Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich

"Wokół LAKP" (619)



Za nami ponad 3 miesiące granie, na które złożyło się 80 dni meczowych. Liga idzie na blisko dwumiesięczne wakacje, w czasie których skupimy się na rywalizacji o Puchar OLS. Nie możemy się jednak doczekać jesieni, bo w każdej z lig czekają nas duże emocje, a walka o mistrzostwo zapowiada się wyjątkowo ciekawie, bo poza Politechniką i Adampolem, czyli stałymi faworytami, w grze są również Moore i Marmota. Ba, to właśnie te ekipy mają przewagę nad wicemistrzami i mistrzami. To gwarantuje interesujący finisz.

EKSTRALIGA
Moore w poniedziałkowy wieczór zapewniło sobie pozycję lidera przez wakacje. Drużyna Marcina Urbana bez trudu ograła Perłę. Mecz był w zasadzie jednostronny i dość nudny. Perła nie była w stanie w żaden sposób nawiązać walki z faworyzowanym przeciwnikiem, który rozgrywał piłkę i tworzył kolejne bramkowe okazje. Skończyło się zwycięstwem 9:0 Moore. Hat-tricka ustrzelił Urban.
Problemu z ograniem Bosko nie miała także Politechnika. Choć obie drużyny przystąpiły do meczu osłabione, to znacznie większe osłabienia były po stronie Bosko. Zespół Andrzeja Kurysa prowadził tylko 2:0, ale przebieg meczu nie sugerował, by beniaminek Ekstraligi był w stanie po przerwie odwrócić losy meczu. I rzeczywiście – wicemistrzowie ligi podwyższyli prowadzenie i ostatecznie wygrali 7:2, a królem polowania został Sebastian Janik, autor czterech bramek. Podobać mogło się ostatnie trafienie Radosława Jezierskiego, który huknął z półwoleja mocno i precyzyjnie, pieczętując wygraną Politechniki.
Poniedziałek był dniem pogromów. W kolejnym meczu Marmota rozbiła Wściekłe Psy, które przystąpiły do gry bez wielu istotnych zawodników. Mecz od pierwszej minuty i bramki Bartłomieja Barwiaka był bardzo jednostronny. Wprawdzie nonszalancka postawa Marmoty w defensywie pozwoliła rywalom na strzelenie trzech goli i stworzenie jeszcze kilku groźnych okazji, ale nie ma to większego znaczenia, wobec 13 bramek, którymi „Świstaki” poczęstowały przeciwnika. Oczywiście jak zawsze najbardziej w kanonadzie Marmoty partycypował Barwiak – 7 goli i 3 asysty to wynik znakomity.
Ostatni mecz poniedziałku także obfitował w bramki i skończył się „dwucyfrówką”. Pad-Bud zmiażdżył Kalinę, aplikując jej 12 goli, a samemu dając sobie wbić 2. Aż dziw bierze, że słynąca niegdyś z żelaznej defensywy Kalina spisuje się w tym sezonie tak słabo w tym elemencie. Pad-Bud grał z rozmachem, skutecznie, ale przeciwnicy po prostu robili bardzo niewiele, by zapobiec klęsce. Hat-tricka ustrzelił Piotr Kowalczyk, po dwa gole upolowali Wojciech Josicz, Patryk Grzegorczyk, Paweł Bugała oraz Michał Bartkowicz. Listę strzelców po stronie Pad-Budu uzupełnia Piotr Bielak, który popisał się kapitalnym strzałem z rzutu wolnego. Dla Kaliny w pierwszej połowie strzelali Kacper Wiktorek i Jacek Piekarczyk. Wtedy było tylko 4:2 i można było sądzić, że ZiP jeszcze powalczy. Druga połowa nie pozostawiła jednak złudzeń.
Ekstraliga w tym sezonie stała się wylęgarnią dwucyfrówek. Kalina po klęsce w poniedziałek, dwa dni później zaliczyła kolejną – tym razem w meczu z Adampolem. Przyjście na taki mecz bez zmienników, w mocno okrojonym składzie, to samobójstwo. Świdniczanie nie mieli litości i punktowali ekipę Jakuba Marczuka, już do przerwy prowadząc 7:0. Druga połowa nie zmieniła obrazu gry, ale Kalina potrafiła się dwa razy odgryźć. Trudno jednak mówić o otarciu łez, gdy przegrywa się 2:13. Hat-tricka zanotował w tym meczu Jacek Kochalski, a „karetę” Paweł Szyjduk.
Ekstraligowy festiwal pogromów trwa w najlepsze. W poniedziałek 20 czerwca trzy kolejne mecze zakończyły się wysokimi zwycięstwami faworytów. Na początek Pad-Bud mierzył się z Neo. Nie było to dobre spotkanie w wykonaniu drużyny Piotra Bielaka. Neo powalczyło, ale wynik końcowy nie pozostawia wątpliwości – 7:2 na korzyść Pad-Budu. Aż pięć z siedmiu bramek zdobył Paweł Bugała. Cóż, Neo bez wielu podstawowych graczy nie ma dużych szans na punktowanie w Ekstralidze.
Marmota przez kilka minut przegrywała z Perłą 0:1 po fantastycznej bramce Pawła Kisiela, zdobytej strzałem z własnej połowy. Jednak był to krótki moment radości „Piwoszy”, bowiem ekipa Adriana Mańko dość szybko ustabilizowała sytuację i mimo „radosnej twórczości” w defensywie dość pewnie i gładko wygrała mecz 8:3. Hat-tricka ustrzelił Bartłomiej Barwiak, ale nie był to na pewno szczególnie udany występ superstrzelca „Świstaków”. W Perle na wyróżnienie zasługuje na pewno Krzysztof Flis. Nie popisał się przy golu Przemysława Hajkowskiego, ale w wielu sytuacjach znakomitymi interwencjami ratował zespół przed utratą gola.
Jeszcze wyższym zwycięstwem jednej ze stron zakończył się mecz Politechnika – Ipso Iure. Wicemistrzowie ligi wygrali aż 14:4. Katem „Prawników” był Jakub Leszczyński, który nie rezygnuje z walki o koronę króla strzelców. Młody zawodnik Politechniki rzucił wyzwanie Bartłomiejowi Barwiakowi z Marmoty, a obaj mają już w tej rundzie (sic) ponad 40 bramek. Trudno opisywać samo spotkanie – Ipso Iure broni się umiejętnościami piłkarskimi, ale potrzebuje więcej mobilnych graczy i pewnego bramkarza, a w tym dniu Andrzej Ciołek na pewno nie był w dobrej formie. Politechnika jest znana z tego, że gdy trafi słabszego rywala, nie ma litości. Zobaczyliśmy to jak na dłoni po raz kolejny.
Z kanonu ostatnich tygodni w Ekstralidze nie wyłamał się mecz Fabryki Formy z Ipso Iure. Wprawdzie początek nie zapowiadał pogromu, ale gdy wzajemne badanie się przeciwników się skończyło, Grzegorz Czerniak rozwiązał worek z bramkami. W ciągu czterech minut Fabryka Formy strzeliła cztery gole! Na przerwę zaś team familii Czaplińskich schodził z rezultatem 6:0! Drugą połowę od bramki na 7:0 rozpoczął Karol Nalepa, ale nagle przebudzili się „Prawnicy”. Zdobyli trzy bramki i gdzieś zaczęła się tlić jeszcze nadzieja na szaleńczą pogoń. Ale nic takiego się nie stało. Nalepa podwyższył na 8:3, a wynik meczu ustalił Czerniak.
W piątek doczekaliśmy się wyrównanego meczu Ekstraligi, a Neo doczekało się pierwszych punktów – i to od razu trzech! Outsider ligowej tabeli niespodziewanie pokonał Perłę 2:1. „Piwosze” prowadzili 1:0 po bramce Bartosza Chlebieja. Do wyrównania doprowadził Tycjan Jankowski, który przelobował Krzysztofa Flisa. Zwycięską bramkę zdobył Dominik Bojarski. Zamknął oczy, huknął ile fabryka dała, a golkiper Perły nawet nie drgnął, choć wydaje się, że strzał był w jego zasięgu. Tym samym Neo na zakończenie rundy poprawiło sobie nastroje i wciąż ma szansę na swój ulubiony baraż o utrzymanie.
Zaległości z 3. kolejki odrobiły także drużyny Politechniki i Pad-Budu. Obie ekipy przystąpiły do spotkania mocno osłabione, choć mimo wszystko większe braki były po stronie Pad-Budu. Jednak bardzo ambitna i rzetelna postawa drużyny w obronie wytrąciła niemal wszystkie atuty Politechniki. Drużyna „Polibudy” na poważnie zaczęła zagrażać bramce rywali dopiero w samej końcówce meczu, gdy przegrywała 0:1. Bramkę dla Pad-Budu w 25. minucie zdobył Piotr Kowalczyk i trzeba przyznać, że był to gol wybitny. Kowalczyk dostrzegł wysuniętego Pawła Koleńca i zaskoczył go strzałem z własnej połowy. Bramkarz Politechniki próbował ratować sytuację, ale jedynie strącił piłkę na poprzeczkę, a ta po zetknięciu z obramowaniem bramki zatrzepotała w siatce. Remis Politechnice uratował Michał Zlot, który na kilka minut przed końcem spotkania posłał precyzyjny strzał. Pad-Bud, grający bez zmian, wyraźnie opadł z sił i w ostatnich minutach mocno pachniało zwycięskim golem dla wicemistrzów OLS. Dwa razy na posterunku był jednak Piotr Urbańczyk, a raz przy strzale głową Franciszka Futrzyńskiego w sukurs przyszedł mu słupek.

I LIGA
Wolcar rozpoczął mecz z Ekipą 666 z wysokiego „C” – od bramki strzelonej przez Wojciecha Kopecia. Płaski strzał Mateusza Wosia w 7 min doprowadził do remisu. Po kolejnych czterech minutach Wolcar wrócił na prowadzenie, a swoją drugą bramkę w tym meczu zdobył Kopeć. Druga połowa należała do „Piekielnych”. Ich przewaga nie podlegała dyskusji, ale przekuła się w raptem jedną bramkę. W 19 min po składnym ataku Ekipy piłkę do własnej bramki skierował, próbujący ratować sytuację, Michał Mędrzecki. W końcówce szanse na przechylenie szali zwycięstwa miały obie strony, a piłki meczowej nie wykorzystała Ekipa 666. A zatem remis 2:2.
Dużych emocji dostarczyła rywalizacja APP Energy z Mat-Geo. Do przerwy na prowadzeniu był zespół Rafała Misztala. Sytuację sam na sam z Patrykiem Kowalczykiem wykorzystał Michał Morawski. Już wcześniej APP Energy miało kilka szans, ale dopiero Morawski zachował zimną krew. Druga połowa zaczęła się świetnie dla Mat-Geo. Do wyrównania doprowadził Mateusz Rewerski. Ten sam zawodnik kapitalnym strzałem z rzutu wolnego dał swojej drużynie prowadzenie. I gdy wydawało się, że bliżej wygranej jest Mat-Geo, sprawy w swoje ręce wziął Dominik Pietras. Popularny „Pedro” w 23 i 25 min zdobył dwie bramki. Odwrócił losy meczu i zapewnił ekipie w białych strojach cenne zwycięstwo.
Malagenia była o krok od zatrzymania rozpędzonego Granitu. Wprawdzie bychawianie prowadzili 2:0, ale Maciej Jabłoński zdobył bramkę kontaktową, a po przerwie wyrównał na 2:2. Mało tego, Michał Wójtowicz już minutę później wyprowadził team Pawła Kępki na prowadzenie 3:2. Granit pozbierał się. W 20 min Daniel Juchna pokonał Wiktora Słomkę, wyrównując, a złotego gola na wagę wygranej w 22 min zaliczył Bartłomiej Rybaczek, dla którego był to dublet.
Kolejne punkty zgubiła Zon Admina. Tym razem drużyna Tomasza Maciąga trafiła na nieprzewidywalny zespół MW Lublin. Bardzo ładnym trafieniem wynik w 4 min otworzył Kacper Pytka-Wasil. Piłka wylądowała w okienku bramki Marka Wołoszyna. Ale po kilku minutach prowadzenie się zmieniło – debiutujący w MW Lublin Konrad Gąsiorowski wyrównał, a po chwili pechowo samobójczą bramkę zaliczył Łukasz Romaniuk. Rywal go nastrzelił, piłka nabrała dziwnej rotacji i wpadła między krótkim słupkiem, a nieporadnie interweniującym Danielem Mitrutem. Zon Admina znów przejęła inicjatywę i za sprawą Marcina Pytki wyrównała. Rollercoaster w najlepsze trwał po przerwie. Ładna i składna akcja drużyny w czarnych koszulkach zakończyła się golem Michała Wasila. Kilka minut później było już 3:3, a na listę strzelców wpisał się Mateusz Siedlecki. Z minuty na minutę gra defensywna obu drużyn przestawała istnieć. Akcja wartko przenosiła się spod jednej bramki pod drugą. Sytuacji było bez liku. W końcu w 24 min Arkadiusz Sidor wpakował piłkę do siatki i można było przypuszczać, że właśnie zapadło rozstrzygnięcie. Figa z makiem! Jeszcze w tej samej minucie Siedlecki skarcił po raz kolejny zagubioną defensywę Zon Admina. Pewnie gdyby dać drużynom pograć jeszcze z 10 minut, to obejrzelibyśmy jeszcze z 5-6 trafień, bo tu już nikt nie kalkulował.
Udany finisz rundy zalicza Malagenia. Drużyna Pawła Kępki w piątkowy wieczór pokonała Ekipę 666. Obie drużyny nie miały zbyt wielu argumentów w ofensywie, ale Malagenia wykorzystała dwie ze swoich okazji. Gola na 1:0 zdobył Michał Haratynowicz. Wynik 1:0 utrzymywał się przez około kwadrans. Na 2:0 w 22 min podwyższył Maciej Łoś, dopełniając formalności z najbliższej odległości. Ekipę 666 pod tlen podpiął jeszcze gol Bogdana Gołdyna. Na doprowadzenie do remisu było już jednak mało czasu i „Piekielni” musieli przełknąć gorycz porażki.
A SAABiX swoje – drużyna Grzegorza Wilczka jest na autostradzie do Ekstraligi. Tym razem rozjechany został UPL. Od początku biało-zieloni wrzucili wysokie obroty. Wynik po błędzie obrony „Pokerzystów” otworzył sytuacyjnym strzałem Jakub Sobieszek. Po chwili z fanfarami na 2:0 podwyższył jego imiennik – Jakub Łuczyński. To był mocny kandydat do miana bramki kolejki. Potem zaś do głosu doszedł Mateusz Gawryszczak, który strzelił łącznie w tym meczu cztery gole i miał największy udział w efektownym zwycięstwie 9:1.
Ostatni mecz rundy wiosennej w LAKP zakończył się remisem. MW Lublin prowadziło z Widokiem 1:0 po trafieniu Konrada Gąsiorowskiego. Widok wyrównał po zmianie stron. Niepewne zachowanie defensywy MW Lublin wykorzystał Łukasz Knosala. W 18 min Mateusz Szafrański oddawał strzał do opuszczonej bramki. Piłkę ręką wybił Marcin Sitko, a że nie jest bramkarzem, to po chwili obejrzał czerwoną kartkę, a starszy z braci Knosala trafił na 2:1. Wydawało się, że to koniec marzeń MW Lublin o korzystnym wyniku, a tymczasem po chwili było… 3:2 dla zespołu Marcina Roczniaka! Kolejne dwa gole zdobył momentami nieuchwytny dla defensywy rywali Gąsiorowski. Widok zdołał uratować się przed pełnym blamażem i wyrównał – bramkę na 3:3 strzelił Bartłomiej Knosala.

II LIGA
2 Be Bio podniosło się po porażce z Ułanami i wróciło do wygrywania. W meczu dwóch czołowych ekip II ligi „Jagódki” okazały się lepsze od Homera. W drużynie Jacka Trumińskiego zabrakło kogoś, kto napędziłby akcje tak jak Damian Ścibior. Już w 4 min po strzale Michała Kopecia na prowadzeniu znalazło się 2 Be Bio. Z kolei na około 4 minuty przed końcem meczu podwyższył Grzegorz Kutrzepa. Homer miał swoje szanse, ale ostatnimi czasy Piotr Maliszewski jest mocnym punktem drużyny w czerwono-zielonych strojach. W tym dniu nie skapitulował.
Wszystko się kiedyś kończy, nawet seria zwycięstw Ułanów. Drużyna Dawida Szatkowskiego dzięki wspaniałej passie wskoczyła na fotel lidera, ale teraz znów go oddaje na rzecz 2 Be Bio. Wszystko przez Mariol, a dokładnie przez wyborną końcówkę tej drużyny. Ułani prowadzili 1:0 przez prawie 20 minut po golu Jakuba Łupiny. Jednak Mariol ani na chwilę nie złożył broni. Krzysztof Mrozik wyrównał w 24 min, a po chwili Mateusz Bagijew rozstrzygnął ten mecz. Ułanom zabrakło koncentracji w kluczowych momentach i przypłacili to porażką. Liga będzie ciekawsza.
Jutrzenka mimo porażki 0:5 z Robimy Marketing może się cieszyć – udało się pozostać w lidze, bo trzeci walkower oznaczałby pożegnanie. Skład był zbierany do ostatniej chwili. Udało się uzbierać szóstkę graczy, ale nie była ona konkurencyjna wobec „Marketingowców”. Kilka przebłysków aktywnego Karola Wójcika to za mało. W drużynie Robimy Marketing na listę strzelców wpisywali się Arkadiusz Dąbrowski, Rafał Szyszka, Amadeo Plamadeala, Kamil Balcerek oraz Mariusz Śledź.
Ekipa DomLublin nie podjęła walki z zespołem 4te Piętro Nieruchomości. Mariusz Kędra poinformował organizatora o tym już kilka godzin przed meczem – walkower.
Promil wykorzystał letarg GOL-asów w początkowej fazie spotkania i szybko wyszedł na trzybramkowe prowadzenie za sprawą dwóch MichałówUngera i Olecha. Drużyna Piotra Roja nie poddała się jednak. Paweł Birut w 12 min zdobył bramkę, która był sygnałem, że GOL-asy po przerwie ruszą do ofensywy. I tak właśnie było. Promil został zepchnięty do głębokiej defensywy. Hubert Małyszka dość szybko zdobył bramkę kontaktową i pod bramką Kamila Biegaja raz po raz robiło się gorąco. Do szczęścia kilka razy brakowało niewiele. W końcu jednak Promil zdołał wyjść z kontrą. Paweł Wieczorek wykorzystał fakt, że Marcin Beć opuścił bramkę. „Wieczór” wypuścił sobie piłkę, minął golkipera i trafił do pustej bramki. W 25 min Małyszka po raz drugi zdobył bramkę kontaktową, ale na odrobienie strat GOL-asom zabrakło już czasu.

III LIGA
Czarna seria ofensywy Szukamy Sponsora trwa. Czwarty mecz z rzędu bez strzelonego gola stał się faktem. Tym razem rywalem drużyny Michała Pszczoły był PKS BIGOS. „Kapuściani” może nie błyszczeli, ale w zamieszaniu podbramkowym w 12 min najwięcej szczęścia miał Marek Woliński i dosłownie wepchnął piłkę do bramki strzeżonej przez Michała Pycia. Solidna postawa obrony i kilka pewnych interwencji Piotra Błacha w bramce – to wystarczyło BIGOS-owi do odniesienia drugiego zwycięstwa w sezonie.
TRANS-AUDYT.pl wypunktował Plagę Szczurów jak klasowy bokser. Zaczęło się dość szybko od gola Damiana Połowniaka. Na więcej musieliśmy czekać do drugiej połowy. Bogdan Lembrych wykorzystał swój wzrost i dobrą grę głową i po wrzucie z autu „Transportowcy” prowadzili 2:0. „Szczury” grały nerwowo, chaotycznie, często długimi podaniami. Nie przynosiło to żadnego efektu. Kolejny popis bierności w defensywie skończył się zaś utratą gola nr 3 – zdobył go Daniel Kolbus. Wynik w doliczonym czasie gry po kontrataku ustalił Jan Radzikowski.
W zaległym meczu 3. kolejki Essenza pokonała Concentrix A po meczu, w którym na placu gry dominował chaos. O wygranej przesądził spryt Michała Piskora, który przytomnym strzałem z powietrza trafił do opuszczonej bramki Concentrixu. Była to ostatnia akcja pierwszej połowy. Co ciekawa, ostatnia akcja drugiej połowy mogła zakończyć się wyrównaniem, bo gracze Essenzy całkowicie zapomnieli o obronie. Concentrix okazji nie wykorzystał, rozgrywając akcję niechlujnie.
W dobrej formie jest ostatnio Midas. Drużyna Wojciecha Kowalskiego sprawiła niemałą niespodziankę, pokonując OBI Zwycięska. Było to jednak zwycięstwo całkowicie zasłużone, a najlepiej niech świadczą o tym jego rozmiary. Do przerwy było 1:0 po trafieniu Michała Mudy, ale w drugiej połowie Midas nie spuścił z tonu. Muda na 2:0, Konrad Lis na 3:0 i wreszcie w końcówce Marek Kłoda na 4:0. OBI bez atutów ofensywnych i bez szczelnej obrony. A Midas? Z taką grą ma prawo myśleć o czymś więcej niż spokojny środek tabeli.
W meczu Essenzy z Billennium do przerwy było 0:0. Na boisku więcej było nerwów i chaosu niż dobrej gry. Ale po zmianie stron wynik w kapitalnym stylu, strzałem „krzyżakiem” otworzył Damian Wiński. Ten gol był kluczowy – worek z bramkami się rozwiązał. Napędzone Billennium podwyższyło prowadzenie – na 2:0 trafił Adam Szyndler, a na 3:0 Cyprian Zawadzki. Na nieco ponad minutę przed końcem w sytuacji sam na sam z Adamem Wolińskim nie pomylił się Dariusz Wojciechowski, ale Essenza miała już mało czasu na szaloną pogoń. Zresztą, po chwili sprawy w swoje ręce wziął Dawid Kurkiewicz. Najpierw uderzył od słupka na 4:1, a potem wywalczył i sam wykorzystał rzut karny, ustalając wynik meczu.
Plaga Szczurów w dość mocno osłabionym składzie dzielnie stawiała opór OBI. Na początku długo utrzymywał się wynik 0:0, potem jeszcze dłużej tylko jednobramkowe prowadzenie drużyny reprezentując market budowlany. W końcówce „Szczury” opadły z sił i OBI zdołało dorzucić dwie bramki. Na listę strzelców obok Emila Mackiewicza (gol w pierwszej połowie) trafili też Tomasz Szumilak i Dawid Nosal. Zasłużone, choć trochę wymęczone zwycięstwo drużyny Artura Gerhanta.
W pierwszej rundzie Concentrix A przegrał z Billennium 0:10, a następnie z Królewskimi 0:8. Tymczasem w rundzie rewanżowej ekipa dowodzona przez Karola Niećko zdołała wygrać z obydwoma przeciwnikami! To pokazuje, jaki progres zrobił zespół Concentrixu. Czwartkowy mecz z Królewskimi był bardzo interesujący i widzowie wokół orlika mogli być zadowoleni, że wybrali się na obiekt przy Śliwińskiego. Początek należał do Adama Ainy, który zdobył dwie bramki. Królewscy zebrali się jednak w sobie i szybko doprowadzili do remisu po golach Mateusza Kowalewskiego i Mateusza Iwaniaka. Daleki wrzut z autu Concentrixu przyniósł w 11 min bramkę nr 3 Ainy. W drugiej połowie wszystko, co najciekawsze, zaczęło się dziać w końcówce. W 21 min Kamil Rybicki wykorzystał gapiostwo defensywy rywali i trafił na 4:2. Królewscy nie złożyli broni i błyskawicznie odpowiedzieli kolejnym golem Iwaniuka. Po chwili przed szansą stanął Krzysztof Kozak i Concentrix znów prowadził różnicą dwóch goli, ale to nie był koniec. W 24 min Iwaniuk skompletował hat-trick, a Królewscy znów byli o krok od remisu. Ale gra obronna teamu Marcina Dobrzyńskiego była karygodna. Maciej Górniak spokojnie wykorzystał sytuację sam na sam i ustalił rezultat meczu na 6:4! Sensacja stała się faktem.
Va Bank znów górą w „derbach” z Capitalem. Tak jak kilka miesięcy temu, tak i teraz „Bankowcy” wygrali 1:0 i znów autorem zwycięskiej bramki już na początku spotkania był Mateusz Kostkowski! A zatem historia lubi się powtarzać. Cóż z tego, że „Nieruchomościowcy” szarpali jak mogli, kiedy za każdym razem brakowało im tego czegoś. Całkowicie odcięty od gry był Marek Staniak, w ostatnim czasie najgroźniejszy zawodnik zespołu Capital. Va Bank dobrze odrobił pracę domową i zasłużenie wygrał ten mecz.
I co ciekawe, nie było to ostatnie zwycięstwo 1:0 Va Banku tego dnia. Niedługo potem ekipa Wojciecha Goneta zmierzyła się z Midasem. To był kolejny trudny mecz, bo zespół Wojciecha Kowalskiego ostatnio imponował formą. Ale nie tym razem. Jedyną bramkową akcję sfinalizował na początku drugiej połowy Łukasz Szlachetka, który wyszedł sam na sam z Krzysztofem Domańskim i po rękach golkipera umieścił piłkę w bramce. Żadna z prób zespołu w biało-czerwonych koszulkach nie przyniosła efektu – najbliżej był Arkadiusz Płaza, który w pierwszej połowie trafił w słupek.

IV LIGA
Pierwszego walkowera w tym sezonie oddała Husaria. Zespół Łukasz Litwiniuka poddał mecz z Mentozą.
Już w 1 min meczu Concentrixu B z Olimpem prowadzenie tym drugim dał Karol Wróbel. Potem podwyższył je Marcin Pawłasek. Concentrix nie miał jednak zamiaru tanio sprzedać skóry – po golach Janusza Wosia i Bartłomieja Szubzdy zrobiło się 2:2. Druga połowa należała już jednak do Olimpu, który wypunktował rywali. W 17 min było już 5:2. Finalnie skończyło się 6:3. Z dubletami mecz skończyli Wróbel, Pawłasek oraz Woś.
Zacięty i nerwowy mecz Świeżaków z Patatajami zakończył się skromnym zwycięstwem tych pierwszych. Na bramkę Andrzeja Różyckiego z pierwszej połowy około kwadrans później odpowiedział Bartłomiej Łebek. Patataje nie nacieszyły się jednak remisem długo. Różycki trafił po raz drugi i jak się później miało okazać – dał swojej drużynie zwycięstwo.
Po serii słabych występów wreszcie zapunktował LSM, który ograł ostatni w tabeli Top Team. Już w 2 min po naprawdę ładnej akcji piłkę w bramce Piotra Pawlaka umieścił Marcin Lato. Im bliżej było końca meczu, tym Top Team bardziej nerwowo próbował przedostać się pod bramkę LSM. W efekcie to drużyna Michała Mazurka miała więcej okazji. W 22 min wynik na 2:0 ustalił Adam Moryc, który trafił do siatki po mocnym strzale z rzutu wolnego.
OIRP to drużyna, w której wszystko zależy od dnia. Jednego mają silny skład i są w stanie powalczyć z każdym, by kolejnym razem zebrać ledwie piątkę graczy i skazać się na pożarcie. Ten drugi przypadek miał miejsce w środę przed Bożym Ciałem. Pięciu dzielnych zawodników OIRP do przerwy potrafiło nawet utrzymać wynik 0:0, ale niemoc strzelecka Sokoła nie mogła trwać wiecznie. Po przerwie bramkę Karola Porzaka „rozdziewiczył” Karol Arciszewski i dalej jakoś już poszło. Udało się dorzucić jeszcze trzy gole i mimo słabego meczu wygrać 4:0. Wynik idzie w świat, a OIRP, choć pozostawił po sobie niezłe wrażenie, to przegrał ten mecz jeszcze przed pierwszym gwizdkiem.
Mentoza nie bierze jeńców. Lider IV ligi w ostatni wtorek rozgromił Świeżaki aż 10:1! To była różnica klas, choć duża część bramek dla Mentozy padła w końcówce, gdy zespół w czerwonych koszulkach wyraźnie nie miał już ochoty na grę. Królem polowania został Damian Kuciński, zdobywca aż pięciu bramek. Szczególnie podobać mogła się ostatnia z bramek popularnego „Kaczki” – piękny strzał z dystansu zamknął to spotkanie i zdecydował o „dwucyfrówce”.
Kluczowe dla losów meczu Sokoła z LSM zdarzenie miało miejsce w 4 min. Adam Moryc, który miał już na swoim koncie żółtą kartkę, w bezsensowny sposób sfaulował Roberta Wawera przy linii końcowej boiska. Po chwili obejrzał drugie napomnienie i musiał opuścić boisko. Działo się to wszystko przy stanie 1:0 dla LSM, bo Moryc pomiędzy swoimi dwoma kartkami zdążył też zaliczyć ładną asystę do Tomasza Wójcika. Sokół wykorzystał przewagę liczebną i wygrał ten mecz. Najpierw pomocną dłoń wyciągnął Szczepan Naryński, pakując piłkę głową do własnej bramki. Kolejne gole strzelali już zawodnicy w żółtych koszulkach – Kamil Marczyński przed przerwą na 2:1, a potem po przerwie Wawer na 3:1, Waldemar Śniegula na 4:1 i wreszcie Paweł Mąka na 5:1. Trudno przewidzieć, jakim wynikiem skończyłby się mecz, gdyby nie wykluczenie Moryca, ale można zakładać, że byłaby to wyrównana rywalizacja.
Istnieje teoria, że na początku był chaos. W meczu Klastmedu z Castel Gandolfo chaos był na początku, w środku i na końcu. Duża intensywność, sporo biegania, jeszcze więcej walki, ale na koniec marne 0:0.

 

Serwis korzysta z plikow cookies w celu realizacji uslug zgodnie z polityka prywatnosci. Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookies w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.