Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich

"Wokół LAKP" (664)



Za nami nietypowa kolejka, która potrwała od niedzieli do środy. Na fotel lidera Ekstraligi powróciła Mentoza, ale dotychczasowy przodownik, czyli Zon Admina, ma dwa mecze mniej na koncie. W przyszłym tygodniu zadzieje się sporo ciekawego, ale póki co polecamy lekturę sprawozdań z 9. serii spotkań.

EKSTRALIGA
Ważny mecz w kontekście walki o najwyższe cele wygrał Adampol. Świdniczanie ograli Zamkowo 5:2, a ojców zwycięstwa było kilku – przede wszystkim strzelec hat-tricka, Paweł Szyjduk. Przy samobójczym golu Mateusza Gawryszczaka zaliczył on też asystę, bo to on strzelał. Jednak kawał dobrego meczu między słupkami rozegrał też Piotr Chlebuś, który zanotował gros udanych interwencji, a wiele razy miał też szczęście, szczególnie po strzałach Sebastiana Sztejno. Ten był zdecydowanie najaktywniejszy w zespole Zamkowo – strzelił dwa gole, a gdyby miał odrobinę lepiej nastawiony celownik, to mógłby „w pojedynkę” urwać punkty świdniczanom. Zwłaszcza, że Adampol po przerwie grał już bardzo prostymi środkami i nie silił się na rozgrywanie piłki. Do przerwy było jednak 4:0, więc zespół Krystiana Jocia miał oczywisty zapas i komfort psychiczny.
Stało się! Pierwsza wygrana Granitu II w tym sezonie jest faktem – w poniedziałkowy wieczór bychawianie okazali się lepsi od Ipso Iure, które ostatnio jest dalekie od dobrej formy. Oczywiście motorami napędowymi Granitu byli liderzy tej ekipy, Jakub Szymala i Kamil Sikora. Ten pierwszy potwierdził to, strzelając hat-tricka. Ipso Iure potrafiło tworzyć zagrożenie pod bramką Jakuba Malickiego, a dwie z licznych sytuacji całego zespołu wykorzystał Paweł Maziarz. To jednak stanowczo za mało, gdy popełnia się tak dużo prostych błędów w defensywie. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest bez wątpienia absencja Dawida Ptaszyńskiego. Ipso walczyło do samego końca, ale przegrało bardzo wyraźnie, 2:6.
Grający bez zmienników Pad-Bud ograł Poker Team. Jak do tego doszło? Najłatwiej byłoby zgonić to na czerwoną kartkę Karola Struga z 26. minuty, kiedy to pobawił się on w bramkarza. Jednak już wcześniej Pad-Bud prowadził 2:1 i miał dużo więcej klarownych okazji, ale wiele razy na wysokości zadania stawał Wojciech Krzymowski, który z konieczności włożył rękawice, by ratować swój zespół z opresji. Pad-Bud grał mądrze i wykorzystywał momenty, choć de facto skuteczności momentami brakowało. Zresztą, nawet rzut karny po wspomnianej „siatkówce” Struga nie został wykorzystany. Jednak w osłabieniu liczebnym „Karciani” byli już całkowicie bezradni, a Paweł Bugała (kareta) wespół z Patrykiem Grzegorczykiem (dublet) zrobili swoje. Na słowa uznania zasłużył też autor kilku świetnych interwencji, Karol Kurzępa.
Widok ostatnio punktował solidnie, ale w meczu z PULS musiał uznać wyższość rywala. W pierwszej połowie obejrzeliśmy raptem jednego gola, a zdobył go Oleh Boiarchuk. Worek z golami rozwiązał się po zmianie stron. PULS był lepszy i zaczął to wykorzystywać – po golach Ostapa Demianchuka, Bohdana Savicha, znów Boiarchuka i Mykhailo Kovalova, po pół godzinie gry mieliśmy wynik 5:0. Widok otrząsnął się i w końcówce zadał dwa ciosy rozluźnionym rywalom, ale gole Marka Lenartowicza i Bartłomieja Knosali pozostały jedynie na otarcie łez.
Mentoza wraca na dobre tory. W środowy wieczór Kamil Wędrocha zebrał siódemkę graczy, która wręcz rozjechała Politechnikę, bo inaczej niepodobna nazwać wynik 9:1. To była różnica kilku klas. W Politechnice walkę próbować nawiązywać Adrian Leszczyński, autor jedynej bramki i niezliczonej ilości dryblingów. Ale i jemu brakowało skuteczności – wiele razy szarże zatrzymywały się na dobrze broniącym Rafale Toruniu. Ten zaś swój bardzo udany występ spuentował jeszcze wykorzystanym rzutem karnym, ustalającym wynik meczu w końcówce. Hat-tricka ustrzelił Adrian Popiołek, dwa gole dołożył Kamil Wędrocha, a po bramce Maciej Góralski, Sebastian Wrzesiński i Rafał Czernic.

I LIGA
W coraz lepszej formie jest RKC4L. W niedzielny poranek team Jakuba Kosidło-Wąsika pokonał ZiP Kalinę United 3:1. Strzelanie w 5 min rozpoczął Kryspin Florek. Na 2:0 w 10 min podwyższył Szymon Kostrubiec. Kalina miała swoje okazje, ale tego dnia Piotr Ćwikliński był naprawdę świetnie usposobiony i ciężko było go pokonać. W ostatniej akcji pierwszej połowy kontra RKC4L przyniosła dublet Florka, który sprytnym strzałem pokonał Michała Gdulewicza. Po przerwie Kalina uwierzyła w skuteczną pogoń po pięknym uderzeniu Mateusza Brzozowskiego. Jednak Ćwikliński więcej razy pokonać się nie dał.
Wściekłe Psy bez wielu istotnych zawodników nie nawiązały wyrównanej walki z MW Lublin. Ekipa Marcina Roczniaka grała dokładniej, skuteczniej i solidniej w tyłach. Efektem tego jest wynik 7:2, któy nie pozostawia złudzeń. Obie honorowe bramki dla „Wściekłych” zdobył Norbert Piotrowski. Po stronie zwycięzców trafiali Grzegorz Iwańczuk (dwukrotnie), Konrad Zakrzewski, Grzegorz Sternik i Mateusz Siedlecki (trzykrotnie). Ten mecz rozstrzygnął się już na etapie zbierania składów.
Kiedy prowadzisz w 23. minucie 4:0, masz prawo czuć się zwycięzcą. I najwyraźniej OBI poczuło się zwycięzcą meczu z Żubrami, mając taki zapas na około trzy minuty przed „fajrantem”. Ale Żubry zabawiły się w Bayer Leverkusen w wersji orlikowej. W 23 min sygnał do odrabiania strat dał Mateusz Maksymiec, a zaraz potem do bramki Kamila Michalczuka piłkę pakowali kolejno Michał Kopeć, Grzegorz Kutrzepa i Mateusz Szafrański. Na około minutę przed końcem meczu zrobiło się 4:4. Jeśli ktoś wyszedł do toalety przy stanie 4:0, to mógł nie uwierzyć po powrocie… Jedna z najbardziej spektakularnych „remontad” w historii LAKP. Szok i niedowierzanie. Bramki dla OBI strzelali Emil Mackiewicz (dwie), Jakub Tomczak i Daniel Długosz.
Równolegle toczyło się inne pierwszoligowe spotkanie, które również zakończyło się remisem. Niestety, w rywalizacji APP Energy z Wolcarem bramek nie uświadczyliśmy. Było trochę sytuacji, było sporo niepotrzebnych nerwów, było mnóstwo żółtych kartek, ale do pełni szczęścia zabrakło jednak soli futbolu.
Z kolei na Politechnice obejrzeliśmy bardzo ciekawy mecz, w którym Pro-materials było o krok od sprawienia dużej niespodzianki i odebrania punktów Homerowi. W 8 min wynik otworzył Przemysław Jasiński, który wbił piłkę do bramki rywali z najbliższej odległości. W odpowiedzi Jakub Kawalec strzelił fenomenalnego gola z woleja i było 1:1. Homer odzyskał prowadzenie po strzale Damiana Ścibiora w 11 min. „Ścibi” podwyższył wynik w 19 min, a Homer miał jeszcze kilka doskonałych okazji, by zamknąć ten mecz. Zamiast tego, drużyna Jacka Trumińskiego napytała sobie biedy. Grzegorz Kloc płaskim strzałem zdobył bramkę kontaktową, a Kawalec znakomitym rogalem z rzutu wolnego wyrównał i można się było jedynie zastanawiać, która z jego bramek była lepsza, bo obie były znakomite. Przy stanie 3:3 ciężar roboty na siebie wziął ponownie Ścibior – poszedł na przebój pomiędzy przeciwników, a finalnie strzelił szpicem buta obok bezradnego Damiana Pytki. Do końca pozostawały sekundy i wydawało się, że Pro-materials przegra. Długa piłka w pole karne znalazła jednak Kawalca, który w trudnej pozycji zdołał jeszcze oddać strzał. W słupek!! To była piłka meczowa na 4:4, która została jednak zmarnowana.
W zaległym meczu 8. kolejki Mariol wrócił do wygrywania, pokonując ZiP Kalinę. W pierwszej części Mariol objął prowadzenie po rajdzie Piotra Wolińskiego, który finalnie zakręcił Patrykiem Al-Swaitim i precyzyjnym strzałem trafił do siatki. Po chwili próbkę umiejętności dryblerskich dał Tycjan Tatara, doprowadzając w spektakularnym stylu do wyrównania. Jedyna bramka drugiej połowy padła na początku. Mateusz Bagijew wykorzystał swoją szybkość, minął Michała Gdulewicza i ostatkiem sił kopnął piłkę do pustej bramki. Kalina mimo przewagi optycznej nie zdołała wyrównać. Gra w ataku pozycyjnym nie kleiła się drużynie ZiP.
Pierwszoligową kolejkę zakończył mecz Mariolu z Ułanami. Najwyraźniej drużyna Krzysztofa Mrozika gra falami i nadeszła właśnie ta dobra fala, bo Mariol wygrał ten mecz i to bardzo pewnie, bo aż 4:0. Kluczowa była końcówka pierwszej połowy, kiedy za sprawą Bartłomieja Małka i Piotra Marcinka drużyna Mariolu objęła dwubramkowe prowadzenie. W 16 min Ułani byli już w bardzo trudnym położeniu po drugiej bramce Małka, a dobił ich pod koniec spotkania Mateusz Bagijew.

II LIGA
Spora niespodzianka na Felinie. TRANS-AUDYT spisywał się ostatnio przeciętnie, a Plaga Szczurów bardzo dobrze, jednak w bezpośredniej konfrontacji obu ekip górą byli „Transportowcy”, którzy zagrali konsekwentnie i twardo w obronie, a na dodatek wykorzystali dwie okazje – za pierwszym razem Daniela Borzęckiego pokonał Michał Gaca, a za drugim Maciej Kliński.
W górę tabeli pnie się Neo. Zespół Marka Błaszczaka ograł w poniedziałek UPL. W pierwszej połowie na bramkę Krzysztofa Gapa, błyskawicznie odpowiedział Tomasz Pluta, który poszedł na przebój i nie stracił ani piłki, ani głowy. To również Pluta był bohaterem akcji z 15 min, gdy wyłożył Błaszczakowi piłkę tak, że ten nie miał prawa spudłować. W 17 min Błaszczak miał już na koncie dublet, a Neo prowadziło 3:1. Wygranej drużynie w białych koszulkach nie odebrała nawet kontrowersyjna decyzja sędziego, przyznająca rzut karny „Pokerzystom”. Po golu Gapa wybrzmiał bowiem ostatni gwizdek.
Marmota do przerwy remisowała z Glinianą 0:0, ale był to wynik mocno mylący, bo przewaga drużyny w fioletowych strojach nie podlegała dyskusji. Gdy podregulowane zostały celowniki, a Adrian Mańko zakończył festiwal szczęśliwych interwencji między słupkami, piłka raz po raz wpadała już do bramki „Świstaków”. Wprawdzie po strzale z rzutu wolnego Kacpra Mikołajki przez chwilę było jeszcze 1:1, to jednak finalnie skończyło się wynikiem 5:1. Cztery gole upolował Cezary Pęcak.
Na fotelu lidera wygodnie rozsiadła się Malagenia. Drużyna Pawła Kępki w środowy wieczór okazała się lepsza od Carmasu, który z kolei po tej kolejce wylądował na dnie tabeli. Kluczowa była końcówka pierwszej połowy – wówczas Michał Wójtowicz dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. W 21 min Malagenia zadała cios nr 3, tym razem do siatki trafił Daniel Wójcikowski. Carmas walczył, ale znów za mało było jakości, a za dużo błędów – udało się jedynie zdobyć gola honorowego. Dokonał tego Przemysław Małaj.
Mateusz Rewerski show – ciężko inaczej nazwać mecz Autokliniki z Mat-Geo. Znajdujący się na szarym końcu tabeli zespół Mat-Geo wygrał to spotkanie 5:2, a Rewerski ustrzelił karetę. Cztery gole to nie lada wyczyn, a dodać należy, że pierwszą z bramek Rewerski zdobył… krzyżakiem! To była jedna z efektowniejszych bramek, które padły w tym sezonie na lubelskich orlikach. Do przerwy było jednak 1:1, bo na wspaniałego gola dla Mat-Geo, świdniczanie odpowiedzieli bramką Macieja Średnickiego, który wszedł w defensywę rywali jak nóż w rozgrzane na słońcu masło. Po przerwie Autoklinika spała, a rywale strzelali. W 23 min po golu Patryka Kowalczyka było już 5:1. Minutę później Kowalczyk wdał się w przepychankę i pyskówkę z Arkadiuszem Bartnikiem – obaj panowie opuścili boisko z czerwonymi kartkami, a na nieco wyludnionym polu gry Autoklinika zdołała rozegrać jeszcze jedną bramkową akcję – zakończył ją golem Łukasz Nowosad.

III LIGA
W sobotę DomLublin prowadził 2:0, by przegrać 2:3. W niedzielę było zupełnie inaczej – team Mariusza Kędry przegrywał 0:2 z Sokołem, ale finalnie zainkasował komplet punktów. Wynik otworzył Kamil Marczyński, a podwyższył Karol Arciszewski. Ważny był gol do szatni, strzelony w 13 min przez Artura Harasima. Popularny „Hary” niedługo po przerwie miał wyśmienitą okazję, by skompletować dublet, ale zbyt długo zwlekał ze strzałem. Dwie minuty później dopiął swego i z rzutu wolnego trafił na 2:2. Drugim katem Sokoła był Krystian Cienkusz, który w 20 min dał ekipie DomLublin prowadzenie 3:2, a w ostatniej akcji meczu ustalił wynik na 4:2. Wynik tym cenniejszy, że do ostatnich chwil ważyły się losy zebrania składu. Udało się zagrać w sześciu i wygrać, szybko rehabilitując się za sobotnie 2:3 z Va Bankiem.
Z kolei Va Bank w poniedziałek nie podołał ekipie GOL-asów, a przede wszystkim napędzającemu większość ofensywnych poczynań tej drużyny, Hubertowi Małyszce. Małyszka ustrzelił hat-tricka i był najjaśniejszą postacią na boisku w tym dość przeciętnym meczu. „Bankowcy” mieli kilka okazji strzeleckich, ale żadnej nie potrafili sfinalizować uderzeniem do siatki. Nadziali się za to na kontrę, którą w ostatniej akcji meczu wykończył Arkadiusz Grabowski, ustalając w ten sposób wynik meczu.
Ekipy PO Lighting i Robimy Marketing postawiły na ofensywną, radosną piłkę – szczególnie w pierwszej połowie meczu. „Marketingowcy” prowadzili 1:0 po bramce Jarosława Pawłowskiego. Wyrównał Daniel Gawlak, a minutę później na 2:1 trafił Mikołaj Jachowicz. Zespół „Oświetleniowców” nie nacieszył się prowadzeniem zbyt długo, bowiem już dwie minuty później dublet na swoim koncie notował Mariusz Śledź, a jego team prowadził 3:2. Jeszcze przed przerwą to prowadzenie powiększył Rafał Szyszka. O dziwo po przerwie kanonada ustała – padł już tylko jeden gol, a strzelił go ponownie Szyszka.  
Poniedziałkowe granie kończył mecz Concentrixu z Essenzą. Pierwsza połowa należała do Concentrixu, który na przerwę schodził z prowadzeniem 2:0. Pierwszą bramkę strzelił Serhii Dudka, a drugą Oliwier Kloc – co ciekawe, w jednym przypadku pokonany został Artur Bogaj, a w drugim jego syn, Maciej Bogaj. Syn musiał zastąpić ojca na bramkarskiej robocie, po tym jak starszy z klanu doznał urazu mięśnia. W przerwie na mecz dotarł spóźniony Rafał Pietroń i to on zajął miejsce w bramce, choć de facto rzadko tam przebywał. Essenza ruszyła do przodu, rozgrywając piłkę z Pietroniem jako szóstym graczem. Na pierwszy efekt nie trzeba było długo czekać i to właśnie Pietroń mocnym strzałem skierował piłkę do bramki. Był to jednak zarazem jedyny bramkowy efekt starań Essenzy po przerwie. Był jeszcze strzał w słupek Roberta Drozda. Była też poprzeczka Concentrixu. Wynik 2:1 dojechał już do końca.
Pomimo ulewnego deszczu i zalanego boiska drużyny Królewskich i Ebe Ebe postanowiły grać o ligowe punkty. Lepiej wyszli na tym gracze Ebe Ebe, którzy wygrali 3:2, po bramce Filipa Packa w ostatniej akcji spotkania. Ale po kolei. To Ebe Ebe szybko wyszło na prowadzenie – do siatki trafił Bartosz Żywarski. Królewscy doszli do głosu, a jeśli Królewscy są skuteczni, to na ogół macza w tym palce Marcin Dobrzyński. Kapitan wyrównał, a potem tuż przed przerwą dał swojej drużynie prowadzenie. Sprawy zaczęły się komplikować w końcówce. W 20 min Żywarski znalazł drogę do bramki Patryka Włodarczyka po raz drugi. Minutę później za ostry faul swoją drugą żółtą kartkę obejrzał Kacper Skórski – Królewscy kończyli mecz w osłabieniu. To nie koniec, bowiem trzy minuty później interweniujący ręką poza polem karnym Mateusz Garbaty również obejrzał czerwoną kartkę i siły się wyrównały. Ostatnie minuty to istne przeciąganie liny – raz sytuacja pod jedną bramką, raz pod drugą. Ostatecznie cios kończący zadał wspomniany Pacek i skąpani w strugach deszczu gracze Ebe Ebe mieli powody do szczęścia.
Wiatr wieje nadal w oczy LSM. W środowy wieczór zespół Michała Mazurka rozegrał dobre spotkanie i miał więcej niezłych okazji na strzelenie gola niż wyżej notowany Capital. Cóż jednak z tego, skoro Michał Kazirodek nie dał się pokonać ani razu, a drogę do bramki Rafała Karczmarza pięknym rogalem w 20 min znalazł Oleksandr Hribov. Solidność defensywna, ciekawe akcje z przodu i starania Elesemu zdały się na marne, bo znów po stronie zdobyczy 0.

IV LIGA
Nadspodziewanie dużo działo się w meczu Emerloga z Cartmaxem. Na początku Cartmax mógł prowadzić nawet 2:0, ale stuprocentowa okazja zakończyła się strzałem w poprzeczkę, a rzut karny zmarnował Dawid Kurpik. Niewykorzystane sytuacje szybko się zemściły, choć w gruncie rzeczy to samie gracze Cartmaxu byli oprawcami swojej drużyny, prezentując rywalom bardzo proste bramki. Po paru minutach było już 3:0. Emerlog nie ustrzegł się jednak kolejnego błędu w obronie, po którym Kurpik wpisał się do meczowego protokołu. Dwie minuty później swoją drugą bramkę w tym meczu upolował Paweł Lipski i do przerwy było 4:1. Team Piotra Łukawskiego broni jednak nie złożył. Po golach Marcina Brzozowskiego i Kurpika zrobiło się tylko 4:3. Stan kontaktowy utrzymywał się niemal do samego końca. Ba, w doliczonym czasie gry Kurpik trafił nawet w słupek, ale wcześniej pomógł sobie ręką. Emerlog otrzymał więc rzut wolny, który zakończył się golem nr 3 Lipskiego, który – jak twierdzi – szurnął piłkę głową po bardzo dalekim wstrzeleniu spod drugiej bramki. Po chwili Lipski wyszedł jeszcze sam na sam i upolował swojego czwartego gola i tym samym mecz zakończył się wynikiem 6:3. Emocji nie brakowało.
Po serii słabszych występów dołująca w tabeli Husaria niespodziewanie pokonała czołową Ekipę 666. Na początku na 1:0 trafił Paweł Wieczorek, ale dość szybko po prostym błędzie Filipa Jeżewskiego do wyrównania doprowadził Bartłomiej Białecki. „Piekielni” znów wyszli na prowadzenie, gdy w 18 min po składnej akcji formalności dopełnił Mateusz Woś. Jednak tego dnia Husaria miała dużą wolę walki i atuty czysto piłkarskie – tym największym w końcówce okazał się Andrzej Kwiecień. Po jego dwóch strzałach losy meczu odwróciły się całkowicie i trzy punkty zainkasowała ekipa Łukasza Litwiniuka.
Po sobotniej porażce, dość szybko na właściwy szlak wróciły Świeżaki, a mecz z Fundacją Dobra Droga nie należał na pewno do łatwych. Różnicę zrobił jednak ten, który robił ją wiele razy od początku sezonu – Kacper Świerkula. To po jego dwóch strzałach w 11. i 16. minucie piłka wpadała do bramki Michała Fiuka. Imiennik Fiuka, Kwiatkowski, był niepokonany do samej końcówki, gdy sposób na niego znalazł Aleksander Sierakowski. Dobra Droga miała już jednak maleńką ilość czasu na poszukanie punktu i ta sztuka się nie udała.
Gdy z meczu KOBO z Olimpem wyciąć krótki fragment pierwszej połowy, gdy padły wszystkie trzy gole, mielibyśmy ciężkostrawne widowisko, bez soli futbolu. Na szczęście gole były – w 4 min po strzale z dystansu Janusza Lepiejzy i wyraźny rykoszecie, Andrzej Gontarz był już bezradny. Minutę później Lepiejzie pozazdrościł Adrian Nadulski, który huknął z daleka jak z armaty. Piłka odbiła się od dwóch słupków, a na finał od pleców Gontarza – w ten sposób znalazła się w bramce, a bramkarz Olimpu w meczowym protokole, jako autor „samobója”. Po błędzie Dawida Jargieły w wyprowadzeniu piłki już w 6 min Krzysztof Godula zdobył bramkę kontaktową, jednak do samego końca spotkania KOBO nie dało już sobie wbić więcej goli, samemu również nie zdobywając niczego więcej.

V LIGA
Kurczaki od Eliasza utrzymują się w czołówce piątoligowej tabeli. W niedzielny poranek ekipa sponsorowana przez Eliasza Bojarskiego ograła 8LM 2:0. Długo Konrad Klimkowicz był nie do pokonania, ale w końcu sposób na bramkarza rywali znalazł Adam Wadowski. W ostatniej minucie wygraną „Kurczaków” przypieczętował Tycjan Jankowski. Wygrał zespół piłkarsko lepszy, ale po raz kolejny w tym sezonie bramkarz Ósmej Ligi Mistrzów błyszczał i długo utrzymywał swój zespół w grze o punkty.
Również 2:0 wygrał Kultywator Konopnica, który mierzył się z zespołem ABM Greiffenberger. W 12 min piłkę w bramce Kamila Patyraka umieścił Damian Widomski. Prowadzenie w 19 min podwyższył drugi z liderów zespołu z Konopnicy, Kamil Kuzioła. ABM miał zbyt mało jakości w ofensywie, by napsuć Kultywatorowi krwi.
PKS BIGOS bez większego kłopotu wypunktował DHL, choć to „Kurierzy” mieli więcej z gry i częściej rozgrywali ataki pozycyjne. Cóż jednak z tego, skoro rywale punktowali, a mając takiego asa, jak Łukasz Raczkowski, wszystko wydaje się prostsze. Popularny „Raczek” sam strzelił jednego gola, a wcześniej asystował przy trzech innych. Finalnie „Kapuściani” zdobyli aż pięć bramek, a rywale przy ustalonym wyniku odpowiedzieli jednym. 5:1 – wynik tak bliski sercu każdego kibica żużla.
Perła ponad kwadrans nie potrafiła skruszyć muru Mythos, choć były okazje, by rozpocząć strzelanie. W końcu klucz do sejfu znalazł Mateusz Krzywanowski. Klucz zadziałał dwa razy, a w końcówce grabież trzech punktów zakończył golem na 3:0 Przemysław Kwiatek.
W ciemno można obstawiać, że Krystal i Furia BaLoN będą czołowymi ekipami na koniec sezonu w V lidze. Ich pierwszy z prawdopodobnie trzech meczów zakończył się wygraną Ukraińców. Wynik w 3 min otworzył Yehor Shyroian. Przez kolejnych ponad 20 minut obaj bramkarze nie dawali się pokonać, aż w końcu Oleksandr Potopliak podwyższył na 2:0. W doliczonym czasie gry Furia złapała jeszcze kontakt za sprawą Tomasza Rzeszuta, ale na coś więcej nie starczyło już czasu.

Serwis korzysta z plikow cookies w celu realizacji uslug zgodnie z polityka prywatnosci. Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookies w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.