Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich

"Wokół LAKP" (666)



Dzisiejszy numer ma szatański numer, ale nie będą to szatańskie wersety, a jedynie opis wydarzeń z ostatniego tygodnia rozgrywkowego w OLS. Znamy już finalistów Pucharu Ligi - OBI i Zon Admina zagrają o to trofeum już jesienią.

SAO MAI PUCHAR LIGI
W pierwszym półfinale OBI Zwycięska mierzyło się z RKC4L, a OBI – jak nakazywałaby nazwa – okazało się zwycięskie. Drużyna Artura Gerhanta przede wszystkim była nader solidna w tyłach, grała twardo i do tego potrafiła wykorzystać swoje okazje. Dwa bardzo ładne rogale w pierwszej połowie zawinęli Damian Stojak i Krzysztof Boguta. W drugiej części gry RKC4L dobił Daniel Długosz. Zespół w niebieskich koszulkach miał swoje okazje, ale ani razu nie zdołał pokonać Emila Mackiewicza.
Więcej emocji przyniósł drugi półfinał, w którym Pad-Bud mierzył się z Zon Adminą. Co ciekawe, Pad-Bud w 1. kolejce ograł aktualnego lidera Ekstraligi, a od tamtej pory team Tomasza Maciąga wygrał już wszystkie pozostałe mecze! Tutaj jednak początek w wykonaniu Zon Adminy był szalenie mocny i po trzech minutach w protokole meczowym było 2:0. W ostatniej akcji pierwszej połowy dośrodkowanie z rzutu rożnego na gola zamienił Patryk Grzegorczyk, zdobywając gola kontaktowego. W drugiej odsłonie spotkania Szymon Szuwalski z dobitki trafił na 3:1, ale dwie minuty później Pad-Bud rozklepał świetną akcję, po której Sławomir Nazaruk zdobył kolejnego gola kontaktowego. Do ostatnich sekund team Piotra Bielaka szukał wyrównania i nawet je znalazł, ale gol Grzegorczyka nie został uznany – zawodnik Pad-Budu przed strzałem odepchnął Cezarego Zdunka.

EKSTRALIGA
Ligowy klasyk pomiędzy Moore i Adampolem przyniósł dużo emocji i trzymał w napięciu do samego końca. Obrońcy tytułu objęli prowadzenie już na początku, po strzale Rafała Stępnia. W 8 min po prostej stracie Adriana Hofmana, sam na sam z Mateuszem Dudkiem wyszedł Dariusz Komarzeniec i sytuacji nie zmarnował. W 12 min Adampol wyszedł na prowadzenie – tym razem defensywa Moore nie upilnowała Pawła Szyjduka. Do przerwy było jednak po 2. Z rzutu wolnego huknął Konrad Zieliński, a zasłonięty Piotr Chlebuś skapitulował. W 30 min Moore wyszło na prowadzenie 3:2 – sprytnie uderzył Brillant Monroe Etana, dla którego był to ligowy debiut w zespole Marcina Urbana. Adampol nie złożył jednak broni – po dobrej akcji przed szansą stanął Adam Słowik i szansy tej nie zaprzepaścił. Moore rzuciło się do walki o pełną pulę. Urban odklepał piłkę do Stępnia, a ten szybkim strzałem umieścił ją w siatce. 4:3! Nie był to jednak cios kończący, bowiem minutę później z dystansu huknął Krystian Michalak. Nie była to zbyt wypracowana pozycja, ale dzięki temu udało się zaskoczyć Dudka, któremu piłka po rękach wpadła do bramki. Ostatnie sekundy to szalona walka obu ekip, zakończona bez rozstrzygnięcia. Wobec sytuacji kadrowej Adampolu, ten remis dla nich to prawie jak zwycięstwo, a dla Moore przede wszystkim strata dwóch oczek.
Zaskoczył Granit II. W poniedziałek zespół Wojciecha Migryta ograł Pad-Bud i wyraźnie zasygnalizował, że nie ma zamiaru bez walki żegnać się z Ekstraligą. Pad-Bud miał mocny skład, ale główna różnica ogniskowała się wokół pozycji bramkarza. Jakub Malicki bronił wyśmienicie, a po drugiej stronie z konieczności w rolę bramkarza wcielał się Michał Denis. Do przerwy to jednak Pad-Bud prowadził 1:0 po golu Sławomira Nazaruka. Druga odsłona należała do bychawian. Akcje napędzał przede wszystkim Kamil Sikora, ale swoje robili również pozostali. Sikora trafił do bramki Denisa dwukrotnie, dwa gole dołożył też Artur Frączek. Podłamany Pad-Bud w końcówce dobił jeszcze Karol Różycki.
Trwa marna seria Politechniki, choć akurat w poniedziałek drużyna „Polibudy” zagrała całkiem przyzwoity mecz i minimalnie uległa PULS-owi. Bardzo długo żadna ze strat nie potrafiła otworzyć wyniku. W końca sztuka ta udała się Bohdanowi Savichowi, który przyłożył zza pola karnego obok nogi Tomasza Kisiela i obok rąk interweniującego Ihora Klekotsiuka. Pięć minut później piłkę na połowie rywala wyłuskał Denys Braslavets, a potem poszedł na przebój i trafił na 2:0. Politechnika broni nie złożyła – piękny strzał Sebastiana Janika był ozdobą tego meczu, ale finalnie nie dał jego drużynie nawet punktu.
Przez prawie pół godziny mecz Poker Teamu z Zamkowo był teatrem jednego aktora – tym aktorem był Rafał Jaśkowiak, który skutecznie wybijał z głowy rywalom marzenia o strzeleniu gola. Poker prowadził 1:0 po bramce Michała Budzyńskiego, ale to rywale mieli znacznie więcej okazji strzeleckich. Jaśkowiak bronił jednak, tak jakby miał osiem kończyn, a nie cztery. Pokerowa „ośmiornica” skapitulowała w końcu po bramce najaktywniejszego w szeregach Zamkowo Sebastiana Sztejno. Po tej bramce „Karciani” wzięli się jednak za grę i w końcówce rozstrzygnęli ten mecz – gola na 2:1 pięknym mierzonym strzałem zdobył Łukasz Mietlicki, a kolejne dwie bramki dorzucił Tomasz Sekrecki.
Bez niespodzianki przy Róży Wiatrów. Mentoza rozbiła Ipso Iure aż 9:0, dominując od pierwszej do ostatniej minuty. Gole strzelali: Adrian Popiołek (cztery), Kamil Wędrocha (trzy), Jakub Cioć i Maciej Góralski. Pod bramką Kacpra Nawłatyny groźnie było tylko raz, ale po strzale Pawła Maziarza z bliska w sukurs bramkarzowi Mentozy przyszła poprzeczka.
Czasem jedna sytuacja w meczu całkowicie rozstrzyga jego losy. Tak było w przypadku rywalizacji Poker Teamu z Moore. W 22. minucie Brilliant Etana Monroe ratunkowym wślizgiem zatrzymał piłkę zmierzającą do bramki. Piłka po nodze czarnoskórego piłkarza Moore trafiła w jego wysuniętą nad głowę rękę. Adrian Mańko po chwili zawahania wskazał na punkt karny, a zawodnikowi pokazał czerwoną kartką. Czy postąpił słusznie? Zdania są podzielone, ale niewątpliwie ta sytuacja zdeterminowała ten mecz. Było 3:3, a skończyło się zwycięstwem „Karcianych” 13:3. To mówi wszystko. Jeszcze bardziej wymowny jest fakt, że na kilka godzin przed spotkaniem Poker rozważał oddanie walkowera, by finalnie z trudem zebrać skład. Po trzy gole w tym meczu strzelili Karol Strug i powoli powracający do gry po wielotygodniowej pauzie Erwin Sobiech.
Zon Admina przegrała drugi mecz w tym sezonie – przegrała przede wszystkim na etapie zbierania składu, bo na spotkanie z Widokiem zebrała tylko szóstkę graczy, w dodatku jeden z nich spóźnił się dobrych kilka minut i przybył na boisko już przy stanie 0:2. Do przerwy dużo lepszy Widok prowadził 4:1, po zmianie stron Bartłomiej Knosala podwyższył na 5:1. Najwyraźniej to rozluźniło zespół beniaminka, który pozwolił rywalom na strzelenie dwóch goli i kilka kolejnych sytuacji, gdzie sprawy ratować musiał Andrzej Chagowski. Zon Admina nie wywalczyła bramki kontaktowej, a w końcówce pogrążył ją Daniel Krakiewicz, strzelając swoją czwartą bramkę w tym meczu.

I LIGA
Ciasno robi się w środkowej strefie tabeli I ligi. W poniedziałek RKC4L wygrało z Pro-materials, a zwycięski gol padł w samej końcówce i był efektem pecha Jarosława Boliboka, który zanotował „samobója”. Wcześniej w 8 min RKC4L objęło prowadzenie po uderzeniu Adriana Rapy. W drugiej odsłonie wyrównał Jakub Kawalec, który bezbłędnie egzekwował rzut karny. Mecz był wyrównany i miał fragmenty lepszej gry Pro-materials, jak również przewagi RKC4L. Ostatecznie szczęście było po stronie tych drugich.
W wyraźnym kryzysie znalazły się Wściekłe Psy, a wykorzystała to ZiP Kalina. Ekipa Jakuba Marczuka wygrała ze „Wściekłymi” 6:3. Jako pierwszy do bramki Kaliny trafił jej były zawodnik, Krystian Iwaniuk. To najwyraźniej rozjuszyło zespół w zielonych strojach i do przerwy było już 3:1 dla ZiP – bramki strzelali Rafał Al-Swaiti (dwie) i Tycjan Tatara. W drugiej połowie trwał „demontaż” Wściekłych Psów – Tatara skompletował hat-tricka, a jedną bramkę dorzucił Marek Gliwka. Zespół Tomasza Dańskiego odgryzł się dwukrotnie – swojego drugiego gola strzelił Iwaniuk, a wcześniej trafił też sam Dański. Na niewiele się to jednak zdało. Trzy punkty dla Kaliny.
MW Lublin i OBI przystąpiły do poniedziałkowego meczu w mocno przetrzebionych składach, ale lepiej wyszli z tego gracze reprezentujący wielkopowierzchniowy sklep budowlany. Prawdziwym liderem był Krzysztof Boguta. Nie tylko świetnie regulował tempo gry, ale też dwukrotnie zadawał skuteczne ciosy. W 22 min na 3:0 podwyższył Jakub Nowicki. MW Lublin miało swoje okazje, ale pierwszą wykorzystało dopiero w 23 min, gdy do siatki trafił Grzegorz Sternik. Niczego więcej team Marcina Roczniaka nie wskórał.
Żubry wypunktowały APP Energy. Kruszenie solidnej spisującej się defensywy rywali zajęło ponad 10 minut, ale w końcu po zagraniu Michała Kopecia piłkę z najbliższej odległości do siatki wbił Patryk Przebirowski. Prowadzenie w 20 min podwyższył Grzegorz Kutrzepa. APP brakowało elementu zaskoczenia w ataku – defensywa Żubrów oraz bramkarz tej drużyny spisywali się bardzo dobrze. W końcówce cios kończący zadał Michał Jabrzyński.
Liderujący Homer jechał na mecz z Ułanami jak na ścięcie – w zespole brakowało praktycznie wszystkich liderów. A jednak ze starcia przy Śliwińskiego udało się przywieźć punkt, wywalczony rzutem na taśmie po golu Łukasza Woźniaka. To również Woźniak otworzył rezultat tego spotkania w 2 min. Potem jednak na boisku dominowali Ułani, których problemem był brak skuteczności, a momentami po prostu szczęścia – dość wspomnieć o trzech poprzeczkach tylko w pierwszej połowie. Mimo wszystko po golach Pawła Gryty i Karola Czachorowskiego Ułani prowadzili 2:1. Jak się okazało, nie potrafili dowieźć korzystnego wyniku i mecz zakończył się remisem, po którym tylko jedna drużyna mogła się cieszyć.
W czwartek Pro-materials zebrało tylko piątkę graczy, skazując się na porażkę z MW Lublin. Ale długo wydawało się, że może dojść do sensacji, bowiem to drużyna Marka Kowalczyka prowadziła 2:0 po dublecie Jakuba Kawalca. Proste środki, przebłyski snajpera i znakomita gra Damiana Pytki w bramce – to była recepta na sukces. W końcu jednak MW Lublin zaczęło trafiać do siatki i wygrało ten mecz 4:2. Dwie bramki zdobył Jakub Wójcik, po jednej Mateusz Siedlecki i Kamil Dębicki.
Dość otwarte spotkanie Mariolu z Wolcarem zakończyło się pewnym zwycięstwem tych drugich. W pierwszej połowie Wolcar zdobył dwie szczęśliwe bramki po strzałach Konrada Tarkowskiego i Wojciecha Kopecia – jeśli ktoś ma wątpliwości, czy były fartowne, może odpalić sobie skrót tego meczu. Potem Wolcar naciskał, ale Adam Ciastek kilka razy ratował swój zespół przed wyższym wynikiem. Druga połowa była zupełnie inna. Ciastek miał mniej pracy, a działo się pod bramką Tarkowskiego, który raz po raz musiał odbijać groźne uderzenia rywali. Robił to z wyczuciem i odrobiną szczęścia, dzięki czemu Mariol bezskutecznie bił głową w mur. W końcówce rywali dobił Daniel Sekuła, z olimpijskim spokojem wykorzystując swoją sytuację. Wynik nie odzwierciedla przebiegu gry, ale wygrał tu zespół mądrzejszy i skuteczniejszy.
Sporo ciekawego wydarzyło się w meczu Wściekłych Psów z Wolcarem. „Wściekli” przespali początek meczu i gdy zabierali się do roboty, przegrywali już 0:3 po bramkach Daniela Sekuły, Wojciecha Kopecia i Krystiana Kołodziejskiego. Sygnał do odrabiania strat dał Tomasz Dański. Po przerwie Dawid Mazuruk precyzyjnym strzałem doprowadził do stanu kontaktowego. Wściekłe Psy chciały iść za ciosem. Niewiele brakowało, a byłoby 3:3, ale piłkę z linii bramkowej wybił Valentyn Kozinskyi – sęk w tym, że „Wściekli” twierdzili iż pomógł sobie ręką, a nawet, że wybił piłkę już zza linii! O ile ręka faktycznie była (sędzia uznał, że nie była intencjonalna), o tyle o przekroczeniu linii całym obwodem mowy być nie mogło. Arbiter nie przychylił się do protestów zespołu Dańskiego. Wściekłe Psy nie zrażały się tą decyzją i szukały wyrównania, ale bezskutecznie. Zamiast tego w 23 min nadziały się na cios nr 4 Wolcaru – gola zdobył Michał Walczak. W doliczonym czasie gry Dański zmarnował jeszcze rzut karny i mecz zakończył się wynikiem 2:4.
Ułani wyszarpali remis w sobotnim starciu z OBI. Z jednej strony mogli czuć radość, bo zdobyli bramkę na 1:1 w ostatniej minucie meczu, z drugiej to oni mieli znacznie więcej z gry, ale po raz kolejny brakowało im skuteczności. Jest to największa bolączka drużyny Dawida Szatkowskiego w tym sezonie i nie inaczej było w tym meczu. OBI prowadziło 1:0 po trafieniu Krzysztofa Boguty. „Krecią robotę” zrobił jednak Jakub Tomczak, który obejrzał dwie żółte kartki za przeklinanie. Ułani wykorzystali przewagę liczebną.

II LIGA
Systematycznie od kilku tygodni w górę tabeli pnie się Neo. Drużyna Marka Błaszczaka w poniedziałek pokonała Plagę Szczurów. W 4 min strzelanie rozpoczął Marcin Miturski. Cztery minuty później na 2:0 podwyższył Maciej Łucjanek. Starania Plagi przyniosły efekt na pięć minut przed końcem meczu, gdy drogę do bramki Jacka Michara znalazł młody Adrian Lakutowicz. „Szczury” walczyły o punkt, ale nadziały się na cios kończący, który w 25 min wyprowadził Łucjanek.
W kratkę gra TRANS-AUDYT.pl. W meczu sąsiadów z ligowej tabeli „Transportowcy” ulegli Autoklinice. Przez większość meczu oglądaliśmy dużo walki, ale mało piłkarskiej jakości. Wystarczyły dwie minuty drugiej połowy, by zapadło rozstrzygnięcie. Wtedy dwa ciosy wyprowadzili gracze ze Świdnika. Na 1:0 trafił Patryk Mizura, a niedługo potem na 2:0 Maciej Średnicki.
Z wysokiego „C” nie schodzi Malagenia – tym razem w pokonanym polu pozostawiła UPL, a czterobramkowy łup po równo rozdzielili między sobą Daniel Wójcikowski i Michał Wójtowicz. „Pokerzyści” przez chwilę remisowali 1:1 po mocnym strzale Macieja Augustyniaka z woleja. Tym wynikiem nie nacieszyli się jednak długo – Malagenia zagrała z pełną kontrolą nad meczem, a w końcówce dobiła przeciwnika, gdy nadarzyły się do tego okazje.
Gliniana okazała się lepsza od Mat-Geo, co biorąc pod uwagę sytuację kadrową obu zespołów nie jest żadną niespodzianką. W pierwszej połowie strzelanie rozpoczął Arkadiusz Proch, który wykorzystał rzut karny, a niedługo potem na 2:0 podwyższył Mateusz Misztal. Po zmianie stron bramki sypały się jeszcze obficiej – na cztery trafienia Glinianej, Mat-Geo odpowiedziało po dwakroć. Gdyby nie Marcel Kapuśniak między słupkami, wygrana Glinianej mogła być jeszcze bardziej okazała. Mecz z hat-trickiem zakończył Misztal.
Marmota ograła Carmas 6:2 w meczu bez historii. Obie połowy zakończyły się wynikiem 3:1. „Świstaki” miały więcej z gry i lepiej wykorzystywały błędy rywali, którzy grali w mocno osłabionym składzie. Po dwa gole strzelili Krzysztof Wójcik i Kacper Mikołajka.

III LIGA
Po zeszłotygodniowej porażce na zwycięski szlak powrócił Capital Nieruchomości, który w meczu dwóch czołowych ekip ograł Robimy Marketing. Śliska murawa boiska przy Staszicu nie ułatwiała gry obu ekipom – dużo było chaosu, mało sensownej gry w piłkę. Capital miał jednak w swoich szeregach Mateusza Pietrzyka, który wypracował dwa gole – za pierwszym razem dośrodkował idealnie na głowę do Grzegorza Chabrosa, za drugim dograł do Mykoly Turovskyiego, który z bliska wbił piłkę do siatki. Druga połowa to spora przewaga „Marketingowców” i kilka groźnych strzałów. Czujnie bronił jednak Michał Kazirodek. Skapitulował tylko raz – w sytuacji sam na sam pokonał go Jarosław Pawłowski. Choć do samego końca team w czerwonych strojach naciskał, to punktów nie wywalczył.
Niespodziewanym rozstrzygnięciem zakończył się środowy mecz GOL-asów z DomLublin.pl. Ile znaczy nieobecność Huberta Małyszki w ekipie Piotra Roja? Najlepszym przykładem był właśnie ten mecz, w którym triumfowali gracze Mariusza Kędry. Już w 1 min wynik otworzył Tomasz Kulisz. W 7 min było już 2:0 – do siatki trafił Artur Harasim. Niedługo potem Sławomir Łukowski dał „Golasom” bramkę kontaktową, ale jak się okazało ponad kwadrans później, również ustalił rezultat końcowy. GOL-asy przeważały, ale na niewiele się to zdało – brakowało płynności w grze i kogoś, kto mógłby zrobić różnicę. DomLublin dowiózł prowadzenie do końca.
PO Lighting balansuje na granicy trzeciego walkowera, ale w środę drużyna z podlubelskich Niemiec okazała się lepsza od Sokoła. Wynik tym cenniejszy, że trzeba było odrabiać straty, bo w 5 min gola na 1:0 zdobył Karol Arciszewski. Szybko odpowiedział jednak Grzegorz Kijewski, a gola na wagę trzech oczek zdobył na dwie minuty przed końcem Mikołaj Jachowicz. Sokołowi prawdopodobnie pozostanie do końca sezonu gra o utrzymanie, a PO Lighting mogłoby myśleć o wyższych celach, gdyby nie ciągłe problemy kadrowe.
Va Bank pokonał Ebe Ebe aż 7:1, ale na taki wynik nie zanosiło się w pierwszej połowie, gdy drużyna Jakuba Czopka prowadziła 1:0 po golu Filipa Packa. W 11 min do wyrównania doprowadził Rafał Furtak. W drugiej odsłonie antybohaterem Ebe Ebe został wspomniany Czopek, który zarobił czerwoną kartkę. Grający w piątkę zespół w żółtych strojach całkowicie się posypał i stracił aż sześć goli w ostatnich dziesięciu minutach. Dublety ustrzelili Leszek Huszaluk, Karol Łubkowski i Adam Gonet.
Nie było niespodzianki w meczu Królewskich z Concentrixem. Choć przez większą część gry toczyła się wyrównana walka, to „złote momenty” należały do Królewskich. Dwukrotnie do siatki trafiał Marcin Dobrzyński, raz Jakub Cichosz. Tym samym zespół Dobrzyńskiego na półmetku rozgrywek jest liderem, a team Krystiana Szpyra zajmuje miejsce w środku trzecioligowej stawki.
Trzy punkty wyszarpał LSM, który w sobotnie przedpołudnie mierzył się z Essenzą. Długo był to mecz niewykorzystanych sytuacji i dobrych interwencji bramkarzy, ale w końcu grający praktycznie bez zmian (z kulejącym Arturem Bogajem jako opcją alternatywną) zawodnicy Essenzy pękli. Skarcił ich dwukrotnie Tomasz Wójcik. Wygrana „Elesemiaków” była zasłużona, choć niewiele zabrakło, a ich nieskuteczność doprowadziłaby do bezbramkowego remisu – oba gole padły w końcówce.

IV LIGA
Dobra Droga prowadziła z Olimpem 2:0. Już w 3 min pięknym strzałem wynik otworzył Jakub Jarosz, a siedem minut później błąd Andrzeja Gontarza i Marcina Iwana wykorzystał Kacper Górski. Olimp jeszcze przed przerwą wywalczył bramkę kontaktową – w swoim stylu daleki wrzut z autu zamknął Karol Wróbel. W drugiej połowie Olimp starał się narzucić swoje warunki gry i powalczyć przynajmniej o remis. Długo wychodziło to jednak mocno przeciętnie, ale w końcu udało się zawiązać bardzo składną akcję, którą z zimną krwią sfinalizował Grzegorz Burdyn. Remis wydaje się wynikiem sprawiedliwym.
Podziałem punktów zakończył się również wtorkowy mecz Cartmaxu z Ekipą 666. Team Piotra Łukawskiego prowadził 1:0 po bramce Dawida Kurpika, ale w drugiej połowie starania „Piekielnych” przyniosły efekt w postaci wyrównania – do siatki trafił Daniel Bondarenko. Obie drużyny walczyły ostro, a momentami bardzo ostro, w czym pomagała śliska nawierzchnia boiska. Zabrakło jednak nieco więcej walorów czysto piłkarskich, ale pod względem intensywności był to mecz znacznie lepszy niż czwartoligowy.
Spotkanie KOBO z Emerlogiem lepiej rozpoczęli gracze w biało-czarnych strojach – w 5 min do siatki trafił Damian Golec. Emerlog zdołał jednak „ogarnąć się” i jeszcze przed przerwą po dwóch pięknych strzałach – Pawła Lipskiego i Kacpra Lubisza – wyjść na prowadzenie. Po przerwie Lubisz po raz drugi trafił z wolnego, a następnie skompletował hat-trick, wykorzystując sytuację sam na sam. Strzelanie zakończył Lipski, ustalając wynik meczu na 5:1. KOBO bez nominalnego bramkarza i kilku podstawowych graczy, było tutaj bezradne.
Nie doszło do skutku spotkanie Beer Stars z Husarią – „Piwne Gwiazdy” dostały darmowe trzy punkty na srebrnej tacy.

V LIGA
Wciąż bez skutku pierwszego zwycięstwa szuka DHL. Drużyna „Kurierów” była tego bliska w poniedziałkowym meczu z Kultywatorem – było 2:0 i 3:1, a mimo to finalny rezultat to jedynie podział punktów. Warto nawiązać do spotkania z pierwszej rundy, które również rozgrywane było na boisku przy Radzyńskiej w poniedziałkowe popołudnie. Wtedy w śnieżnym anturażu również padł remis 3:3 i również Kultywator wyszedł z nie lada problemów. Historia się powtórzyła, choć tym razem zamiast śniegu, była gorąca, a wręcz duszna aura. DHL prowadził 2:0 po dwóch golach w 5. minucie – na 1:0 trafił Bartłomiej Musiatowicz, a na 2:0 Przemysław Myśliwiec. Po zmianie stron Kultywator złapał kontakt dzięki bramce Konrada Fusa. DHL odpowiedział bramką Filipa Kruka, ale był to jedynie przebłysk „Kurierów” w tej połowie, która została całkowicie zdominowana przez zespół z Konopnicy. Damian Widomski z najbliższej odległości wbił piłkę do bramki na 2:3, a do wyrównania nieco szczęśliwie głową doprowadził Fus. W końcówce Kultywator miał jeszcze doskonałe sytuacje na zwycięstwo – najlepszej nie wykorzystał Fus, którego strzał obronił Jerzy Puczkowski.
Kolejne trzy oczka trafiły na konto PKS BIGOS i „Kapuściani” mają pełne prawo myśleć o górnej połówce tabeli w kluczowej fazie rozgrywek. W meczu z Mythos drużyna Tomasza Moszczyckiego była lepsza, ale długo nie potrafiła tego spuentować – na przeszkodzie stawał dobrze dysponowany Michał Pasztaleniec, ale też np. obramowanie bramki. W końcu klucz do sejfu znalazł Marcin Jerzykowski. To jego dublet dał zwycięstwo 2:0. Mythos miało zdecydowanie zbyt mało jakości w ofensywie.
Perła pokazała Kurczakom od Eliasza, co znaczy doświadczenie i ogranie. Zespół „Piwoszy” rozbił młodych graczy sponsorowanych przez „lubelskie KFC”. W pierwszej połowie strzelanie rozpoczął Bartosz Chlebiej, ale potem lejce lidera drużyny przejął Radosław Klimkowicz, który ustrzelił hat-tricka. Tym samym Perła wygrała 4:0 i po marnym początku sezonu, wyraźnie pozycjonuje się w roli jednego z kandydatów do czołowych miejsc.
Furia BaLoN zasłużenie pokonała ABM, który mimo dość wyraźnej porażki 3:6, rozegrał jedno z lepszych spotkań w tym sezonie. Wobec szybkiej i kreatywnej gry Furii, ABM był jednak bezradny. Królem polowania został Wojciech Lejko, zdobywca hat-tricka. Dublet dorzucił Tomasz Rzeszut, a bramkę głową dołożył też Krzysztof Rak, któremu nie przeszkodził w tym mikry wzrost. W końcówce Furia wyraźnie odpuściła sobie grę obronną, czego efektem były trzy gole dla rywali, strzelone w ciągu raptem trzech minut – zdobywali je Hubert Kornacki, Przemysław Reszczyński i Michał Buzek.
Perła nie sprostała wyżej notowanemu Krystal – zabrakło przede wszystkim argumentów w ofensywie. Krystal objęło prowadzenie po efektownym strzale Bohdana Chobita z woleja. W drugiej połowie na 2:0 po kontrataku podwyższył Yehor Shyroian. „Piwosze” przejęli inicjatywę dopiero w końcówce, ale nie wykorzystali żadnej z okazji.
Walkowerem zakończył się sobotni mecz 8LM z Furią BaLoN – „Ósmoligomistrzowcy” poddali mecz już w piątek.
Kurczaki od Eliasza wypunktowały ABM Greiffenberger. Wszystkie trzy gole dla „Kurczaków” padły przed przerwą – dwa strzelił Tycjan Jankowski, jednego dołożył Adam Wadowski. Ofensywni liderzy nie zawiedli i kolejne trzy punkty wpadły na konto.

Serwis korzysta z plikow cookies w celu realizacji uslug zgodnie z polityka prywatnosci. Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookies w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.