Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich

"Wokół LAKP" (579)



Rozpoczął się już ostatni miesiąc rozgrywek przed zimową przerwą. Pogoda spłatała nam figla w poniedziałek, ale mamy nadzieję, że takich i innych problemów nie będzie więcej. W dzisiejszym numerze bez "szóstek" kolejki - w następnym tygodniu znajdą się i zaległe, i bieżące.

Puchar Ligi
W środę przy ul. Judyma poznaliśmy dwóch ostatnich ćwierćfinalistów Pucharu Ligi. Najpierw Politechnika rozprawiła się z Ułanami, w meczu zespołów zdziesiątkowanych personalnie. Jedni i drudzy najchętniej przed pierwszym gwizdkiem przełożyliby ten mecz na korzystniejszy termin. Koniec końców trzeba było jednak grać, a ekstraligowa "Polibuda" nie miała litości dla trzecioligowców, zwyciężając 4:1. O półfinał Politechnika zagra z LKMP Zon Admina.
W drugim meczu sytuacja wręcz odwrotna. Trzecioligowy Granit zupełnie niespodziewanie okazał się lepszy od drużyny Antique & Dywany. Wygrana 5:1 nie pozostawia złudzeń. Jakub Szymala i spółka świetnie karcili błędy "Stolarzy", które posypały się jeden za drugim. Team z Bychawy wyrasta na czarnego konia pucharu. Rywalem Granitu w ćwierćfinale będzie Marmota.
W piątek w ćwierćfinale pomiędzy Malagenią i Wściekłymi Psami padł remis 2:2. Wszystkie bramki padły w pierwszej połowie. Malagenia najpierw prowadziła po bramce Michała Wójtowicza, by potem przegrywać 1:2 i znów za sprawą "Wuja" wyrównać. Mimo starań po przerwie żadnej z drużyn nie udało się strzelić zwycięskiej bramki. Konieczny był konkurs rzutów karnych. Te lepiej egzekwowali pierwszoligowcy, choć pomylił się Adam Bratkowski. W Malagenii pechowcami byli Daniel Wójcikowski i bramkarz - Paweł Gwizdal.
Drugim półfinalistą niespodziewanie został AZS. Drużyna z III ligi ograła we wtorek ekstraligowy Moore. AZS wyraźnie zaskoczył rywala i w pierwszych minutach przeważał. Potem gra się wyrównała i wydawało się, że Moore jako bardziej doświadczony zespół poukłada sobie sprawy. Jednak na posterunku w zespole Atmosfera Zabawa Sport za każdym razem był niesamowity Michał Giletycz. Tymczasem w 19 min gola na 1:0 zdobył płaskim, soczystym strzałem Jacek Leszcz. Dwie minuty później po błędzie Mateusza Dudka i akcji Patryka Pulikowskiego, na 2:0 podwyższył Kacper Galazdra. Moore mimo kilku znakomitych okazji nie zdołało strzelić nawet bramki kontaktowej.

Ekstraliga
W czwartkowy wieczór na pozycję wicelidera Ekstraligi wskoczył Moore. Drużyna Marcina Urbana zasłużenie wygrała z Ipso Iure, choć do przerwy niemożebnie się męczyła z przeciwnikiem. Ba, gdyby więcej szczęścia miał Mirosław Molin, "Prawnicy" objęliby na początku prowadzenie. Jego strzał znakomicie, instynktownie odbił jednak Mateusz Dudek. Potem defensywa Moore nie pozwalała rywalom na zbyt wielu. W drugiej połowie wynik otworzył Jakub Kawalec, który wprost rewelacyjnie ograł Marka Zugaja. Ten próbował powstrzymać szarżującego rywala faulem, ale Kawalec finalnie się oswobodził i przerzucił piłkę nad wychodzącym z bramki Arkadiuszem Ciągło. Ten skapitulował, choć znów za występ należą mu się przede wszystkim pochwały. Popularny "Cyngiel" jest bramkarskim odkryciem rundy w Ekstralidze. Wróćmy jednak do bramki Kawalca - było to trafienie absolutnie filmowe. Godna podkreślenia także postawa sędziego, który z wyczuciem zastosował przywilej korzyści.
W piątek swoje pierwsze zwycięstwo w nowym sezonie zanotowało Neo. Walka o uniknięcie miejsca barażowego może się jeszcze rozkręcić. Ekipa Marka Błaszczaka w pokonanym polu zostawiła Widok. Wynik 6:1 nie pozostawia złudzeń. Szybcy i dynamiczni gracze w czerwonych koszulkach niepodzielnie dominowali nad wolnym, przewidywalnym i popełniającym sporo błędów przeciwnikiem. Po dwie bramki strzelili bracia Dominik i Franciszek Bojarscy. Z kolei Mateusz Sędzielewski obronił rzut karny.
Sporo postrzelali piłkarze Politechniki i Antique. O losach meczu przesądziła pierwsza połowa, kiedy to zaskakująco łatwo ekipa Andrzeja Kurysa zdobywała kolejne gole. Tak chwalony przez nas Przemysław Hajkowski tym razem nie pomógł swojej drużynie - wpuszczał praktycznie każdy strzał i nagle w meczowym protokole widniał wynik 5:0! Jednak po dwóch minutach drugiej połowy było już tylko 3:5. "Stolarze" z impetem parli po kolejne bramki, a Politechnika wyraźnie notowała gorszy moment. Antique nie zdołał jednak pójść za ciosem. Mecz się wyrównał i koniec końców "Polibuda" zasłużenie wygrała 8:4.

I liga
Prawdziwy maraton za Glinianą, która grała swoje mecze w poniedziałek, wtorek i środę. Ten środowy z Krupnikami07 zaczynał 9. kolejkę. W ekipie Macieja Ziółkowskiego mógł zadebiutować doskonale znany z Poker Teamu Erwin Sobiech. Już w 4 min jego precyzyjny strzał trafił do bramki. Potem do głosu doszedł Dawid Piorun i w pewnym momencie zrobiło się 3:0. Krupniki nie zamierzały rezygnować. Gol Grzegorza Kosika był impulsem. Tuż po przerwie Tomasz Bronikowski mocnym uderzeniem z dystansu dał swojej drużynie kontakt. W odpowiedzi kilka minut później akcja Glinianej jak po sznurku i Mikołaj Poniatowski z łatwością trafia na 4:2. Kolejny cios wyprowadziły Krupniki, a konkretnie Marcin Orłowski. Emocje rosły. Jednak w końcówce meczu po zagraniu Kosika ręką we własnym polu karnym sędzia podyktował "jedenastkę", której nie zmarnował Sobiech, stawiając kropkę nad "i". Trzy mecze Glinianej w trzy dni i dziewięć punktów!
Mimo zerowej ławki rezerwowych ważne zwycięstwo z Undefined odniosła Fabryka Formy. Ojcem zwycięstwa był autor dwóch pierwszych trafień - Piotr Graboś. Drugi ojciec jest zbiorowy - to Undefined, które było tego dnia irytująco wręcz nieskuteczne. O ile z wyprowadzaniem piłki nie było najmniejszego problemu, o tyle w ostatniej części boiska, czyli pod bramką Filipa Kowalika, zawodnicy w granatowo-czarnych strojach robili niemal wszystko, by zmarnować dobrze zapowiadające się akcje. Wprawdzie po golu Piotra Wasiołka przez parę chwil utrzymywał się stan kontaktowy, ale na 3:1 podwyższył w 17 min Jakub Gałka. Ostatnie 7 minut idealnie wpisało się w opisywany już scenariusz - "Nieokreśleni" z nieokreślonych bliżej powodów nie umieli wykorzystywać okazji, nawet przy liczebnej przewadze.
Przez 24 minuty meczu Szwejka z Ekipą 666 nie padł żaden gol. Nie był to mecz zły. Wręcz przeciwnie - pod względem kultury gry bodaj najlepsze środowe widowisko. Ale dobrze zorganizowane ekipy lepiej broniły niż atakowały. W końcu Szwejk zadał cios kończący - przynajmniej tak się wydawało w 24 min, gdy piłkę z bliska wbił do bramki Wojciech Boniaszczuk. "Piekielni" nie mieli już nic do stracenia, więc odważnie ruszyli na rywala. Pressing się opłacił. Błąd w wyprowadzeniu piłki, asysta Jacka Bojanowskiego i Filip Jeżewski dopełnił formalności, ratując dla Ekipy punkt.
W sztosie są Wściekłe Psy. Nie robi im już różnicy czy grają w lidze czy pucharze, czy grają dobrze czy źle - po prostu wygrywają mecz za meczem. W środę pod koła walca wpadł Elektro-Spark. I cóż, że "Iskierki" miały swoje okazje i pary razy niepokoiły Pawła Żydka, skoro finalnie z Politechniki wyjechały z czterobramkowym bagażem? Zaczęło się od "swojaka" Mateusza Sadowskiego. Tuż po przerwie drugiego gola dla Wściekłych Psów zdobył Paweł Czarkowski. Kolejne dwa, gdy rywale się już odsłonili, dając znakomite pole do licznych kontr, dorzucił jak zwykle bardzo aktywny Michał Kuczyński, który wyrasta na lidera zespołu. Zespołu, który kroczy do Ekstraligi.
W piątek za darmo punkty zgarnął Promil. Posesja stawiła się na boisku w raptem dwuosobowym składzie - nie zawiódł kierowniczy duet, czyli Artur Bogaj i Mariusz Kędra. Pozostali nieobecni.

II liga
Dużą wolą walki wykazała się Inża, która przegrywała z Malagenią 0:2 po dwóch minutach i 1:3 po siedmiu! Cóż, nie było to na pewno idealne wejście w mecz, ale fakt, że przeciwnicy grają bez nominalnego bramkarza na pewno pozwalał uwierzyć, że odrobienie strat jest tu możliwe. Co istotne - drugą kontaktową bramkę udało się strzelić jeszcze przed przerwą. W drugiej połowie długo utrzymywało się minimalne prowadzenie Malagenii, ale w 20 min Marcin Nowakowski odpalił bombę pod poprzeczkę bramki Jacka Wróbla i zrobiło się 3:3. Złotego gola w 24 min zdobył zaś Robert Skomro, który pozazdrościł koledze dubletu. Z Robertem mamy mały problem - w bramce gra różnie, raz lepiej, raz gorzej, ale na ogół bardzo nieodpowiedzialnie. Jego znakiem rozpoznawczym stały się rajdy, po którym na ogół traci piłki, a nierzadko zespół traci gole. W polu gra zaś zupełnie inaczej - bardzo mądrze i z pozytywnym skutkiem dla drużyny. Malagenia przegrała wygrany, wydawałoby się, mecz.
Trwa fatalna seria Togatusa. Nawet gdy udało się zebrać dość solidny i liczny skład, to i tak MW Lublin było dużo lepsze. Drużyna Marcina Roczniaka złapała zresztą gaz i jej wyniki nie są przypadkowe. Do przerwy było tylko 1:0 i "Adwokaci" mogli jeszcze mieć nadzieje na punkty. Po przerwie MW Lublin zadało jeszcze trzy bolesne ciosy i pewnie zgarnęło pełną pulę. W Togatusie wyraźnie widać brak snajpera, ale też w związku z ostatnimi rezultatami - po prostu brak wiary.
Z dobrej strony w czwartek pokazał się Szerszeń Team, który 4:0 ograł UPL. "Pokerzyści" tydzień wcześniej poradzili sobie bez Bartosza Suchanowskiego w bramce, ale drugi raz ta sztuka się nie udała. "Suchy" nadal nie jest gotowy do gry, a tym razem zastąpić próbował go Michał Jung. "Junger" zawinił przy pierwszym golu, gdy nie utrzymał piłki w rękach - Tomaszowi Książkowi zostało kopnąć futbolówkę do pustej bramki z bardzo bliskiej odległości. Potem wespół z Marcinem Gocem prześladowali defensywę UPL niczym Zbigniew Ziobro rodzinę Zbigniewa Stonogi. W efekcie tego "Hornets" wygrali 4:0. Książek ustrzelił dublet, Goc jednego gola, a wynik w 25 min ustalił Radosław Stasiak. Na słowa pochwały zasługuje jednak także Dariusz Szewczak, który kilka razy w znakomitym stylu, instynktownie bronił strzały przeciwników w sytuacjach stuprocentowych.
Bezproblemowo swój mecz w sobotę wygrała Marmota. Rywalem "Świstaków" był VoIP, ale bez Damiana Bilskiego czy Dominika Wójtowicza drużyna ta nie miała żadnych argumentów w starciu z wyżej notowanym przeciwnikiem. Marmota nie forsując tempa strzeliła pięć goli, a największy udział w tym "torcie" miał oczywiście Bartłomiej Barwiak - autor hat-tricka. Adrian Mańko w bramce zielono-niebieskich nudził się setnie.
Marmota fotelem lidera nacieszyła się tylko jeden dzień. Nazajutrz swój mecz wygrało także Bosko. GOL-asy przy stanie 0:0 miały swoje szanse (m.in. słupek) - nie wykorzystały ich, a potem Daniel Mróz zrobił swoje. Ustrzelił trzy gole, a jego drużyna zainkasowała trzy punkty.
We wtorek bez niespodzianki - Zon Admina uporała się z pikującym w tym sezonie Olimpem. O wygranej przesądziła jednak dopiero druga połowa - to wtedy ekipa Tomasza Maciąga wypunktowała przeciwnika, aplikując cztery gole. W pierwszej części najciekawsza była kontrowersja - Bartłomiej Perestaj padł w polu karnym, mijając bramkarza rywali, Kamila Wierzbickiego. Gwizdek sędziego nie oznaczał jednak rzutu karnego - zdaniem arbitra Perestaj położył się bez kontaktu z przeciwnikiem i "nagrodził" występ aktorski gracza Olimpu żółtą kartką. Oczywiście sam zawodnik nie zgadzał się z taką interpretacją.

III liga
Nawet bez lidera drużyny w osobie Mateusza Rewerskiego ekipa Mat-Geo dała sobie radę z Billennium. Wprawdzie pierwszego gola w 14 min zdobył Dawid Kurkiewicz, jednak potem do głosu doszli Mateusz Szuraj i Krystian Bogacz. To oni rozmontowali defensywę "Informatyków", zdobywając po dwa gole. Mnóstwo mrówczej pracy w defensywie wykonał z kolei Michał Śliwa. To oni byli architektami piątkowej wygranej Mat-Geo.
Drugą wygraną w sezonie zanotowała Plaga Szczurów, która w niedzielę okazała się lepsza od Va Banku. Team Wojciecha Goneta do przerwy prowadził 1:0, ale druga połowa należała do "Szczurów". Damian Kowalczuk wyrównał, Przemysław Saniak dał prowadzenie, a "Bankowców" dobił Paweł Kowalczyk. Mecz nie zachwycił, ale dla Plagi najważniejsze są teraz punkty, a nie styl.
Kacper Galazdra zdemolował Forever Young - tak trzeba napisać po niedzielnym zwycięstwie ekipy AZS. Galazdra strzelił pięć z sześciu bramek dla swojego zespołu i przyćmił nawet nowe nabytki rywali - Piotra Szewczyka i Damiana Dęgę. "Atmosfericie" umacniają się w czubie tabeli, a team Rafała Misztala jest w dolnych rejonach stanów średnich - szans na awans brak.
Bach, bach, bach - Karabach. Nie, nie trollujemy Legii Warszawa. Po prostu w poniedziałek tak właśnie zaczął się mecz Robimy Marketing - Wolcar. Ledwo dobrze zajęliśmy miejsce w naszej dziennikarskiej loży na boisku przy ul. Radzyńskiej, a już Wolcar prowadził 3:0 po golach Krystiana Kołodziejskiego, Michała Mędrzeckiego i Michała Walczaka! Wzorowy falstart "Marketingowców". Minutę później udało im się odpowiedzieć bramką Arkadiusza Dąbrowskiego. To był sygnał, że ten mecz nie jest jeszcze rozstrzygnięty. W kolejnych minutach toczyła się wyrównana, twarda walka. Drużyna Robimy Marketing miała swoje okazje i w teorii spokojnie mogła ten mecz zremisować, a może nawet wygrać. Tak się jednak nie stało - Dawid Wicha zdołał strzelić w 25 min bramkę kontaktową, ale na nic więcej czasu nie starczyło.

IV liga
Stara Gwardia przegrała ze Starówką 1:3 po całkowicie bezbarwnym meczu. Jak zwykle najgroźniejszy w zespole ze Starego Miasta był Grzegorz Mocny, autor dubletu. W 21 min na 3:0 podwyższył Kamil Marczyński. Honor "Gwardystów" uratował w ostatniej minucie Damian Grymuza po jednej z nielicznych składnych akcji.
Tylko jedną bramkę obejrzeliśmy w starciu Świeżaków z BIGOS-em. Mecz był siermiężny i bramkowy "under" nie dziwi. Zwycięskie trafienie padło po strzale (?) z rzutu wolnego w wykonaniu Pawła Sibigi. Piłka wpadła za kołnierz źle interweniującego Marka Wolińskiego i "Kapuściani" musieli wrócić do domów z nosami na kwintę.
Dziwnie układał się mecz Husarii z Midasem. Na początku wyraźną przewagę miała Husaria, ale nie potrafiła przełożyć jej na gole. W końcu Łukasz Litiwniuk obrócił się z obrońcą na plecach i łatwo skierował piłkę do bramki Midasa. Po przerwie dość szybko zrobiło się jednak 2:1 dla drużyny Wojciecha Kowalskiego. Przy drugiej z bramek mocno zawinił Kacper Truszkowski, bramkarz Husarii. Podrażniona ambicja golkipera pchnęła go do ofensywnych, ryzykownych akcji - chciał nadrobić, to co sam zawalił. I w końcu odrobił, ale w sposób kuriozalny i zupełnie zaskakujący. Zagrał długą piłkę w pole karne, w teorii na głowę jednego z kolegów. Futbolówka z wiatrem wpadła jednak do bramki, bowiem bramkarz Midasa poślizgnął się i nie zdołał się już podnieść! Gdy wydawało się, że mecz skończy się remisem 2:2, w ostatniej akcji meczu nowy nabytek Odczynników, czyli Paweł Kowalik, zdobył zwycięskiego gola.
Wygraną z Choinami wymęczył Homer. Zespół Jacka Trumińskiego nie grał tym razem dobrego meczu. Przeciwnicy postawili twarde warunki, jednak finalnie Homer zdołał strzelić dwa gole. Pierwszego Jarosław Piątek, drugiego Michał Chyliński. Przed meczem patrząc w tabelę liczyliśmy jednak na dużo lepsze widowisko.
Dość pewnie swój mecz z Mamrotkami wygrało OBI, choć na bramki w tym meczu musieliśmy poczekać do drugiej połowy. Strzałem z rzutu wolnego worek rozwiązał jednak Jakub Tomczak, a potem już poszło. Emil Mackiewicz na 2:0, ponownie Tomczak na 3:0 i na koniec Kamil Woch na 4:0. Mamrotki miały swoje okazje, ale OBI miało ich znacznie więcej, zatem wynik trzeba uznać za sprawiedliwy.
Jutrzenka wysoko ograła Królewskich. Mecz od początku toczył się w atmosferze pretensji do sędziego Szymona Kuli. Dominował w tym niegrający w tym meczu kierownik Królewskich, Marcin Dobrzyński. Część z tych pretensji była uzasadniona, bo arbiter nie prowadził tego meczu bezbłędnie. Trudno jednak zrozumieć postawę wydzierania się po praktycznie każdej decyzji sędziego lub jej braku. Jutrzenka nie skupiała się na krzykach i wytykania błędów rozjemcy. Zamiast tego strzelała bramki - zdobyła ich pięć i zasłużenie zgarnęła komplet punktów. W ekipie Królewskich pochwalić można bramkarza, Michała Goguła, który zapobiegł utracie wielu kolejnych bramek.

Serwis korzysta z plikow cookies w celu realizacji uslug zgodnie z polityka prywatnosci. Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookies w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.