5 (0:2)
Patrząc na ostatnie występy LSM Teamu i FC Pszczółki, można było spodziewać się, że to drużyna Dawida Szatkowskiego sięgnie po trzy punkty. Nic z tych rzeczy. Pszczółka w środowy wieczór dysponowała dobrym składem, wrzuciła wysokie obroty i zasłużenie odprawiła rywali z kwitkiem. Wynik otworzył oczywiście Tomasz Smyk, który został ojcem zwycięstwa, kończąc mecz z hat-trickiem. Poza nim do siatki trafiali także Przemysław Pitura i Mateusz Wawszczak. W 21 min przy stanie 0:5 LSM Team stracił jeszcze zawodnika, bo za faul w 100% sytuacji czerwoną kartkę obejrzał Kamil Golema. Nie przeszkodziło to LSM-owi w zdobyciu gola honorowego, który był zresztą ozdobą tego spotkania. Jakub Szatkowski w efektowny sposób przerzucił piłkę nad obrońcą rywali i wyszedł sam na sam z bramkarzem, a akcję zwieńczył mocnym uderzeniem w okolice okienka. Było to jednak trafienie zaledwie na otarcie łez.

Puchar Ligi: Primavera – Politechnika Lubelska 0:0, karne 3:2
Presja finałowego meczu nieco przytłoczyła obie drużyny, które postawiły przede wszystkim na szczelną defensywę, chcąc nie stracić gola. Przez to sytuacji w tym meczu oglądaliśmy jak na lekarstwo i głównie po strzałach z dalszej odległości. Dopiero w końcówce mecz się nieco otworzył, ale piłka nie wpadała do bramki. Bliżej szczęścia byli na pewno gracze lidera I ligi, m.in. po sytuacyjnym strzale Patryka Świdzińskiego piłkę na słupek strącił Paweł Szpinda. Mecz dla Świdzińskiego skończył się zresztą fatalnie, bo w ostatniej akcji regulaminowego czasu gry odnowił sobie kontuzję kolana i niezbędna była wizyta karetki pogotowia. Gdy popularny „Świnia” czekał na pomoc medyczną, zawodnicy wykonywali rzuty karne, które miały rozstrzygnąć o zdobyciu trofeum. Od początku nerwowość dała się we znaki strzelcom i na pierwsze cztery strzały, trafił tylko Adrian Armaciński. Później jednobramkowa przewaga Primavery utrzymywała się do końca, a w ostatniej serii Łukasz Sosnowski z Politechniki trafił w słupek i po chwili ekipa Mateusza Małaja mogła serdecznie wyściskać Grzegorza Gierobę (dwie skuteczne interwencje w konkursie „jedenastek”) i cieszyć się zdobyciem Pucharu Ligi. Pozostaje pogratulować i życzyć Patrykowi szybkiego powrotu do zdrowia!

MW Lublin – Elektro-Spark 0:1 (0:1)
W piątek w Świdniku MW Lublin mierzyło się z Elektro-Sparkiem. Walczący o awans zespół Łukasza Misztala narzucił swoje warunki gry, ale rywale nie ustępowali. W 6 min po świetnym prostopadłym podaniu Kamila Baczewskiego, jedynego jak się później okazało gola tego meczu zdobył Mariusz Belniak. Elektro-Spark nie zadowolił się jednobramkowym prowadzeniem i dążył do podwyższenia rezultat, ale bezskutecznie. Skutku nie przynosiły tez próby MW Lublin. Solidne trzecioligowe widowisko nie zostało okraszone gradem goli, więc pozostał mały niedosyt.

Va Bank – Billennium 7:0 (3:0)
Grający w pięcioosobowym składzie zespół Billennium skazał się na pożarcie w konfrontacji z Va Bankiem. „Bankowcy” od początku mądrze, choć dość powoli, rozgrywali piłkę, szukając wolnych przestrzeni w defensywie rywali. Systematyczna i konsekwentna gra przynosiła efekty i Va Bank punktował bezradnych rywali, wygrywając aż 7:0. Po dwa gole zdobyli Rafał Furtak, Karol Wróbel i Jacek Małyszek, a jedną bramkę dorzucił Wojciech Gonet. Mecz bez historii.

Promil – Wściekłe Psy 0:1 (0:1)
Ważne punkty w kontekście walki o awans stracił Promil, który trafił na dobrze dysponowane Wściekłe Psy, które zagrały tak, jak do tego przyzwyczaiły przez lata – od tyłu, z poszanowaniem piłki, bez ofensywnych szaleństw. Żelazna obrona znów okazała się kluczem do zwycięstwa, choć oczywiście trzeba było też strzelić gola – to załatwił Wasyl Slobodyan, który w sytuacji sam na sam pięknie przymierzył w okienko bramki Mateusza Dudka. Cała druga połowa to napór drużyny Michała Olecha, ale Paweł Żydek nie dał się zaskoczyć ani razu. W końcówce zawodnikom Promilu wyraźnie zabrakło w niektórych sytuacjach chłodnej głowy.

Zawsze Spoko – Undefined Team 2:2 (0:1)
Undefined Team rozpoczęło mecz z Zawsze Spoko w piątkę, a mimo to zanim na boisko dotarł spóźniony Paweł Bulak, prowadziło 1:0 po golu Bartłomieja Arciszewskiego, który najpierw trafił w słupek, ale dobił swoje uderzenie. Momentami na grę Zawsze Spoko nie dało się patrzeć i wydawało się, że w ten oto sposób team Michała Styka pożegna się z punktami. W drugiej połowie dwa gole zdobył jednak najaktywniejszy w Zawsze Spoko Marcin Brzozowski. Szczególnie druga bramka, zdobyta po ładnej akcji, jeszcze ładniejszym strzałem „szczupakiem”, była tym, co mogło poderwać z fotela, gdyby tylko na Orliku był fotel. ZS nie utrzymało jednak prowadzenia do końca. W ostatniej minucie na strzał z dystansu zdecydował się Dawid Mazuruk i trafił idealnie. Zasłonięty Krzysztof Stachyra był bezradny. Podział punktów.

Ekipa 666 – GOL-asy 3:1 (1:1)
Wciąż z walki o bezpośredni awans nie rezygnuje Ekipa 666. Wicelider III ligi z trudem, bo z trudem, ale pokonał GOL-asy 3:1. Jak wspomnieliśmy – wygrana ta rodziła się w bólach i znoju. Zaczęło się od prowadzenia po bramce Pawła Michalskiego, ale w pierwszej połowie odpowiedział strzałem z bliskiej odległości Paweł Wrzaszcz. Mało tego – po woleju Adama Miąca mogło być 2:1, ale strzelec pomylił się o centymetry. „Piekielni” po przerwie musieli więc znów zaatakować, ale i pamiętać o czujnej grze w tyłach. W końcu w bramkę wstrzelił się Paweł Mierzwa i udało się zgarnąć komplet punktów. W doliczonym czasie gry Mierzwa wykorzystał jeszcze sytuację sam na sam i zaliczył dublet. 

PKS BIGOS – Multimel 0:6 (0:5)
Nie lubimy źle pisać o PKS BIGOS, bo to przecież sympatyczna drużyna, ale byłoby potężnym niedomówieniem, a nawet oszustwem wobec czytelników, nie napisać, że sobotni występ „Kapuścianych” był po prostu beznadziejny pod każdym względem. Znajdujący się w przeciętnej formie Multimel nie miał najmniejszego problemu z wypunktowaniem rywali, serwując im już do przerwy pięć goli! Trzy z nich zdobył Michał Gabryś. W drugiej połowie ekipa Macieja Jabłońskiego była bardziej litościwa i tylko raz umieściła piłkę w bramce rywali. Cóż, nie o taki sześciopak walczyli zawodnicy BIGOS-u, oj nie…

Underground Poker League – Politechnika Lubelska 2:6 (1:2)
Szybko po przegraniu finału Pucharu Ligi podniosła się Politechnika, która wcale nie rozegrała wielkiego meczu, ale wykorzystała błędy rywali z UPL. Zaczęło się jednak od bramki Szczepana Bernackiego, przy strzale którego lepiej zachować mógł się Paweł Szpinda. Co jednak w tej sytuacji powiedzieć o bramce Marcina Borówki? Po jego uderzeniu niemal z połowy boiska, piłka kozłowała przed Bartoszem Suchanowskim i ku osłupieniu wszystkich wylądowała w bramce. Prowadzenie UPL nie trwało nawet 30 sekund. Na przerwę z korzystniejszym wynikiem schodziła Politechnika, a to dzięki trafieniu Tomasza Kisiela, który najpierw świetnie się zastawił, a następnie precyzyjnym strzałem od słupka umieścił piłkę w bramce. Próbujący zaatakować Kisiela Ireneusz Zygmunt, odbił się od niego jak od góry lodowej. Już pierwsza ciekawsza akcja po przerwie przyniosła kolejnego gola, którego z kilku centymetrów od bramki zdobył Piotr Zamecki. Trzy minuty później ładny lob Bernackiego dał „Pokerzystom” gola kontaktowego i można było przypuszczać, że wszystko w tym dość otwartym meczu jest jeszcze możliwe. Ale to Politechnika grała lepiej, popełniała mniej błędów i zasłużenie sięgnęła po całą pulę, a gole dołożyli jeszcze Daniel Pietras, Radosław Jezierski i Zamecki.

FC Pszczółka – Stara Gwardia 4:2 (1:1)
Po raz drugi w ciągu miesiąca z małym okładem Pszczółka ograła Starą Gwardię. Tym razem Gwardia postawiła jednak nieco większy opór. Zaczęło się już w 1 min od bramki Przemysława Pitury, po katastrofalnym błędzie Konrada Wierzbińskiego, który po prostu kopnął piłkę w nadbiegającego rywala. „Gwardyści” wyrównali za sprawą Grzegorza Bogatko, który pięknie uderzył z rzutu wolnego. Bogatko w drugiej połowie zawiązał także akcję na 2:1, dogrywając do Adriana Mańko. Ten dośrodkował do nadbiegającego partnera, ale piłkę wybili obrońcy – wprost pod nogi popularnego „Mańka”, który skrzętnie skorzystał z okazji, płaskim strzałem kierując piłkę do siatki. Brak rezerwowych w zespole Gwardii zebrał jednak swój plon w postaci problemów kondycyjnych. W końcówce na boisku rządziła już tylko Pszczółka. Wyrównał Paweł Szelchauz. W 22 min drugi gol Pitury dał Pszczółce prowadzenie, a Gwardię definitywnie pognębił Mateusz Wawszczak. Inna sprawa, że goli dla zwycięskiej ekipy mogło być jeszcze dużo więcej, ale zawodziła skuteczność, bądź brakowało szczęścia (m.in. słupek i poprzeczka).

Szerszeń Team – KP Wicher 2:3 (1:3)
Czołówka II ligi niezmiennie komplikuje sobie życie w grze o awans. Tym razem „papierowym” faworytem został liderujący w tabeli Szerszeń Team, który w sobotni wieczór zasłużenie przegrał z Wichrem. Drużyna Kamila Adryjanka nie była wprawdzie stroną dominującą, jednak brutalna skuteczność i brak nominalnego bramkarza w szeregach przeciwnika zrobiły swoje. Zacięte spotkanie przyniosło w końcówce pierwszej odsłony swoistą strzelaninę, po której na przerwę schodziliśmy z wynikiem 3:1 dla Wichru. Po golach Mateusza Pogody i Dariusza Jankowskiego bramką odpowiedział lider klasyfikacji strzelców II ligi, Daniel Mróz. Po chwili Marcin Orłowski postarał się o wybicie z głów rywali marzeń o zdobyczy punktowej. Szerszeń nie zamierzał schodzić z boiska z porażką, ale tego wieczora gra szła im jak po grudzie. Dopiero w doliczonym czasie gry drugi gol Mroza zniwelował rozmiary porażki. Bezcenne punkty Wichru, któremu do utrzymania potrzeba zaledwie jednego „oczka”. Dziwna to kolejka, w której wszyscy zagrali dla Neo.

Plaga Szczurów – Kancelaria Filipek & Kamiński 1:2 (0:0)
Plaga Szczurów i Kancelaria to dwie drużyny, które w rundzie jesiennej pokazują się z dobrej strony. Jednak ich niedzielny mecz nie zachwycił – sporo niedokładności, chaosu i walki, a mało dobrej gry. Takie było to spotkanie, w którym więcej skuteczności było przy Kancelarii. Objęła ona prowadzenie minutę po przerwie za sprawą Gabriela Wlazia, który pokonał Roberta Sadurskiego strzałem z rzutu wolnego. Cztery minuty później pechowa interwencja Pawła Kowalczyka zakończyła się golem samobójczym i „Szczury” miały już dwubramkowy deficyt. Różnicę zmniejszył potężnym uderzeniem z okolic linii pola karnego Damian Kowalczuk. Niczego więcej Plaga już jednak nie zdołała wywalczyć.

Primavera – Hüttenes-Albertus 2:3 (1:1)
Zmierzającą do Ekstraligi Primaverę sensacyjnie zatrzymał Hüttenes-Albertus Polska. Ekipa Tomasza Martyniaka bezlitośnie wykorzystała braki kadrowe w szeregach rywali, mimo że sama dysponowała zaledwie pięcioosobowym składem! Taktyka Hüttenes mogła być tylko jedna – kontratak – i sprawdziła się rewelacyjnie. W 7 min trzy podania wystarczyły, aby Martyniak znalazł się sam na sam z Pawłem Jabłońskim i ofiarnym wślizgiem uprzedził pełniącego obowiązki bramkarza zawodnika Primavery. Cztery minuty później był już remis. Konrad Mordziński ośmieszył jednego z przeciwników, zakładając mu popularną „siatkę” i huknął w przeciwległe okienko bramki Marcina Mendela, nie dając mu żadnych szans na skuteczną obronę. Chwilę po przerwie Hüttenes ponownie prowadził. Bliźniaczo podobną kontrę skutecznie wykończył Daniel Misztal. Primavera dyktowała warunki na boisku, ale momentami była bezradna wobec mądrej i skutecznej obrony rywali. Minutę przed końcem meczu kolejna kontrakcja w zasadzie rozstrzygnęła zawody, a gola zdobył Mateusz Żminda. Lider I ligi nie złożył broni. W doliczonym czasie gry wspomniany Żminda podciął znajdującego się w doskonałej sytuacji Adriana Armacińskiego, prokurując rzut karny. Sam poszkodowany zamienił „wapno” na pięknego gola w samo okienko, ale czasu na wyrównanie zwyczajnie zabrakło, bowiem sędzia nie wznowił już gry. Pięć mocy tworzyło kapitana Planetę. Pięciu zawodników wystarczyło, aby wygrzebać się z ligowego dna.

FC FABRYKA FORMY – Bystra Wojciechów 7:2 (4:1)
Marzenia o bezpośrednim awansie Fabryka Formy może powoli wkładać między bajki, ale w każdym kolejnym meczu próbuje pokazać swoją siłę. Nie inaczej było w starciu z Bystrą Wojciechów, która w niedzielne południe musiała przyjąć spory bagaż goli. Choć widowisko było dość niezłe i całkiem zacięte, to jednak skuteczność zadecydowała o wyniku, który można uznać za pogrom. Gracze Fabryki siedmiokrotnie trafiali do bramki przeciwnika. Rywale obronili honor dwoma golami. Klasą dla siebie był autor hat-tricka, Radosław Mazur. Pozostałe gole dla Fabryki zdobywały trzy Michały Karaczewski, Piskor i Zagrodniczek oraz zawodnik drużyny przeciwnej, Paweł Mirosław, nieszczęśliwie trafiony autor „samobója”. Bramki dla Bystrej strzelili Szymon Tarczyński i Marcin Kłys. Gracze z Wojciechowa mogą mówić o najniższym wymiarze kary, bowiem goli po stronie strat mogło być znacznie więcej.

Husaria – 716 1:3 (1:2)
Co zapamiętamy z niedzielnego meczu Husarii z 716? Pijanego kibica, nagrywającego mecz i fakt, że aż trzy z czterech goli padło po strzałach z rzutów wolnych. W pierwszej połowie dwie bramki zdobył Marcin Sawicki II, pierwszą z wolnego właśnie, drugą z gry. Odpowiedział tuż przed przerwą Mateusz Kowalczuk. Husaria nie potrafiła jednak wykreować zbyt wielkiego zagrożenia pod bramką Daniela Sierakowskiego. W tej kwestii ciut lepsi byli rywale i w drugiej połowie MSII, jak nazwali go koledzy, skompletował hat-tricka. Husarii już nic nie uratuje przed barażem.

Bio Berry – Bulbazaury 2:1 (0:0)
Jedno z lepszych spotkań w tym sezonie rozegrały Bulbazaury, ale cóż z tego, skoro końcowy wynik był kolejną porażką. Mimo prowadzenia drużyna Karola Piątka nie potrafiła zdobyć choćby punktu w potyczce z Bio Berry. Pierwsza bezbramkowa połowa nie wróżyła żadnych emocji. Tymczasem w 15 min Piątek odpalił „torpedę”, która zaskoczyła Łukasza Grelę, zmieniając nieco tor lotu. Mając dużo czasu Bio Berry spokojnie konstruowali swoje ataki, aż dopięli swego. Najpierw Michał Mucha, a kilka chwil później Tomasz Tadewicz odwrócili losy meczu. Bulbazaurom zabrakło czasu i chyba odrobiny sił, aby powalczyć o korzystniejszy rezultat. Choć to końcówka sezonu, miło widzieć, że ligowy outsider notuje delikatny progres w swojej grze.

KP Starówka – Hubex 0:1 (0:0)
Wyrównane spotkania mają to do siebie, że często o wyniku decyduje jakiś detal – w tym miejscu pozdrowienia dla Tomasza Hajty. Tym detalem okazał się w niedzielnej rywalizacji Starówki z Hubexem niewykorzystany rzut karny Marcina Górnego z pierwszej połowy. Intencje strzelca wyczuł Radosław Filozof i bezbramkowy remis utrzymywał się niemal do samego końca meczu. Wtedy jednak w zamieszaniu pod bramką Marcina Błaziaka najwięcej zimnej krwi i szczęścia miał Kamil Kawecki, który po prostu wbił futbolówkę do siatki, zapewniając swojej drużynie komplet punktów. Starówka mogła wrócić do domu mając się z pyszna, bo punkty przeszły koło nosa.

Herbowa – Daewon Europe 1:2 (1:0)
Z piekła do nieba – tak o swoim meczu z Herbową mogą opowiadać gracze Daewon Europe. Ekipa Bogusława Ciemińskiego zagrała bodaj najlepszy mecz w tym sezonie, choć na samym początku zapowiadało się po staremu – na bolesną porażkę. Już w 4 min „młoda krew” Herbowej, Jakub Cichosz otworzył wynik meczu i wydawało się, że domino z bramkami ruszyło. Tymczasem Daewon szybko ogarnął się w obronie, próbując konstruować akcje zaczepne. Do przerwy Herbowa utrzymała jednobramkowe prowadzenie. Druga część gry to niezwykła przemiana ekipy z „dziką kartą” w II lidze. Ambicja i walka, nieobce również rywalom, zatriumfowały, a ojcem zwycięstwa został Łukasz Samarczenko. Najpierw w 21 min mocno i pewnie trafił z rzutu wolnego na wprost bramki Herbowej, zaś w ostatniej minucie świetnie zamknął kontratak swojej drużyny. Tym samym Daewon zachował szanse na bezpośrednie utrzymanie w lidze.

Posesja – Gliniana 1:8 (0:4)
Trening strzelecki urządziła sobie Gliniana podejmująca pięcioosobowy skład Posesji. Typowy mecz do jednej bramki w scenariuszu znanym z rozgrywek OLS – grad goli i uratowany honor przegranych. Ekipa Macieja Ziółkowskiego starała się grać na swojego lidera – Dawida Pioruna, który zdołał trafić do siatki aż 4 razy. Resztkami „łupu” podzielili się Jakub Guz, Arkadiusz Proch, Andrzej Karwacki i Dominik Ptaszyński. Honorowe trafienie dla Posesji powędrowało na konto Romana Zajcewa. Najniższy wymiar kary ze strony Glinianej pozwala im miejsce premiowane grą o II ligę i zachować niewielką przewagę nad goniącymi rywalami. Pogodzona z barażem o utrzymanie ekipa Artura Bogaja zamierza grać do końca, bowiem kolejny walkower będzie bowiem skutkował spadkiem.

Cormay – GH Olimp 2:2 (0:1)
Jeden z lepszych meczów w tym sezonie rozegrał w niedzielę Cormay. Outsider trzecioligowej tabeli niespodziewanie urwał punkty Olimpowi, w dodatku odrabiając dwubramkową stratę. W pierwszej połowie Cormay przeważał, ale to Olimp trafił do siatki. Szybko, przytomnie wykonany rzut wolny z własnej połowy znalazł adresata w Michale Urbasiu, a ten nie dał szans Dariuszowi Zychmanowi. Cormay strzelał dużo, ale bez skutku bramkowego – świetnie w bramce spisywał się Michał Giletycz. Gdy w 16 min piłkę do bramki z pola karnego wbił Przemysław Gdula, można było przypuszczać, że „czerwona latarnia” już się nie podniesie. Nic bardziej mylnego. Napędzani akcjami Grzegorza Kościka gracze Cormaya odrobili stratę błyskawicznie. Najpierw bramkę zdobył Robert Bieliński, a po chwili piłkę po strzale wspomnianego Kościka trącił Karol Kurowski. Mimo ambitnej i dobrej gry rywali, to Olimp był bliżej zwycięstwa w końcówce meczu, ale fatalnie przestrzelił Urbaś, który na piątym metrze miał piłkę wyłożoną jak na srebrnej tacy.

PHU Pad-Bud – Malagenia 6:1 (4:0)
Wciąż pikuje Malagenia. W niedzielę szans niżej notowanemu rywalowi nie dał PHU Pad-Bud, który wciąż celuje w ligowe podium. Malagenia nie dysponowała nominalnym bramkarzem, co mocno utrudniało sprawę, tak zresztą jak pozostałe osłabienia personalne. Pad-Bud systematycznie punktował rywali za sprawą duetu Damian Persona (cztery gole) – Nikodem Solski (dwa gole). Malagenia także miała swoje sytuacje, ale bardzo dobry mecz rozgrywał Piotr Zawada, który w tym sezonie nie schodzi poniżej pewnego, wysokiego poziomu. Sporo wykreował także aktywny Paweł Bugała. W końcówce meczu honorową, piękną bramkę dla Malagenii zdobył Paweł Wysokiński.

FC Mamrotki – Krupniki07 1:3 (0:2)
Coraz bliżej celu są Krupniki07 – w niedzielę drużyna Tomasza Sijewskiego pokonała Mamrotki, choć mecz rozpoczął się od ostrzału bramki wykonanego przez Zbigniewa Próchno. Za każdym razem czujny był jednak Wojciech Wołoszczuk. Z czasem Krupniki opanowały sytuacje i nerwowość, a w 8 min piękną akcję sfinalizował Grzegorz Kosik. Dwie minuty później strzał jednego z rywali obronił Marcin Wójcik, ale do piłki „tańczącej” przy linii bramkowej nadbiegł Jakub Sowiński i… zamiast ją wybić, wpakował pod poprzeczkę własnej bramki. Chwilę po przerwie na 3:0 podwyższył Piotr Czuryszkiewicz. Mamrotki ani przez moment nie odpuszczały, szukając choćby honorowej bramki. Znalazł ją w 22 min Marcin Pyc, którego ładny wolej trafił do siatki.

Antique – Adampol Team 2:0 (2:0)
Adampol Team to zupełnie nieprzewidywalna drużyna i gdyby istniał ligowy bukmacher, to na meczach „Piekarzy” na pewno nieźle by się dorobił. Po zeszłotygodniowym zwycięstwie z liderem, Primaverą, teraz przyszła porażka z Antique, którą jednoosobowo sprokurował bramkarz świdniczan, Bartłomiej Mazur. W 2 min meczu „majtnął się”, jak niegdyś Artur Boruc w meczu z Irlandią Płn. i w ten sposób bogu ducha winny Mateusz Warda zaliczył bramkę samobójczą. O tym, że gra nogami nie jest mocną stroną Mazura, drugi raz przekonaliśmy się w 11 min, kiedy to praktycznie podał piłkę do rywala. Szybka wymiana podań i Marcin Bijas dopełnił formalności. Antique nie tylko skorzystało z dwóch prezentów, ale i mądrze się broniło, mając także swoje okazje. Adampol kreował grę, ale niczego nie zdziałał. Słabszy mecz zagrali wszyscy ofensywni gracze „Piekarzy” i efektem tego jest zero z przodu.

Neo – Robimy Marketing 3:3 (1:2)
Kawał dobrego widowiska zafundowali nam zawodnicy Neo i Robimy Marketing. Już w 1 min Arkadiusz Dąbrowskim pięknym uderzeniem pokonał Mateusza Sędzielewskiego. Niezły początek, chciało się rzec. Wyrównał strzałem z rzutu wolnego Jan Błaszczak – niezdecydowanie obrońców, którzy nie wybili piłki zupełnie zmyliło bramkarza. Na przerwę to jednak „Marketingowcy” schodzili z prowadzeniem. Ładną indywidualną akcję sprytnie zakończył Patryk Łysakowski. Początek drugiej odsłony należał do Neo. W 15 min wyrównał Marek Błaszczak, w pozycji leżącej wbijając piłkę z linii bramkowej do siatki. Minutę później po faulu Rafała Szyszki podyktowany został rzut karny, ale starszy z braci Błaszczaków posłał piłkę w słupek. Zemściło się to kilka minut później, kiedy to kolejną bardzo ładną bramkę w tym meczu zdobył Łysakowski, tym razem w ekwilibrystyczny sposób. Ostatnie słowo należało jednak do Marka Błaszczaka – po jego strzale zza pola karnego zrobiło się 3:3 i mimo ostrej i ambitnej gry z obu stron wynik ten nie uległ już zmianie.

Dziesiąta – Moore 3:0 walkower
Do absurdalnej sytuacji doszło we wtorkowy wieczór. Marcin Urban nie sprawdził, że jego rezerwacja na obiekcie przy Grabskiego rozpoczyna się dopiero o 20:00, a nie jak wcześniej sądził o 19:30. Stąd niemożliwe stało się rozegranie meczu Dziesiąta – Moore, a decyzją organizatora walkowerem ukarany został zespół Moore, który sam zapewniał obiekt i termin na ten mecz.

RKS Perła – UMWL Szkoltex 5:1 (2:0)
Tempa nie zwalnia RKS Perła. Tym razem zespół Marcina Czopka pozbawił złudzeń rywali, a organizatora piłki, bo po jednym ze strzałów kierownika „Piwoszy”, futbolówka powędrowała w siną dal i słuch o niej zaginął. Ofensywna Perły po raz kolejny świetnie funkcjonowała dzięki duetowi Przemysław KwiatekAdrian Wrona. Obaj zdobyli po dublecie, a jednego gola dorzucił aktywny Mateusz Krzywanowski. Honor „Urzędników” uratował w ostatniej minucie Rafał Jaroszyński, ale honorem ligi się nie utrzyma. Potrzebne są punkty, a w dolnej strefy każdy potrafi zaskoczyć i walka może trwać do samego końca.

Bempresa – Poker Team 1:6 (1:2)
Kolejny dobry mecz zagrał Poker Team, spokojnie ogrywając walczącą o uniknięcie barażu Bempresę. Pierwszego gola w zamieszaniu zdobył Grzegorz Kamiński. Bempresa zdołała odpowiedzieć po kontrze. Marcin Miściur dograł do Michała Popajewskiego, a ten mając sporo miejsca pokonał Roberta Susza. W 14 min prowadzenie „Pokerzystom” zapewnił Bartosz Nogas. Bempresa nie miała koncepcji na ogranie rywali, którzy dobrze wymieniali piłkę i skutecznie punktowali przeciwnika. Jak zwykle sporo sumiennej pracy wykonał Paweł Bielak, wypracowując kilka goli. Hat-trickiem popisał się Piotr Baran i choć nie rozgrywał dobrego meczu to i tak został najskuteczniejszym graczem na boisku. Wynik na 6:1 ustalił w końcówce Bielak, który jak nikt inny zasłużył na tego gola.  Bempresa miała też kilka okazji, ale w kluczowych momentach zawodził proces decyzyjny.

piekarz-auto.pl – Restauracja Cleopatra 5:3 (1:3)
Jak grać do końca udowodniła we wtorek ekipa piekarz-auto.pl. Początek meczu to dla „Canarinhos” klasyczny falstart i gol stracony już w 1 min po uderzeniu Wojciecha Piwowara. Dwie minuty później poprawił Piotr Szewczyk. Wprawdzie Grzegorz Wawrzusiszyn zniwelował straty, to drugi gol Szewczyka oznaczał, że na przerwę w dużo lepszych nastrojach schodziła Cleopatra. Najwyraźniej jednak team piekarz-auto.pl pierwsze 20 minut tego meczu potraktował rozgrzewkowo, a gdy odpalił „turbo”, losy meczu zostały odwrócone w sposób imponujący. Dwa gole Kryspina Florka przedzielił dublet niesamowitego Damiana Dęgi. Od stanu 1:3 do 5:3! Czyste szaleństwo na zakończenie 19. kolejki OLS. Takie mecze, to my lubimy!

Szóstki tygodnia
Bez Ekstraligi, gdzie rozegrano tylko dwa mecze.








 

 

Serwis korzysta z plikow cookies w celu realizacji uslug zgodnie z polityka prywatnosci. Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookies w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.