Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich

"Wokół LAKP" (585)



To nie trwało zbyt długo. W zeszły piątek zaczęliśmy, a w ostatni (czyli wczoraj) zakończyliśmy. Wygląda na to, że przerwa potrwa przynajmniej trzy tygodnie, choć nie można przesądzać niczego. Temat obostrzeń i sposobu ich wybierania przez rządzących przemilczymy, bo to kwestia, której można poświęcić osobny „Wokół LAKP”, cztery razy dłuższy niż dzisiejszy. Faktem jest, że udało się rozegrać prawie całą 13. kolejkę i trzy spotkania z 14. kolejki. Kalendarz rozgrywek znów się posypał i trzeba czekać na lepsze czasy.

EKSTRALIGA
Tuż przed pierwszym meczem w tym roku kalendarzowym nad orlikiem przy Al. Racławickich przeszło krótkie, acz intensywne gradobicie. Czy był to symboliczny zwiastun gradu goli? Tego nie wiemy, ale siedem bramek na inaugurację to całkiem niezły rezultat. Zaczęło się od szybkiego prowadzenia Antique & Dywany 2:0 po dublecie Kamila Cieśli. Neo pozbierało się i potrafiło w tym meczu łapać kontakt z rywalem – najpierw 1:2, zaraz po przerwie 2:3. Wynik 2:3 na korzyść zespołu Krzysztofa Chilimoniuka utrzymywał się niemal do samego końca. W 40 min hat-trick ustrzelił Cieśla, ale zaraz potem swoją drugą bramkę zdobył Jan Wojtasik. Na odrobienie strat Neo nie starczyło już czasu.
Również w piątek Politechnika grała z Pad-Budem. Mecz ten może mieć duże znaczenie dla losów mistrzostwa. Politechnika to wszakże dotychczasowy lider. Tym razem podopieczni Andrzeja Kurysa dali się szybko zaskoczyć rywalom, a konkretnie Pawłowi Osobie. Później drużyna „Polibudy” mozolnie starała się przejąć inicjatywę. W końcu udało się wyrównać – świetnie dysponowanego Rafała Pietronia zdołał pokonać Sebastian Janik. W drugiej połowie ekipa Kurysa objęła prowadzenie – potrzebny był łut szczęścia, bo po jednym ze strzałów piłka odbiła się od słupka, a następnie od Pietronia i dopiero wylądowała w siatce. Jednak końcowe momenty należały do Pad-Budu. W 31 min po uderzeniu z rzutu wolnego piłka niechybnie zmierzała do bramki Władysława Śniżki. Wybił ją jednak nowy gracz Politechniki, Franciszek Futrzyński. Problem w tym, że wybił ręką. W efekcie osłabił swój zespół, a rzutu karnego nie zmarnował Piotr Bielak. Pad-Bud, jak na doświadczony zespół, wykorzystał przewagę liczebną. W 36 min decydujący cios zadał Paweł Bugała, który mocnym strzałem umieścił piłkę w bramce. Popularny „Buła” grał w tym meczu z kontuzją, a mimo to w kluczowym momencie to on zdecydował o zwycięstwie. Przewaga Politechniki nad Pad-Budem stopniała do raptem punktu.
Od zwycięstwa na własnym rewirze rundę rozpoczęła Kalina, która w niedzielny wieczór ograła Perłę 4:2. Po dwa gole zdobyli Jacek Piekarczyk i Piotr Sternik, jednak na słowa pochwały zasługują także obrońcy – szczególnie Karol Lewczuk i Jakub Marczuk, a także świetnie broniący Michał Gdulewicz między słupkami. Perle na otarcie łez pozostaje fantastyczny gol Michała Nurzyńskiego, który sytuacyjnym strzałem z pierwszej piłki, z własnej połowy, przelobował Gdulewicza! Gorszą wiadomością dla „Piwoszy” jest utrata Przemysława Kwiatka, który doznał poważnie wyglądającej kontuzji mięśniowej.
W czwartkowy wieczór Ipso Iure pokonało Adampol Team 4:0. Przy stanie 2:0 na początku drugiej połowy faul w sytuacji realnej szansy na zdobycie gola popełnił Maksymilian Kuś, za co obejrzał czerwoną kartkę. Protesty świdniczan na nic się zdały. „Prawnicy” w przewadze liczebnej podwoili swoją przewagę i po meczu bez większej historii zainkasowali komplet punktów. Warto jednak napisać, że z taką grą i w takim składzie Ipso Iure byłoby mocnym kandydatem do mistrzostwa OLS. Już dawno nie oglądaliśmy tak dobrze grającej w piłkę drużyny. To nie tak, że Adampol grał słabo. Drużyna Krystiana Jocia po prostu nie mogła zrobić nic, mając naprzeciwko tak dobrze zorganizowanego rywala. W grze Ipso Iure zgadzało się wszystko – defensywa, szybki atak, atak pozycyjny, wymienność pozycji, asekuracja. Do tego każdy indywidualnie prezentował się znakomicie. Piłkarsko to było świetne widowisko. Na pewno pod tym względem najlepszy mecz kolejki, co jest przede wszystkim zasługą „Prawników”. Trudno nie odnieść wrażenia, że wygraliby ten mecz nawet bez czerwonej kartki dla Kusia.
W piątek Kalina wygrała swój drugi mecz w tej rundzie. ZiP zmierzyło się z Widokiem już w ramach 14. kolejki. Wszystkie bramki padły przed przerwą i wszystkie dla Kaliny wyglądały łudząco podobnie. Były to strzały z prawej strony boiska z okolic pola karnego, które lądowały przy przeciwległym słupku bramki Krzysztofa Stachyry. Widok odpowiedział uderzeniem Rafała Kazimierskiego. Gdyby drużyna Widoku zachowała większą skuteczność, mogła sprawić Kalinie problemy, ale wyraźnie brakowało typowego łowcy goli.
Żadnej historii nie miało spotkanie Politechniki z Neo. Drużyna Marka Błaszczaka zebrała się bez rezerwowych, w dodatku z kierownikiem w roli bramkarza. Politechnika nie miała prawa nie wykorzystać takich okoliczności. Ekipa Andrzeja Kurysa już do przerwy biła rywala w stosunku 7:1, a skończyło się rezultatem 11:1. Mecz był bardzo luźny, Neo także z łatwością dochodziło do sytuacji bramkowych, ale Władysław Śniżko to świetny fachowiec i dzięki niemu Politechnika straciła tylko jednego gola. Hat-tricka jako jedyny ustrzelił Patryk Stadnicki.

I LIGA
Mecz Undefined z Elektro-Sparkiem rozstrzygnęła jedna sytuacja. Już w 5 min Łukasz Milewski ręką wybił zmierzającą do bramki piłkę, za co musiał obejrzeć czerwoną kartkę. Rzut karny na gola zamienił jego imiennik – Misztal. Elektro-Spark mimo przewagi liczebnej nie forsował tempa, ale w pierwszej połowie zdołał zdobyć jeszcze jedną bramkę – strzelił ją Robert Belniak. W drugiej połowie „Iskierki” zawodziły, a dzielnie walczący zespół Undefined pokusił się nawet o bramkę kontaktową. Trafienie Mateusza Rudzkiego obudziło nadzieję na urwanie punktów rywalowi, ale w ostatniej akcji spotkania kropkę nad „i” postawił Igor Szewczyk. Elektro-Spark wygrał 3:1, ale bez czerwonej kartki Milewskiego wynik mógł być bardzo różny.
Fabryka Formy w ładnym stylu uczciła urodziny Elżbiety Czaplińskiej, obecnej na niemal wszystkich spotkaniach tego zespołu. Pani Ela rozpoczęła spotkanie symbolicznym kopnięciem, a potem na boisku rozpoczęła się regularna walka o ligowe punkty. Ekipa 666 do przerwy dotrzymywała rywalom kroku, ale w drugiej połowie Fabryka udowodniła swoją wyższość. W 16 min strzelanie rozpoczął Karol Nalepa, ale najgorsze dla „Piekielnych” miało dopiero nadejść. Minutę później poza polem karnym rękami interweniował Kamil Kozłowski i oczywiście musiał opuścić boisko z czerwoną kartką. Grając w osłabieniu Ekipa 666 niczego już nie zdziałała. Fabryka podwyższyła wynik za sprawą goli Jakuba Leszcza i Krzysztofa Bednarczuka.
Sporo działo się w rywalizacji Krupników ze Szwejkiem. Do przerwy było 1:1. O wygranej zespołu Tomasza Sijewskiego zdecydowała lepsza druga połowa. Szwejk wyraźnie opadł z sił, a raptem jednoosobowa ławka rezerwowych miała na to spory wpływ, bo tempo meczu było wysokie. Wprawdzie po golu Tomasza Wnuka przez moment było 2:1 dla Szwejka, ale momentalnie odpowiedział Szymon Budzyła, a jego gol napędził Krupniki do lepszej gry. Dwa kolejne trafienia były dziełem Konrada Wójcickiego, a kropkę nad „i” postawił Michał Wasil, który także skompletował dublet.
Gliniana nie bez trudu pokonała Promil. Wprawdzie zaczęło się dość łatwo, bo dwie bramki Mikołaja Poniatowskiego utorowały drogę do sukcesu. Wynik zniwelował jednak Michał Olech. W drugiej części długo rezultat nie ulegał zmianie. W końcu Arkadiusz Perduta podwyższył na 3:1, ale Promil błyskawicznie ponownie złapał kontakt. Gdy jednak w 25 min Tomasz Czępiński trafił na 4:2, był to cios kończący. Promil odgryzł się jeszcze uderzeniem Michała Ungerta, które na rzut rożny zbił Maciej Ziółkowski.
Do skutku nie doszedł mecz na szczycie I ligi w tej kolejce, czyli spotkanie Wściekłych Psów z Bombardino 716. Powodem było zagrożenie epidemiczne, związane z zarażeniami koronawirusem w jednym z zespołów.

II LIGA
Trochę niespodziewanie już w pierwszym meczu 2021 roku Togatus niemal podwoił swój mizerny dorobek punktowy. Grając bez zmienników i bez nominalnego bramkarza drużyna „Adwokatów” ograła Malagenię, która akurat w tym dniu także podstawowym golkiperem nie dysponowała. Bohaterem spotkania został Artur Mrozik, autor czterech z pięciu bramek dla Togatusa. Piątą dorzucił Sławomir Bereza, który przelobował Szymona Kulę. Malagenia grała chaotycznie, a na pocieszenie został jej ładny, strzelony na raty gol Mateusza Sobiecha.
W bardzo dobrym stylu rundę rozpoczął lider II ligi – Bosko. Drużyna nieobecnego Jakuba Kosikowskiego ograła 3:1 LKMP Zon Admina. Wszystko rozstrzygnęło się w pierwszej połowie. Bosko objęło prowadzenie po niesygnalizowanym strzałem nowego nabytku drużyny, Dmytro Charushyna. Wyrównał Kacper Dulniak. Decydująca była końcówka połowy, kiedy dwa koszmarne błędy kosztowału Zon Adminę utratę dwóch goli. Szczególnie zapadł w pamięci ten pierwszy, kiedy to Mateusz Zaręba, z konieczności wcielający się w rolę bramkarza, po prostu nabił piłką Charushyna. Tuż przed przerwą gola na 3:1 dorzucił Piotr Flis. Wygląda na to, że odejście Kamila Wierzbickiego może być ogromnym kłopotem dla teamu Tomasza Maciąga.
Niezbyt ciekawy był mecz Marmoty z MW Lublin. „Świstaki” objęły prowadzenie po ładnym strzale Adriana Ręby. Później obie drużyny miały kilka okazji, ale żadnej z nich nie wykorzystywały. Aż do ostatniej akcji meczu. Po rzucie rożnym Marcin Goc tak skupił się na pilnowaniu swojego zawodnika, że finalnie sam wpakował piłkę do własnej bramki i ustalił wynik spotkania na 1:1. Jeśli Marmota liczyła na skuteczny pościg za Bosko, to już w pierwszej wiosennej kolejce wyłożyła się jak na skórce od banana w filmie klasy „B”.
Mecz Inży z GOL-asami rozpoczął się od pięknej bramki Marcina Becia w 3 min. Na 2:0 w sytuacji sam na sam poprawił Paweł Birut. Drużyna z Inżynierskiej odgryzła się kontaktową bramką Marcina Nowakowskiego z rzutu karnego. Jednak stroną przeważającą w tym spotkaniu były GOL-asy. Na dowód tego w 21 min bramkę pieczętującą trzy punkty zdobył Konrad Żukiewicz. W Inży na słowa wyróżnienia zasłużył na pewno debiutujący w tym zespole bramkarz, Grzegorz Galiński.
Szerszeń vs VoIP – to był mecz błędów. Zaczęło się od bramki Mateusza Pogody, który posłał z rzutu wolnego ładnego rogala, ale nie zwalnia to z odpowiedzialności za gola bramkarza, Dariusza Szewczaka, który stał w bezruchu jak sparaliżowany. Jeszcze bardziej „popisał się” Michał Piskor, który bezsensownie zwlekał z zagraniem piłki, jedynie ją osłaniając. Wykorzystał to Paweł Ostapczuk, dzióbnął futbolówkę i pokonał Arkadiusza Piskora, czyli brata antybohatera tej akcji. W 17 min po wrzucie z autu „Szerszenie” nie upilnowały Piotra Grabosia, a ten głową dał prowadzenie zespołowi Kamila Adryjanka. W 21 min kontuzji nabawił się Arkadiusz Piskor. W bramce zastąpił go Łukasz Pogoda i już w pierwszej akcji musiał wyciągnąć piłkę z siatki po katastrofalnym błędzie obrony, który wykorzystał Rafał Szkoda. Remis 2:2.
Olimp przegrał mecz z UPL na własne życzenie. Całą pierwszą połowę zespół Marcina Iwana grał w piątkę, bo dwóch graczy spóźniło się i dotarło dopiero w przerwie. UPL wykorzystał to, strzelając dwie bramki. W drugiej odsłonie „Pokerzyści” dość spokojnie kontrolowali przebieg meczu, nie pozwalając przeciwnikom na zbyt wiele. Mało tego, w 17 min Michał Cios podwyższył na 3:0. Dopiero w samej końcówce Olimp odgryzł się i zdobył bramkę – jej autorem był jeden ze „spóźnialskich” – Piotr Stajszczak. Ekipę Iwana stać jednak na dużo lepszą grę, której nie zaprezentowali w drugiej połowie, nie dając sobie szansy na „remontadę”. Zasłużone trzy oczka dla drużyny Bartosza Suchanowskiego.

III LIGA
Od falstartu wiosnę rozpoczął AZS, który niespodziewanie poddał mecz z Plagą Szczurów.
Zmiana lidera w III lidze. Prowadzący w tabeli Granit II przegrał z Wolcarem 2:4 i teraz to team Daniela Sekuły wysunął się na czoło stawki. Do przerwy to Granit prowadził 1:0. Szybko po przerwie Wolcar zdobył dwa gole, ale zespół z Bychawy także dość szybko zripostował po potężnym strzale Sławomira Skrzypczaka. Jednak tego dnia więcej z gry miał Wolcar. Drugi gol Wojciecha Kopecia dał prowadzenie 3:2, a sprawę zamknął Antoni Mietelski. Było to niezłe, choć bardzo twarde spotkanie. Wszystko jednak w granicach Fair Play i bez żadnego chamstwa.
W ostatnim numerze WL zapowiadaliśmy dobrą rundę w wykonaniu wzmocnionego zespołu KTS Forever Young, ale początek zmagań wypadł nader kiepsko. Drużyna Rafała Misztala przegrała 1:4 z Billennium. Brak nominalnego golkipera i kilku ważnych postaci okazał się problemem nie do przeskoczenia. Tymczasem Informatycy wykazali się dużą skutecznością i mądrą grą. Mateusz Żminda (ostatnio Huttenes, a także Marmota) może okazać się dużym wzmocnieniem. Bramki strzelali jednak inni. Dzięki tej wygranej Billennium zrównało się punktami z „Wiecznie Młodymi”.
Meczem bez historii można określić spotkanie Va Banku z SAABiX-em. Już w pierwszej akcji meczu (nie licząc ostrzegawczego strzału Wojciecha Goneta z rozpoczęcia) Sebastian Król uruchomił swoją lewą nogę. Mecz toczył się pod całkowite dyktando SAABiX-u. Dopóki zespołowi Pawła Tobiasza się chciało, wynik był podwyższany. Do przerwy 4:0. W drugiej połowie obie ekipy strzeliły już raptem po jednej bramce. Król zakończył mecz z hat-trickiem.
Pierwsza połowa meczu Ułanów ze Zjednoczonymi nie przyniosła bramek i nie zapowiadała na pewno pogromu. Ułani przeważali, ale nie za wiele z tego wynikało. W drugiej połowie jednak worek z bramkami rozwiązał Remigiusz Baran, który w przeciągu kilku minut pokusił się o klasycznego hat-tricka. Potem oddał pole innym – gole dorzucili Paweł Gryta, Dawid Szatkowski i na koniec Jakub Łupina. Różnica klas ujawniła się na dobre dopiero po zmianie stron. Zjednoczeni ze sporą liczbą nowych twarzy potrzebują zgrania.
Ekipa Robimy Marketing dała się zaskoczyć Mat-Geo. Po raptem trzech minutach było 2:0, a gole zdobywali Mateusz Rewerski i Patryk Kowalczyk. Po przespanej pierwszej połowie, w drugiej „Marketingowcy” ruszyli odważniej do przodu, ale tylko nieliczne ich akcje miały ład i skład. Mimo braku nominalnego bramkarza Mat-Geo broniło się bardzo solidnie. Ostatecznie w 19 min Mariusz Śledź zdobył bramkę kontaktową, ale nic więcej drużyna Rafała Szyszki nie wskórała.
Meczem, który na co najmniej 3 tygodnie zamknął rozgrywki OLS było spotkanie Ułanów z Billennium. Dość szybko wynik otworzył Paweł Gryta. Czy strzelał czy tylko dogrywał w pole karne? Pozostanie to jego tajemnicą, ale piłka odbiła się od obu słupków i zatrzepotała w siatce. Po kontrataku wyrównał Tobiasz Kaciuczyk. Ułani rozstrzygnęli na swoją korzyść po przerwie. Maciej Pisarski trafił w 19 min na 2:1, a wynik w 24 min ustalił Jakub Łupina. Szansę na jeszcze jednego gola zmarnował zaś Dawid Szatkowski, stemplując słupek bramki strzeżonej w dość ekscentryczny sposób przez Damiana Banaszkiewicza. Zdecydowanie więcej spokoju w poczynaniach obronnych zapewniłby jednak Krzysztof Skrzypek.

IV LIGA
Świeżaki bez większego trudu ograły Husarię 5:1. Od początku drużyna Łukasza Litwiniuka miała spore problemy, czego dowodem był gol stracony dosłownie po kilkunastu sekundach. Wprawdzie później przez kilka minut po golu Rafała Chmury było tylko 1:2, ale generalnie Świeżaki w pełni panowały nad przebiegiem boiskowych wydarzeń. Świeżaki mają pełne prawo marzyć o zajęciu miejsca premiowanego barażami o awans. Droga do tego jest jeszcze bardzo długa i wyboista. Husaria wegetuje na dole tabeli.
Stara Gwardia powalczyła z OBI, ale miała zbyt mało piłkarskich atutów, szczególnie w ofensywie, by zdobyć punkty. Zresztą OBI swoje trzypunktowe aspiracje podkreśliło już w 1 min, zdobywając szybkiego gola. Na listę strzelców po ładnej zespołowej akcji wpisał się Emil Mackiewicz. W drugiej połowie strzałem przy bliższym słupku Konrada Wierzbińskiego zaskoczył Daniel Długosz.
Od zwycięstwa rok 2021 rozpoczęła ekipa KS Choiny. Zespół Marcina Wójtowicza pokonał Watahę. Ciekawie zrobiło się dopiero w końcówce, gdy po drugiej bramce dla Choin dość szybko gola kontaktowego zdobył Damian Kołodziej. Dzięki temu „Wilki” uwierzyły w zdobycz punktową. Nie udało się – wygrał zespół lepszy i konkretniejszy. Choiny w przerwie wzmocniły się nowymi zawodnikami, którzy mają papiery na granie w tej lidze.
Midas pokonał Królewskich 3:1, a jak zwykle największy udział w wygranej drużyny Wojciecha Kowalskiego miał Michał Muda – tym razem autor dubletu. Może gdyby Królewscy mieli do dyspozycji swojego kierownika i najlepszego zawodnika, Marcina Dobrzyńskiego, pokusiliby się o coś więcej niż kontaktowy gol Karola Czajki na 1:2. Wynik spotkania w końcówce ustalił Marek Kłoda.
Pierwsza połowa meczu Sokoła ze Starówką rozstrzygnęła losy tej rywalizacji. Defensywa i bramkarz Sokoła najwyraźniej byli jeszcze w zimowym letargu, bo Starówka robiła co chciała. Gol Grzegorza Mocnego, potem klasyczny hat-trick Kamila Marczyńskiego w 3 minuty, a na koniec gol Marcina Błaziaka. Ekipa Marcina Piodło odgryzła się trafieniem Artura Goździewskiego. W drugiej połowie Starówka spuściła z tonu i pozwoliła sobie nawet na stratę dwóch goli, ale zwycięstwo nie było zagrożone ani przez moment.
2 Be Bio rozprawiło się z Mamrotkami dopiero w drugiej połowie. Był to wyrównany mecz, w którym o wygranej lidera zdecydowały detale, a wśród nich na pewno skuteczność. Dwie bramki Grzegorza Kutrzepy przedzieliło trafienie Sławomira Łukowskiego. Choć Zbigniew Próchno dwoił się i troił, to koledzy w ofensywie dali mu trochę za mało wsparcia. Z tego meczu zapamiętamy też kuriozalną sytuację, kiedy to Marcin Wójcik próbując wyrzucić piłkę, wypuścił ją z rąk, a Łukasz Sulowski nie skorzystał z prezentu i w prostej sytuacji uderzył ponad bramką. Materiał idealny do Przeglądu Lig Ujowych z portalu Kartofliska.
Homer bez większego problemu rozbił drużynę Szukamy Sponsora, która mecz rozpoczęła w pięcioosobowym składzie. Przyjazd spóźnionego bramkarza, Krzysztofa Laskowskiego, niewiele pomógł. Homer akurat się rozkręcał i już do przerwy prowadził 4:0. W drugiej połowie ekipa Jacka Trumińskiego dołożyła jeszcze dwie bramki. Wysokie zwycięstwo pozwoliło Homerowi wskoczyć na pozycję lidera.
Pogromem zakończył się także mecz TRANS-AUDYT.pl z Patatajami. W pierwszej, dość wyrównanej połowie, padł tylko jeden gol – zdobył go Bogdan Lembrych. Nic nie zapowiadało pogromu. W drugiej połowie chaotycznie grająca drużyna Łukasza Rusińskiego totalnie się posypała. Zaczęły mnożyć się proste, dziecinne wręcz błędy, a także wzajemne pretensje. W takich okolicznościach bardziej doświadczeni „Transportowcy” mieli drogę do zwycięstwa usłaną różami. Wynik na 7:0 w końcówce ustalił Michał Stypułkowski, który prawdopodobnie chciał jedynie wybić piłkę, a trafił do opuszczonej przez bramkarza bramki. Było to niezłe podsumowanie drugiej połowy.

Serwis korzysta z plikow cookies w celu realizacji uslug zgodnie z polityka prywatnosci. Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookies w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.